środa, 6 września 2023

Mariusz Łapiński – „Jak nie dać się zjeść Australii”

 



„Jak nie dać się zjeść Australii” miałam przyjemność przeczytać dzięki Book Tour u Czytam dla przyjemności. Dołączyłam do niego w ostatniej chwili, gdyż właśnie dobiegał końca.

Powiem Ci, że rzadko sięgam po książki podróżnicze, jednak tą zapragnęłam przeczytać. Zainteresowała mnie... Czy mi się spodobała? O tym za chwilę się przekonasz. 

Z wielką niecierpliwością oczekiwałam, kiedy do mnie przybędzie. W końcu nadeszła ta chwila, a ja mogłam zanurzyć się w lekturze. Razem z Mariuszem Łapińskim i Magdaleną Gumowską odbyłam ciekawą i pełną przygód podróż po Australii. Trwała ona pół roku, a mi zajęła tylko dwa wieczory. Ale jakie to były wieczory? Pełne emocje, ciekawostek, mnóstwa nowych wiadomości, przepełnione humorem, strachem i obawą. Podróż ta została podzielona na kilka etapów. Na każdym z nich poznajemy nowe miejsca, zwierzęta, roślinność. Poszerzyłam swoją wiedzę. Otrzymałam mnóstwo informacji o dingo, kangurach, wielorybach, koali, kakadu... Mogłabym jeszcze trochę powymieniać. Niełatwo jest im zrobić zdjęcie... nie zawsze chcą się pokazać, niekiedy trzeba cierpliwie poczekać. Nie myślcie, że ta podróż to tylko przyjemności i miłe widoki. Nie, nie... były też niespodzianki i sytuacje, które mnie paraliżowały na samą myśl, że mogłabym się tam znaleźć. Zastanawiałam się, po co Panu Mariuszowi gumowy młotek lub kij do golfa. Teraz już wiem... Do walki z niespodziewanym zagrożeniem. O czym sami się przekonacie, jeśli tylko sięgniecie po książkę. Australia to też kraj krokodyli, jadowitych węży i pająków. Na samą myśl i hasło pająk, rozglądam się czujnie po pokoju, a tam – mogły być wszędzie. Mogły pojawić się przed Tobą lub niespostrzeżenie wejść do samochodu. Brrrr... na samą myśl przechodzą mi ciarki. Mało tego, kiedy ten pajączek nagle pojawił mi się na zdjęciu w książce, uwierzcie, nie wiedziałam, jak mam przewrócić kartkę. Dla jednego to będzie śmieszne, dla mnie okropne. Chociażby z tego względu cieszę się, że moja podróż przebiegała tylko na kartach książki, Australia w rzeczywistości raczej nie jest dla mnie. Ogromne wrażenie zrobił też na mnie las gigantycznych eukaliptusów Karri. Oprócz tego poznałam mentalność i zwyczaje Australijczyków. Razem z naszymi podróżnikami przeżyłam Boże Narodzenie, Sylwester, czy też udałam się do kasyna i na poszukiwania złota. O reszcie musicie przeczytać sami.

Dodam tylko, że książka została przepięknie wydana. Zawiera mnóstwo zdjęć, a co ciekawsze informacje są umieszczone na kolorowym tle.  Do tego napisana jest lekkim i przyjemnym w odbiorze językiem. Tu nie ma miejsca na nudę ani się obejrzysz i będzie ostatnia strona.  Byłabym zapomniała, dużym plusem są też w tekście przekierowania do  filmików na You Tubie. Warto je obejrzeć. Coś pięknego, nie tylko czytasz, widzisz fotki, ale masz jeszcze ciekawy filmik z podróży.

Ach, cóż to była za przygoda.  Polecam!

niedziela, 27 sierpnia 2023

Czytelnicze perełki


 

Witajcie kochani!

Cieszę się bardzo, że dzielicie się ze mną swoimi opiniami o przeczytanej książce. Zachęcam nadal do ich podsyłania. Przypominam, że co kwartał będę wybierać najlepszą opinię, będzie też za to nagroda niespodzianka. 

Wierzę, że zgłosi się jeszcze więcej osób :)

Dzisiaj poznacie opinię Katarzyny Arciszewskiej, Marzeny Czapskiej i Jolanty Bartoś. Jaką książkę polecają? Zaraz się przekonacie.


Katarzyna Arciszewska poleca:



„Głupiec” Katarzyny Franus idealnie wpisuje się w klimat wędrówki, bo to historia bohaterki, która udaje się w podróż w sensie dosłownym i metaforycznym. Postawiona w sytuacji kryzysowej (choroba) Olga postanawia przewartościować swoje życie, odrzucić to, co jest jego zbędnym dodatkiem i wkroczyć na drogę, u kresu której ma szansę poznać siebie. Prawdziwą siebie, bez retuszu wyobrażeń innych ludzi o niej. Bohaterka trafia na Półwysep Helski, miejsce symboliczne, metaforę życia – różne stany morza: od flauty do sztormowych fal ilustrują nastroje kobiety, walczącej ze swoimi obawami, strachem przed nieodwracalnym, rozżaleniem, rozpaczą, poczuciem niesprawiedliwości, gniewem... W przestrzeni zmagających się ze sobą żywiołów – woda wgryza się w ląd, wydzierając go kawałek po kawałku – toczy się też walka o miłość, która niespodziewanie i nieoczekiwanie, a nawet wbrew woli Olgi pojawia się w jej życiu. Kobieta doświadcza emocji i wrażeń ekstremalnych, demolujących jej psychikę, a jednocześnie budujących ją na nowo. Pierwszoosobowa narracja pozwala zbliżyć się do bohaterki, zżyć się z nią, rozumieć. Nie utożsamiałam się z Olgą, moje życiowe doświadczenia są zupełnie inne, ale stała mi się ona bliska, chętnie bym się z nią zaprzyjaźniła i wsparła w jej samotnych zmaganiach z losem. Ta niezłomna w trenowaniu swojego ciała dziewczyna, posiada, moim zdaniem, niezwykle kruche wnętrze, co jest wynikiem braku prawdziwego oparcia w kimś bliskim. mama kocha ją, owszem, ale jednocześnie ma swój plan na jej życie. Przyjaciele są, naturalnie, ale nie na tyle blisko, by powiedzieć im o wszystkim, co boli. Mężczyźni byli, ale zawodzili. Paradoksalnie jedyne prawdziwe relacje z Olgą stworzyła dwójka ludzi pokiereszowanych jak ona, choć w inny sposób. A może to wcale nie paradoks. W końcu zdrowy chorego nie zrozumie. Szkoda tylko, że ci zdrowi nie starają się chorych choćby wysłuchać bez oceniania, wzdychania, fałszywej litości.

„Głupiec” to powieść, o której mogłabym pisać i pisać (tylko kto by to chciał czytać i czytać), bo wywołuje wielką falę refleksji. Bardzo głęboko wdarła się w moje serce. Autorce ogromnie dziękuję za ten wartościowy, wielowarstwowy tekst. Chcę więcej!


Marzena Czapska poleca:



Kiedy przeczytałam „Przypowieść o pięknej miłości” Elżbiety Antoniewicz, pierwsza z książek Autorki, która trafiła w moje ręce, wiedziałam, że to nie koniec mojej przygody z twórczością pani Elżbiety. Nie wiedziałam tylko, że tak szybko dostanę możliwość przeczytania kolejnej.

„Po prostu życie” Wydawnictwa Novae Res to książka taka, jakie lubię najbardziej (poza powieściami z historią w tle) – książka o tzw. normalnych ludziach, takich jak ja, moja przyjaciółka, sąsiadka, znajoma czy siostra. Książka o życiu bez przesłodzeń, prawdziwa, napisana bardzo przystępnym językiem. Książka, w której odnajdujemy wszystkie możliwe barwy życia – od jasnych, radosnych, przez stonowane pastele, do najczarniejszej czerni...

Od pierwszych stron poczułam ogromną sympatię do głównej bohaterki – Uli. Poznajemy młodą kobietę, żonę i mamę borykającą się z wieloma problemami. Z czasem Autorka pozwala nam poznać historię rodzinną Uli, jej tęsknoty i marzenia. Czy młody, przystojny mężczyzna, o którym marzyła jako nastolatka zostanie jej mężem? Czy uda się jej stworzyć szczęśliwą, kochającą rodzinę? Czy praca w sklepie, na dziale mięsnym to szczyt jej zawodowych marzeń? Jak ważne jest, żeby rozmawiać ze sobą, wyjaśniać rzeczy, które niepokoją, nie pozwalać, by sprawy toczyły się same – wiemy chyba wszyscy. Jak bardzo ważne jest by mając zasady według których żyjemy, nie zamykać się na drugiego człowieka, który choć być może inny, wcale nie musi być mniej wartościowym człowiekiem – Ula potrzebuje sporo czasu, by to zrozumieć... Jak ważne jest, żeby mieć obok drugą osobę, przyjaciółkę, która wysłucha, poradzi, czasem pomilczy, albo „udostępni” swojego kota do przytulenia. A kiedy dochodzi do największej tragedii, jakiej może doświadczyć matka – utrata nienarodzonego dzieciątka, potrzeba szczerej, głębokiej rozmowy z mężem, której zabrakło w małżeństwie Uli, o mały włos nie doprowadza to do rozpadu rodziny...

Być może niezbyt składnie, być może mało atrakcyjnie piszę o tej książce i przez to wyda się nijaka. Ale wcale, taka nie jest. Jest po prostu taka, jakie bywa życie większości z nas. Bo czyż nie jest tak, że fajerwerki w naszym życiu zdarzają się raczej rzadko, że w fascynującą podróż wybierzemy się jeden raz w życiu, a błogie, leniwe tylko dla nas popołudnie, czasem zdaje się wielkim luksusem?

„Po prostu życie” dla mnie jest szczęściem, bo wiem, jak wiedzą tylko ci, którzy stanęli oko w oko ze śmiercią, że życie CUDEM jest. Pomimo bólu, pomimo strachu, pomimo łez... Bo były takie dni, kiedy nawet stanie na dziale mięsnym za ladą, z Ulą, Iwonką, czy Izą było super przygodą! Tak! Bo tak, jak bohaterka książki stałam za ladą na dziale mięsnym i tak jak Ula miała koleżankę Marzenę, tak ja miałam koleżankę Ulę.

Pani Elżbieto dziękuję za tę książkę.


Jolanta Bartoś poleca:



„O czym szumią kartki...”

Od dawna miałam ochotę przeczytać tę powieść, ale zawsze coś mi umykało. Na szczęście „Życie jest damą kier” Aleksandry Bekus, ukazało się w postaci audiobooka, więc mogłam oddać się lekturze, robiąc jednocześnie coś innego. Co prawda, to nie to samo, co książka papierowa. Początkowo nie mogłam się wsłuchać w głos lektorki i skupić się na tekście, ale potem jakoś dałam radę. To była dla mnie trudna lektura i wiedziałam, że taka będzie. Powieść dotyczy stalkingu, a jak wiecie sama jestem ofiarą stalkera, więc przezywałam to jakoby podwójnie. Muszę przyznać, że główna bohaterka bardzo mnie denerwowała. Była bezmyślna, naiwna i jej głupia „odwaga” , prędzej, czy później miała się źle skończyć. Jeszcze do teraz pamiętam strach, który mi wtedy towarzyszył. Bałam się wychodzić sama z domu, dzwonek w telefonie powodował skurcz jelit, strach towarzyszył mi na każdym kroku i w każdej chwili. Ale tu mamy bohaterkę, która mimo realnego zagrożenia odrzuca wszelkie formy pomocy. Nie sprawdza każdej wiadomości, którą dostaje na komórkę lub takową bagatelizuje, a na dodatek wchodzi w polemikę z prześladowcą, informując go o poczynaniach policji. No, włos mi się zjeżył na głowie! Tym bardziej, że policja nie próbuje jej zakazać takich kontaktów. A stalker umiejętnie manipuluje kobietą, wymuszając na niej takie zachowanie, jak on chce. Jest obecny w jej życiu, ponieważ ona mu na to pozwala. Mało tego popełnia przestępstwo z art. 148. I co? Wiecie z psychopatą się nie dyskutuje. Nie wolno mu ulegać, nie można pozwolić, żeby zawładnął naszym życiem, choć to jest trudne, bo on będzie grał na naszych emocjach. Na całe szczęście powieść jest tylko fikcją literacką i jako taką ją wysłuchałam. Napisana z iście hollywoodzkim rozmachem. Bohaterka mogła popełnić tyle błędów, ile to było możliwe, aby prześladowca się do niej zbliżył. Stalker popełnia kolejne przestępstwa i wciąż jest nieuchwytny dla organów ścigania. Mówi się, że zazwyczaj winny jest w pierwszym tomie akt. Tym razem też tak było. Intuicja mnie nie zawiodła, choć muszę przyznać, że Autorka umiejętnie podrzucała coraz to inne tropy. Pominąwszy te okoliczności, których ja jako ofiara stalkera jestem świadoma – a skupiając się na historii, muszę przyznać, że była ciekawa. Naszpikowana emocjami, które we mnie obudziły demony, choć troszkę przewidywalna (taki schemat, według którego działa stalker). A mimo to, musiałam wysłuchać jej do końca i to jak najszybciej. A to świadczy, że Autorka potrafiła i mnie zmanipulować chwytając w swoją sieć kłamstw, zbrodni, wymuszeń i strachu. ta powieść miała wprowadzić strach i pokazać, że stalker to nie tylko wirtualny prześladowca, którego można zbagatelizować. Niestety to realne zagrożenie, które dotyka coraz więcej osób. Czy odważysz się stanąć oko w oko ze złem?


Kasiu, Marzenko, Jolu jeszcze raz dziękuję za Wasze opinie.


sobota, 19 sierpnia 2023

Daria Skiba – „Chestnut Hill. Nie pozwól mi odejść” [PATRONAT MEDIALNY]

 


Autor: Daria Skiba

Tytuł: „Chestnut Hill. Nie daj mi odejść”

Wydawnictwo: Videograf S.A.

Liczba stron: 319


Nie masz pojęcia, a może i masz, jak miło ponownie wrócić do świata ulubionych bohaterów. Wziąć powieść do ręki i udać się znowu do tych pięknych irlandzkich zakątków. Zobaczyć je oczyma Autorki... i wtedy rodzi się w człowieku ogromna ochota na zwiedzenie Irlandii, na poznanie zwyczajów, jakie tam panują. Daria Skiba potrafi oczarować czytelnika swoimi słowami. Wywołuje emocje, które długo buzują we mnie, już po przeczytaniu książki. Tym bardziej chętnie sięgam po jej powieści.

Na wersję papierową „Chestnut Hill. Nie daj mi odejść” czekałam z niecierpliwością. Powieść miałam okazję czytać w momencie jej powstawania. To są niezapomniane chwile, kiedy dostajesz historię powieści w kawałkach. Wczytujesz się w jej treść, poznajesz losy bohaterów, a na końcu czekasz... czekasz na premierę. I w końcu nadchodzi ten dzień. Listonosz przynosi papierową wersję książki, a Ty przytulasz ją i już patrzysz, jakie miejsce zarezerwować jej na półce. Ja tak właśnie mam. I jeszcze muszę wspomnieć o okładce. Spójrz na nią. Piękna, prawda? Mnie urzekła, podobnie jak poprzednia. Idealnie pasuje do tej powieści. 

„Wisienką na torcie” jest jednak treść, którą przeczytałam po raz kolejny, gdy dotarła do mnie książka. Przybliżę Ci trochę fabułę. W tej części ponownie spotykamy się z Moniką i Michałem, którzy będą musieli zrobić wszystko, aby na nowo nauczyć się w pełni sobie zaufać. Czy im się to uda? Czy przetrwają ten czas, a ich miłość zwycięży? Lena, ciągle myśli o Pawle... Czy jednak będzie umieć mu wybaczyć wszystkie kłamstwa i tajemnice? Czy może jej serce zajmie nowy przyjaciel – Bruno? Szczęście i miłość kwitnie u Dominiki i Huberta, zresztą sama się o tym przekonasz, czytając książkę. W tej części poznajemy w końcu losy Amandy. Co ukrywa przed bratem? Czy Hubert i Dominika będą w stanie jej pomóc? No i oczywiście nie może zabraknąć mojej kochanej Ellen. Bez niej Chestnut Hill byłoby puste. Tym razem starsza pani ma dla Ciebie niespodziankę. Jesteś ciekawa, co skrywa? Sięgnij w takim razie jak najszybciej po książkę.

Powieść wciąga swą treścią od pierwszej strony. Myślę, że jak zaczniesz czytać, to nie będziesz mogła się od niej oderwać, dopóki nie skończysz. Ciekawość nie pozwoli Ci jej odłożyć... Drugi tom jest zdecydowanie lepszy od pierwszego. Akcja powieści toczy się swoim rytmem ani nie za szybko, ani nie za wolno. Autorka powoli odkrywa przed czytelnikiem wszystkie karty, dozuje emocje. Czytając, uśmiechałam się, współczułam, nie raz się wzruszyłam i łezkę uroniłam. Daria Skiba nieźle namieszała w życiu bohaterów. Tajemnice, które wyjdą na światło dzienne, na pewno Cię zaskoczą. Codzienne życie bohaterów nie jest usłane różami, bowiem bohaterowie często zmagają się z mniejszymi, czy większymi problemami, lecz zawsze mogą na sobie polegać. Ich siła przyjaźni widoczna jest na każdym kroku. Tworzą zgraną paczkę, taką na dobre i złe. Nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że tworzą małą rodzinę. Autorka prócz przyjaźni, ukazała również relacje rodzinne, utratę zaufania, ale też siłę miłości. W miłości również są wzloty i upadki. Człowiek nie jest idealny, może się pogubić, popełnić błąd. Wszystko jednak można naprawić. Niekiedy warto dać sobie drugą szansę, wybaczyć, zapomnieć... Czy naszym bohaterom uda się naprawić popełnione błędy? Koniecznie przeczytajcie.

Jeszcze króciutko o bohaterach. Lubię ich wszystkich, chociaż uwielbiam Ellen. Ta ciepła, starsza pani zawładnęła mym sercem od pierwszego tomu. Chętnie chciałabym mieć taką osobę obok mnie, gdzieś w pobliżu. Z pozostałymi bohaterami mogłabym się zaprzyjaźnić. No i chciałabym zobaczyć minę Moniki, kiedy Michał zrobił zakupy z jej listy. Uśmiałam się z tego momentu podczas czytania. No cóż i takie „kwiatki” się zdarzają. Jeśli jesteś ciekawa, o co chodzi, to koniecznie musisz przeczytać.

Zmierzając powoli do końca, powiem Wam, że w tej części spotkacie bohaterów z innej książki Autorki. Bardzo mi się to nawiązanie spodobało. Miło było spotkać starych znajomych. Tak samo, jak cudownie było o sobie przeczytać w podziękowaniach, ale również zobaczyć wzmiankę o sobie w powieści. Być reporterką w książce Darii, to dla mnie zaszczyt. Liczę, że powstanie trzecia część, bo to nie może się tak skończyć...

Podsumowując, „Chestnut Hill. Nie daj mi odejść” to powieść, która daje nadzieję, że jeśli tylko chcesz, to wszystko jest w twoich rękach, od Ciebie samego wiele zależy. Usiądź wygodnie i przeżyj wszystko z bohaterami. Serdecznie polecam!



Za możliwość przeczytania, zrecenzowania i patronowania serdecznie dziękuję Autorce oraz




poniedziałek, 3 lipca 2023

Jolanta Bartoś – „Krzyk ciszy” [RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]


 

Autor: Jolanta Bartoś

Tytuł: „Krzyk ciszy”

Wydawnictwo: ZYSK I SK-A

Data Premiery: 01.08.2023 r.

Liczba stron: 368



Są w moim życiu chwile, kiedy z niecierpliwością wypatruję książek  od ulubionych autorek. Na hasło „wkrótce będzie nowość” reaguję z ogromnym entuzjazmem. Jeszcze pamiętam „Śpij, dziecinko śpij” i  emocje, które mi wtedy towarzyszyły, a tymczasem jestem już po lekturze najnowszej książki Jolanty Bartoś. Uwierz mi autorka z każdą powieścią, coraz bardziej mnie zadziwia. W jej twórczości wszystko jest dopięte na tak zwany „ostatni guzik”, tutaj wszystko dzieje się w odpowiednim czasie i momencie, jest doprecyzowane i wręcz idealne.

Pewnie jesteś ciekawa, o czym jest najnowsza powieść „Krzyk ciszy”? Tym razem pozwól, że za wiele ci nie zdradzę. Barbara Trzebińska jest wybitnym lekarzem transplantologiem. Po wieloletnich staraniach odzyskuje rodzinny majątek w Jaraczewie, który następnie remontuje, aby móc w nim spędzać swój czas. Podczas pobytu w dworku zaprzyjaźnia się z Mareczkiem Jaczyńskim. Chłopiec ma siedem lat. Wkrótce Marek ginie w tajemniczych okolicznościach. W tym samym czasie Barbara opuszcza Jaraczewo i dostaje szanse wyjazdu na grant medyczny do Stanów. Wraca po pięciu latach do swej posiadłości z dwunastoletnim chłopcem o imieniu Karol. 

Kim jest Karol? Czy to może jest zaginiony przed laty Marek? Co się działo podczas nieobecności Barbary w Jaraczewie? Mnóstwo pytań nasuwa się w czasie czytania. Czy znalazłam na nie odpowiedzi? Tak, ty też na pewno odnajdziesz.

Powieść „Krzyk ciszy” Jolanty Bartoś przeczytałam w jedną noc. Czułam, że tak będzie. Wiedziałam, że to zły pomysł, aby zaczynać lekturę wieczorem. Mimo to zaryzykowałam... i przepadłam jak kamień w wodę. Dobrze, że następnego dnia miałam wolne. Wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale... dostałam dużo więcej. Historia wciągnęła mnie niczym wir w swoją fabułę, przesiąkniętą okruszkami śladów i poszlak. Nie sposób było się od niej oderwać. To był żywioł budzący ogrom emocji, śledziłam to, co się działo, zapominając o oddechu. Próbowałam odkryć, domyślić się, co się stało z Markiem. Jednak, kiedy już byłam niemal pewna, że mam rację, Autorka perfidnie podrzucała mi inny trop, bawiąc się ze mną w kotka i myszkę. Nic mi się nie sprawdzało. Muszę przyznać, że Jolanta umiejętnie mną manipulowała, wskazując co rusz inne ścieżki, które trzeba sprawdzić. Jednak to nie wszystko! W niektórych momentach miałam ciarki i włosy stawały mi na głowie. Jestem trochę bojaźliwa, więc podkręcanie opisów grozy, było wzbudzaniem demonów, które czyhają w mroku. Powiem Ci tylko, że pewne oczy błyszczące w ciemności, prześladują mnie do tej pory. One były tak rzeczywiste i realne, że jeszcze teraz rozglądam się z trwogą – co też wyobraźnia może uczynić z człowiekiem. Wiem, że brzmi to wszystko tajemniczo, ale nie chcę odkryć zbyt dużo, żeby nie zepsuć Ci przyjemności czytania. Powtórzę za Autorką: 

„W ciszy rodzi się tylko krzyk rozpaczy”. 

Ta historia to prawdziwy majstersztyk Autorki niczym wykwintne danie doprawione adrenaliną i strachem wpadającym niemal w histerię, ale też miłością i tęsknotą odbierającą zmysły. Nie sposób w tym momencie wspomnieć krótko o bohaterach, którzy byli wspaniale wykreowani i bardzo realistyczni. Jednych polubisz, innych raczej miłością nie obdarzysz, ale pozostaną w twej głowie niczym echo odbijające „krzyk ciszy”. Nie wiem, czy wiesz, ale autorka często w swych powieściach,  wykorzystuje imiona i nazwiska swoich czytelniczek i czytelników. Oczywiście za ich pełną zgodą. Powiem Ci, że to bardzo miłe przeczytać swoje nazwisko w książce. Zapewne dziewczyny, które są bohaterkami, zżera ciekawość, jakie role im przypadły. No cóż, Andżeliki to ja nie polubiłam. Napsuła mi krwi i podniosła nie raz ciśnienie do granic możliwości. Nic jej nie tłumaczy, biedny ten jej mąż. Łatwo z nią nie miał. Za to z doktor Edyty to niezłe ziółko było. Na uwagę zasługuje też Anna – policjantka, i Magdalena – taki osiedlowy, ale całkiem pożyteczny monitoring. No i coś czuję, że może wam się spodobać starszy aspirant Dominik Grześkowiak. Był całkowitym przeciwieństwem Antoniego Dąbrowskiego, który wzbudzał moją złość już od pierwszego spotkania. Zresztą przekonasz się sama. Ciekawa jestem, który bohater Tobie się spodoba.

Podsumowując, „Krzyk ciszy” musisz przeczytać. Ten emocjonalny rollercoaster dostarczy Ci  niezapomnianych wrażeń i na długo pozostanie w twej pamięci. Nie pozwoli Ci o sobie zapomnieć. Ja jeszcze teraz wracam do niektórych chwil i  jestem zafascynowana ich realistycznym przedstawieniem. Jolanta Bartoś potrafi trzymać czytelnika w napięciu do końca powieści. Może i z Twojego gardła wyrwie się krzyk. Bo takiego zakończenia to ja się nie spodziewałam. 

Czy polecam?

Myślę, że nie zechcesz odłożyć tej historii nawet na chwilę. Koniecznie przeczytaj!


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję autorce Jolancie Bartoś

oraz Wydawnictwu



niedziela, 2 lipca 2023

Aneta Krasińska – „Za głosem miłości”

 

Kochani nie wiem, czy już widzieliście, więc i ja o tym napiszę. Już wkrótce będziemy mogli przeczytać najnowszą powieść Anety Krasińskiej pt. „Za głosem miłości”.

Poniżej przedstawiam Wam okładkę i opis powieści.


OPIS:

Luiza z trudem łączy pracę i studia dziennikarskie. Pracowita i sumienna dziewczyna ze zdumieniem patrzy na nowych znajomych, którym wszystko przychodzi bez trudu. Gdy nieporozumienie rozdziela przyjaciół, a na horyzoncie pojawia się interesujący chłopak, Luiza traci dla niego głowę. Wraz z nową miłością wszystko się zmienia, a szczęście nareszcie zaczyna się uśmiechać. Tylko, czy sielanka może trwać wiecznie? Czy w imię miłości Luiza porzuci marzenia? Czy stawi czoła manipulacjom i kłamstwom? Czy zdoła dostrzec swoje potrzeby i upomnieć się o nie?


Jak Wam się podoba? Mam nadzieję, że zaplanujecie dla niej wolny czas. 

Premiera: 18.07.2023 r.


Książkę można już zamawiać w przedsprzedaży na stronie Wydawnictwa BookEnd (bookend.pl).

Jolanta Bartoś – „Krzyk ciszy” [ZAPOWIEDŹ]

 



Kochani jest mi bardzo miło poinformować, iż już niedługo pojawi się najnowsza powieść Jolanty Bartoś pt. „Krzyk ciszy”, wydana nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka.

Przedstawiam Wam okładkę i opis. Zobaczcie, co tym razem Autorka dla Was napisała.


OPIS:

Barbara Trzebińska jest wybitnym lekarzem transplantologiem. Po wieloletnich walkach udaje jej się  odzyskać rodzinny majątek w Jaraczewie. remontuje dworek i spędza w nim każdą wolną chwilę. Zaprzyjaźnia się z siedmioletnim miejscowym chłopcem, Mareczkiem Jaczyńskim. Wkrótce, chłopiec ginie bez wieści, a poszukiwania nic nie dają. Barbara zostaje pilnie wezwana do kliniki w Warszawie. Dowiaduje się też, że załapała się na grant medyczny w Stanach. Nie zastanawia się długo  i podejmuje decyzję o wyjeździe. Do Jaraczewa wraca po pięciu latach z dwunastoletnim chłopcem. Twierdzi, że Karol jest jej adoptowanym synem. Powrót Barbary wzbudza niepokój w matce Mareczka. Andżelika Jaczyńska  nigdy nie zapomniała o zaginionym dziecku.


I co Wy na to? Przeczytacie? Ja już teraz polecam tę powieść Waszej uwadze.


Premiera: 01.08.2023 r.


Książkę można już zamówić u Autorki. Na pewno będzie z autografem. Zajrzycie na stronę autorską Jolanty Bartoś na FB. Znajdziecie tam wszystkie informacje.

sobota, 17 czerwca 2023

Czytelnicze perełki

 


Witajcie kochani!

Cieszę się bardzo, że dzielicie się ze mną swoimi opiniami o przeczytanej książce. Zachęcam nadal do ich podsyłania. Przypominam, że co kwartał będę wybierać najlepszą opinię, będzie też za to nagroda niespodzianka. 

Wierzę, że zgłosi się jeszcze więcej osób :)

Dzisiaj poznacie opinię Marzeny Czapskiej i Jolanty Bartoś. Jaką książkę polecają? Zaraz się przekonacie. Wystarczy czytać dalej.


Marzena Czapska poleca:



„Kto nie ma odwagi do marzeń

nie będzie miał siły do walki”.

„Marzenko, 

Nie trać wiary!

Nie trać siły!

Nie trać nadziei!”

Słowa te, to dedykacja, którą specjalnie dla mnie napisała p. Mira Białkowska na pierwszej stronie swojej książki „Odmrożona nadzieja”, wydanej przez Wydawnictwo Literackie białe Pióro, którą to książkę mi podarowała.

Nie znałam Autorki, nie miałam pojęcia, o czym będzie książka, ale już kilka pierwszych stron przeniosło mnie w przeszłość... Za kilka tygodni minie 5 lat od chwili, kiedy otrzymałam na papierze diagnozę – złośliwy rak piersi.

Bohaterka książki – Cecylia opowiada swoją historię w chwili, kiedy zbliża się do „magicznej” bariery, minęło 9 lat od kiedy zachorowała...

Rak to już choroba cywilizacyjna, wciąż i wciąż słyszymy, że zachorował brat, sąsiad, siostra, mama, koleżanka, przyjaciółka, znany aktor, artysta estrady, znajomy... I ile osób, tyle reakcji na wiadomość, tyle sposobów radzenia sobie z nią...

Czy rak to naprawdę wyrok? Niestety wciąż jeszcze często tak. Jedno wiem na pewno. Wielką rolę w procesie walki z chorobą spełnia nasze własne nastawienie. Wiem, że bez względu na wszystko musimy zaufać w mądrość lekarzy i uwierzyć w Boży Plan, zebrać wszystkie siły, otoczyć się życzliwymi ludźmi, przykleić uśmiech na twarz i stawać do walki. Jak ważną jest świadomość, że są obok nas ludzie, którzy wspierają obecnością, rozmową, modlitwą, pomocą – przekonałam się osobiście. To była chyba największa motywacja. Jeśli jest obok ktoś, kto gładzi Twoją łysą głowę, kto zmienia opatrunki na pooperacyjnych ranach, to uwierzcie, bardzo, bardzo pomaga.

Niestety Cecylia w tym najtrudniejszym czasie zostaje sama, bo mąż „nie poradził sobie z sytuacją”. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co kobieta czuje się w takiej chwili...

Co łączy mnie z Cecylią? Obydwie nie znosiłyśmy słów „będzie dobrze”... Na mnie te słowa wciąż działają, jak przysłowiowa płachta na byka. Jednak przykro mi było, kiedy czytałam, że Cecylia absolutnie nie chciała rozmawiać o swojej chorobie. A to bardzo ważne, żeby nie trzymać w sobie emocji, myśli. Ja mówiłam o tym każdemu, kto chciał słuchać, mówiłam Bliskim, mówiłam znajomym. To był swoisty etap terapii.

Kochałam moją łysą głowę, bo wiedziałam, ze ktoś jeszcze ją kochał, kocham swoje blizny, bo nikt nigdy nie dał mi odczuć, że one mnie szpecą. Cecylia uważała, że nie ma prawa być szczęśliwa, bo nie może obarczać drugiej osoby swoją chorobą. Dużo czasu jej zajęło, żeby zrozumieć, że nie tylko ma prawo, ale wobec siebie ma obowiązek być szczęśliwą.

Każdy z nas, zdrowy czy chory, młody czy starszy, piękny czy trochę mniej – ma prawo być szczęśliwym.

I nawet jeśli choroba kiedyś wróci, ja Miro nie stracę wiary ani wiary... Może jedynie sił będzie troszkę mniej.

Przeczytajcie tę piękną książkę! Nie pozwólcie, żeby zamarzła nadzieja – Wasza, czy kogoś obok Was.


Jolanta Bartoś poleca:


W międzyczasie...

„Mówią, że kiedy życie daje ci cytryny, ty zrób z nich lemoniadę. Wyciśnij i wykorzystaj do cna to, co dobre”.

Jak wiecie, zawsze szczerze polecam każdą powieść Kasi Janus. Niestety tym razem przez pierwsze sześćdziesiąt stron „Błękitny dom nad jeziorem” wymęczył mnie okrutnie, bo nic się nie działo. Antonina Zielińska, bibliotekarka z Leszna, dostaje spadek po ciotce – domek na Mazurach i decyduje się na daleką podróż do małej wioski niedaleko Mrągowa. I już. To całe streszczenie tego, przez co nie mogłam przebrnąć.

I muszę powiedzieć, że gdybym nie znała Kasi i jej powieści, ta książka wylądowałaby na półce. Ale potem następuje burza z piorunami, taka złowieszcza, która niesie zniszczenie. I tu następuje przełom. Dalej karty zmieniają się same w zastraszającym tempie. Nie wiem kiedy z grubej ponad czterysta stronicowej powieści nastąpiło słowo koniec. Błękitny dom na Mazurach staje się przystanią dla trzech kobiet, których losy ze sobą splotło życie. 

Tu nie tylko mamy fajną powieść obyczajową z miłością życia, ale mały wątek kryminalny (szkoda, że tak krótki) i skrywaną tajemnicę rodzinną. 

Nie chcę opowiadać o wszystkim, co działo się w tej powieści, bo książki Kasi są budowane na emocjach, które trzeba odkryć, przeżyć, zrozumieć i wybaczyć. I ta powieść właśnie taka jest. Chwilami pełna łez, bólu i beznadziejności, a nieco dalej tryskająca szczęściem i tęsknotą...

Nie będę już wspominała o przydługim początku, bo reszta książki zrekompensowała mi te męki.

Oczywiście, że polecam, jak każdą książkę Kasi.



Marzenko, Jolu dziękuję jeszcze raz za wasze opinie.