CZĘŚĆ II
Wata cukrowa smakowała tak samo jak w dzieciństwie, a może nawet lepiej, bo tego dnia żadna z zaproszonych pisarek nie potrafiła sobie odmówić spróbowania przyjemności sprzed wielu lat, żeby choć na moment wrócić myślami do beztroskich lat.
- Zobaczcie – Agata Bizuk odłożyła talerzyk pełen słodkości i sięgnęła po lalkę, która cały czas na nią spoglądała, chcąc przyciągnąć wzrok pisarki. – „Wygląda dokładnie tak, jak moja płacząca lalka. Była duża, miała blond loki i darła się okrutnie, kiedy przechyliło się ją do przodu, a potem do tyłu. To była lalka, którą odziedziczyłam po starszej siostrze, więc była już nieco sfatygowana, kiedy ją dostałam, ale dla mnie była świętym Graalem wśród zabawek. Ubierałam ją w najróżniejsze stroje, które szyła moja mama, myłam jej włosy i robiłam makijaże. Najbardziej intrygowały mnie dziurki na jej brzuchu, pod którymi mieścił się głośnik i klapka na plecach, która chowała baterie. Oczywiście, kiedy baterie się kończyły, lalka zawodziła jeszcze żałośniej, więc starałam się nie dopuścić do tego i zawsze pilnowałam, czy płacze odpowiednio żałośnie”.
- Ja też bawiłam się lalkami – Roześmiała się Kasia Kielecka – „Podobno kiedyś miałam lalkę, która otwierała oczy, jak się ją podnosiło. Zgubiłam ją na wakacjach i urządziłam gigantyczną histerię. Nic z tego nie pamiętam. W ogóle nie przypominam sobie, żebym się kiedykolwiek bawiła lalkami, więc to musiało mieć miejsce naprawdę dawno, u zarania moich dziejów. Potem najbardziej kochałam klocki Lego. Pierwsze dostałam w wieku pięciu lat. Tata przywiózł mi je w gwiazdkowym prezencie z RFN (kto ma swoje lata, wie, że kiedyś był taki kraj), babcia ukryła za łóżkiem, a ja je tam wyniuchałam. Odstawiłam dziki ryk (w awanturach byłam świetna), że babcia ma klocki i się ze mną nie dzieli. Dorośli machnęli ręką na gwiazdkę i wręczyli mi pudło. Do dziś czuję w sobie tę radość połączoną ze zdenerwowaniem. Budowałam jeszcze zasmarkana od płaczu, ale szczęśliwa. Z Lego skończyło się tak jak z bokserami. Nadal kocham te klocki i uwielbiam dostawać je w prezencie.
- Ech, szczęściary – westchnęła Magda Kołosowska – „Ja dorastałam w czasach, gdy nie było takich możliwości, takiej oferty dla dzieci. Zabawek było niewiele: lalki, klocki, planszówki, które uwielbiam do dzisiaj. Czas spędzaliśmy na świeżym powietrzu. Wychowywałam się wśród kuzynów, każdego dnia bawiliśmy się wspólnie. Graliśmy w chowanego, budowaliśmy domki w lasku, nasza wyobraźnia nie miała granic. Trudno mi wybrać jedną rzecz. Całe moje dzieciństwo było wyjątkowe”.
- A bajki? – zapytała zadowolona gospodyni – Czytałyście, czy oglądałyście w telewizji?
- Hmm, a bajki? – zamyśliła się Iza Frączyk – Tego też był wtedy deficyt, ale też nie było tak, że żywcem niczego nie było. Owszem Uszatek, Reksio, Kolargol i Pszczółka Maja na dobranoc dawali jakoś radę, ale zawsze największym bajkowym świętem było Boże Narodzenie, Wielkanoc lub Nowy Rok. Wtedy z zapartym tchem, całą rodziną oglądaliśmy pełnometrażowe bajki Disneya. To były święta! Kevin niech się schowa”.
- To prawda – przytaknęła Agata Bizuk – „Jeśli chodzi o bajkę, to w czasach mojego dzieciństwa nie było za dużego wyboru. Dwa kanały w telewizji skutecznie ograniczały mi dostęp do bajek. Kiedy poszłam do szkoły, poznałam koleżankę, której tata naprawiał elektronikę, więc oprócz komputera Commodore +4 (który wtedy był nie lada rarytasem) miała również w domu odtwarzacz kaset. I oczywiście kasety z bajkami Hannah Barbery. Moją najukochańszą bajką byli Jetsonowie. Wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądał świat, kiedy dorosnę i szczerze wierzyłam, że do tego czasu już wszyscy będziemy mieszkać pomiędzy chmurami. Może akurat to się nie sprawdziło, ale pracę zdalną, którą zaczęłam w czasie pandemii, uwielbiam do dziś. Można więc powiedzieć, że ta bajka była skrojona dokładnie na miarę moich potrzeb”.
- „Ja chyba wolałam opowiadania z życia wzięte np. „Oto jest Kasia” albo „O psie, który jeździł koleją”. Kochałam trochę bajkową „Karolcię”. Podobał mi się „Dom pod kasztanami” Bechlerowej z pięknymi ilustracjami Szancera ”. – Karolina Kubilus wymieniała ulubione książki.
- „Z takich bajek do snu najbardziej lubiła opowieści babci – W swoich wspomnieniach zanurzyła się Kasia Kielecka – W zasadzie nie były to typowe bajki, tylko różne historyjki z dawnych czasów, gdy na folwarkach pracowali parobkowie i służące. Ciekawe, czy je wymyślała, czy sprzedawała mi jakieś autentyki zasłyszane we własnej młodości. Niestety już tego nie sprawdzę. Spośród książeczek królowały u mnie wiersze, szczególnie Wandy Chotomskiej i Danuty Wawiłow. Wiele z nich znam na pamięć. Natomiast moją ukochaną powieścią były „Bajki dla Ewy” Mieczysławy Buczkówny, ale z tej lektury nie pamiętam prawie nic. W telewizji z oferty dla dzieci przodował u mnie Piątek z Pankracym. Kiedy dziś na niego patrzę, to myślę sobie, że estetyka PRL-u była przerażająca. Wtedy tego nie dostrzegałam. Pamiętam za to, że największą frajdę sprawiało mi nielegalne gapienie się wieczorem w lustro w przedpokoju, gdzie odbijał się telewizor. Dźwięk dobiegał bez trudu w bloku z wielkiej płyty i przyczajona oglądałam filmy Barei, kabaret Olgi Lipińskiej i Kabaret Starszych Panów. Raz spróbowałam też podglądać Ptaki ciernistych krzewów, ale strasznie mnie nudziły”.
- „Jako dziecko dużo czytałam – Magdalena Kołosowska nie czekała na zachętę gospodyni do zwierzeń – Nauczyłam się wcześnie, dzięki mojej mamie, która dbała o to kupując i czytając mi książeczki z cyklu „Poczytaj mi, mamo”. Te wierszyki opatrzone zabawnymi ilustracjami pamiętam do dzisiaj. To one ukształtowały mnie i moją wyobraźnię. Kiedy wracam myślami do siebie, jako kilkuletniej dziewczynki, widzę siebie albo z książką, albo z ołówkiem i zeszytem w ręku. Kochałam wszystkie bajki. Lubiłam oglądać codziennie dziesięciominutowe dobranocki”.
- Zanim wróci Jola z niespodzianką dla Was, muszę zapytać, czy chciałybyście być znowu dzieckiem? – Magda dolewała każdej pisarce pysznego soku o smaku pieczonego jabłuszka.
- „Za żadne skarby! – zaśmiała się Iza – Co z tego, że wyśnioną Barbie mogłam pobawić się, dopiero gdy weszły w jej posiadanie moje córki? Ja i moje pokolenie mamy wspomnienia. Wymarzoną lalkę godnie zastąpił brązowy misiek Kajtuś kupiony w wiejskim gieesie w Łopusznej, a my, jakimś cudem nie mając smartfonów, wiedzieliśmy, gdzie się spotkać, piliśmy wodę z kałuży, mamlaliśmy palce czerwone od oranżady w proszku i nieraz oberwało się huśtawką w czerep. W sumie to według dzisiejszych standardów wszyscy już dawno powinniśmy nie żyć”.
- „Jeśli już koniecznie musiałabym być znowu dzieckiem, to tylko w obecnych czasach – zaznaczyła Kasia – ale generalnie w ogóle nie kusi mnie takie rozwiązanie. Jest kilka punktów w moim życiorysie, których nie chciałabym przeżywać ponownie. Za to byłoby wybornie pozbyć się mniej więcej piętnastu lat, ale pozostać w latach XXI wieku i zachować swoją aktualną dojrzałość i wiedzę o świecie... Dla kontrastu zdradzę, że piszę obecnie książkę o sobie i moich dwóch przyjaciółkach (takich prawdziwych, z realnego świata). Ruszamy w podróż życia i mocno rozrabiamy. Największa zabawa polega na tym, że akcja zaczyna się w chwili, gdy kończę sześćdziesiąt lat. Taka fantazja z wyskokiem w przód”.
- Nie, nie! – żywo zaprzeczała Magdalena – „Zdecydowanie nie, to dzięki temu, że mogłam dorastać w tamtych czasach, jestem dzisiaj, jaka jestem. Cieszę się, że jestem w tym miejscu, w tym czasie. Miałam cudowne dzieciństwo i niech tak zostanie”.
- Właściwie to ja sama nie wiem – westchnęła Karolina – „sama nie wiem, fajnie, gdyby ubyło trochę lat, ale dzieckiem chyba nie! Mimo że współczesne dzieci mają pod wieloma względami lepiej. Ale nasze dzieciństwo też było fajne! Tego nie da się powtórzyć!”
- „Chyba też bym nie chciała już być dzieckiem. – Przyznała Agata – Dobrze czuję się ze sobą w wieku, w którym jestem i nie chciałabym być ani trochę młodsza. Poza tym powrót do wieku dziecięcego z tą całą wiedzą, którą posiadłam przez lata, mógłby się zwyczajnie nie udać. Z drugiej strony cały czas mam w sobie te dziecięce marzenia i przekonanie, że mogę zdobywać świat, więc ostatecznie chyba nie jest najgorzej”.
W tym momencie do wielkiej bawialni, w której Magda gościła pisarki, wróciła Jola Bartoś, pchając wózek z prezentami.
- Co jest w tych kartonach? – zapytała Agata.
- Jola postarała się o niespodziankę dla Was. – Uśmiechnęła się tajemniczo gospodyni. – I mam nadzieję, że każdej z Was sprawi dużo radości.
- Lalka? – Agata już rozpakowała swoją paczkę – Płacząca lalka. Ale skąd...? – nie zdążyła dokończyć pytania.
- Zastanów się, czy na pewno chcesz wszystko wiedzieć. – Jola miała poważną minę i ani na moment się nie uśmiechnęła. – Nie mogę zdradzać wszystkich swoich tajemnic. – Puściła oczko do gospodyni. – Inaczej musiałabym Cię zabić. – szepnęła do Agaty.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz