CZĘŚĆ I
Bańki mydlane, leciutkie, błyszczące różnymi kolorami, jak mieniąca się w blasku słońca tęcza, która rozpościera się na niebie po ulewnym deszczu. Delikatne i ulotne, wzbudzają mnóstwo radości, a jednak pękają w promieniach słońca, jak marzenia z dziecięcych lat, o których już dawno zapomnieliśmy...
Nad wejściem do budynku lśnił w ciemności piękny napis „Marzenie”.
- To tu? – zdziwiła się jedna z kobiet, które zjawiły się punktualnie, trzymając w dłoniach zaproszenia.
Drzwi były zamknięte, ale gdy tylko nadusiły dzwonek, tuż obok wejścia, ciężkie skrzydło drgnęło i mogły wejść do środka. Nikt ich nie witał, ale oświetlony korytarz wskazywał kierunek, w którym powinny iść. W końcu znalazły się przed drzwiami, zza których dobiegała wesoła dziecięca melodia.
- Dobrze, że już jesteście! – jak na zawołanie wejście stanęło otworem, a przy drzwiach witała je sama właścicielka tej bajecznej posiadłości. – Mam nadzieję, że zdążyłyście się poznać i zaprzyjaźnić podczas podróży. – uśmiechnęła się do swoich gości.
Pokój, w którym się znalazły, wyglądał nieziemsko pięknie. Bawialnia nosiła nazwę „Po drugiej stronie tęczy”. Zabawki, o których zawsze marzyły, talerze pełne słodyczy, tęczowych cukierków i czerwonych lizaczków – kogucików, donaldówa, oranżada w proszku i wielkie pachnące waty cukrowe.
- Jesteśmy w bajce? – zapytała zaskoczona Iza Frączyk – To jest jak... – szukała w myślach odpowiedniego słowa.
- Spełniony sen – usłyszały słowa z drugiego końca sali, gdzie Jola Bartoś wskazywała kelnerom miejsca ustawienia tac ze smakołykami.
- Dokładnie! – uśmiechnęła się Iza – Mój spełniony sen.
- Dzisiejsze przyjęcie to Joli pomysł. – Magda była równie zadowolona co jej goście – Pozwólcie, że zaprosimy Was na poczęstunek.
- Ale skąd to wszystko? – Agata Bizuk nie wierzyła własnym oczom, przyglądając się delikatnym figurkom z porcelany, które kochała od dzieciństwa.
- Jola nigdy nie zdradza swoich pomysłów – przyznała Magda.
- Dlaczego nie? – Pisarka natychmiast była gotowa zaprzeczyć. – Przecież to proste. Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, a na cuda trzeba trochę poczekać... Dzisiaj będę spełniała wasze życzenia. Wszystko cokolwiek byście chciały w zamian za wasze dzieciństwo...
- Brzmi jak cyrograf... – zaniepokoiła się Kasia Kielecka.
- Nie, to tylko... Gra w zielone – uśmiechnęła się Jola. – Siadajcie – wskazała wygodne kanapy. – ja zajmę się pysznościami, a wy opowiecie Magdzie o swoim dzieciństwie.
- I nic nam nie grozi? – Karolina Kubilus nie dowierzała kryminalistce.
- Nie. Masz przecież swojego anioła na szczęście. – wskazała na piękną figurkę aniołka, który nieśmiało wyglądał zza talerza z tęczowymi babeczkami.
- Zapraszam – Magda w roli gospodyni czuła się najlepiej. – Opowiedzcie mi o swoich dziecięcych marzeniach.
- „O czym wtedy marzyłam? – Iza Frączyk zastanawiała się chwilę – Raczej o małych rzeczach. najbardziej chyba o wyjeździe z innymi dziećmi na kolonię lub obóz. Byłam z tych chorujących i to na poważnie, zatem na takie atrakcje miałam wieczny szlaban, dopóki nie osiągnęłam wieku w miarę sensownego, kiedy to jako szesnastolatkę , rodzice nareszcie puścili mnie na obóz językowy, gdzie już na pierwszej lekcji zakułam na blachę wszystkie przekleństwa po angielsku, w drugim dniu obozu samodzielnie się ostrzygłam, a w trzecim zostałam przewodniczącą grupy, która ogłosiła strajk głodowy mający na celu natychmiastowe zwolnienie kucharki serwującej dzień po dniu świńskie podroby”.
- Byłaś łobuziarą – Magdę niezwykle ubawiło opowiadanie pisarki.
- Może troszeczkę. – Przyznała, rozglądając się, gdzie nagle zniknęła Jola. – A ta twoja pomocnica nie szykuje jakiejś niespodzianki, wybuchowego koktajlu, czy czegoś...?
- A kto to może wiedzieć? – Magda wzruszyła ramionami – Nikt nie wie, jaki diabeł stoi jej za plecami. Agata może teraz Ty?
- „Moim największym dziecięcym marzeniem było... – Agata Bizuk przewróciła wymownie oczami – zostanie emerytką. Każdy chciał być kimś – nauczycielem, lekarzem, a ja chciałam od razu na emeryturę. Nie powiem, żeby po latach to moje marzenie uległo jakiejkolwiek zmianie, wręcz mam wrażenie, że z każdym rokiem nie mogę się doczekać stanu emerytalnego”.
- Karolina, a Ty? – Gospodyni spojrzała na rozbawioną Karolinę Kubilus.
„Zawsze chciałam mieć psa, a ponieważ mieszkaliśmy w bloku i rodzice nie chcieli się zgodzić, miałam pluszowego (i to była moja ulubiona zabawka!). Nawet prowadzałam go na smyczy! Pies wabił się Ringo, tak jak pies sąsiadki, którego czasem wyprowadzałam na spacer”.
-„Ja najbardziej marzyłam, by mieć braciszka lub siostrzyczkę – Kasia Kielecka nie czekała dłużej na zachętę do rozmowy – Byłam gotowa zmieniać pieluchy i prasować śpioszki. Wymyślałam sobie rodzeństwo, nadawałam mu imiona i bawiłam się z wyimaginowanymi dziećmi, a w zasadzie rozstawiałam je po kątach, bo w dzieciństwie zapowiadałam się na heterę o charakterze przywódczym. Rodzice rozwiązali problem sprytnie i skutecznie. Pewnego dnia przynieśli mi maleńką suczkę – bokserkę, która natychmiast zesikała mi się na dywan. Odtąd miałam urwanie głowy ze szczeniaczkiem. Myśl o braciszku lub siostrzyczce skutecznie wywiało mi z głowy, a miłość do bokserów została ze mną do dziś. Poza tym marzyłam, by podróżować w czasie i pięknie śpiewać. Jedno i drugie było tak samo nierealne”.
- Nie wiem, czy uwierzycie – westchnęła Magda Kołosowska – Jako mała dziewczynka miałam głowę wypełnioną marzeniami. Wymyślałam przeróżne historie, bardziej lub mniej fantastyczne, ale zawsze w tych marzeniach przewijało się pragnienie, by być pisarką. Mnie, ówczesnemu dziecku, taka osoba kojarzyła się z nieograniczonymi wręcz możliwościami. Skoro to ona opisywała i wymyślała historie, musiała mieć władzę absolutną. Wyobrażałam sobie siebie piszącą książki. Wymyślałam, o czym będę pisać, w głowie powstawały przeróżne scenariusze. Z biegiem lat te marzenia niewiele się zmieniły”.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz