wtorek, 31 maja 2022

„Bańki mydlane”

 


CZĘŚĆ I


Bańki mydlane, leciutkie, błyszczące różnymi kolorami, jak mieniąca się w blasku słońca tęcza, która rozpościera się na niebie po ulewnym deszczu. Delikatne i ulotne, wzbudzają mnóstwo radości, a jednak pękają w promieniach słońca, jak marzenia z dziecięcych lat, o których już dawno zapomnieliśmy...

Nad wejściem do budynku lśnił w ciemności piękny napis „Marzenie”.

- To tu? – zdziwiła się jedna z kobiet, które zjawiły się punktualnie, trzymając w dłoniach zaproszenia. 

Drzwi były zamknięte, ale gdy tylko nadusiły dzwonek, tuż obok wejścia, ciężkie skrzydło drgnęło i mogły wejść do środka. Nikt ich nie witał, ale oświetlony korytarz wskazywał kierunek, w którym powinny iść. W końcu znalazły się przed drzwiami, zza których dobiegała wesoła dziecięca melodia. 

- Dobrze, że już jesteście! – jak na zawołanie wejście stanęło otworem, a przy drzwiach witała je sama właścicielka tej bajecznej posiadłości. – Mam nadzieję, że zdążyłyście się poznać i zaprzyjaźnić podczas podróży. – uśmiechnęła się do swoich gości.

Pokój, w którym się znalazły, wyglądał nieziemsko pięknie. Bawialnia nosiła nazwę „Po drugiej stronie tęczy”. Zabawki, o których zawsze marzyły, talerze pełne słodyczy, tęczowych cukierków i czerwonych lizaczków – kogucików, donaldówa, oranżada w proszku i wielkie pachnące waty cukrowe.

- Jesteśmy w bajce? – zapytała zaskoczona Iza Frączyk – To jest jak... – szukała w myślach odpowiedniego słowa.

- Spełniony sen – usłyszały słowa z drugiego końca sali, gdzie Jola Bartoś wskazywała kelnerom miejsca ustawienia tac ze smakołykami.

- Dokładnie! – uśmiechnęła się Iza – Mój spełniony sen.

- Dzisiejsze przyjęcie to Joli pomysł. – Magda była równie zadowolona co jej goście – Pozwólcie, że zaprosimy Was na poczęstunek.

- Ale skąd to wszystko? – Agata Bizuk nie wierzyła własnym oczom, przyglądając się delikatnym figurkom z porcelany, które kochała od dzieciństwa.

- Jola nigdy nie zdradza swoich pomysłów – przyznała Magda.

- Dlaczego nie? – Pisarka natychmiast była gotowa zaprzeczyć. – Przecież to proste. Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, a na cuda trzeba trochę poczekać... Dzisiaj będę spełniała wasze życzenia. Wszystko cokolwiek byście chciały w zamian za wasze dzieciństwo...

- Brzmi jak cyrograf... – zaniepokoiła się Kasia Kielecka.

- Nie, to tylko... Gra w zielone – uśmiechnęła się Jola. – Siadajcie – wskazała wygodne kanapy. – ja zajmę się pysznościami, a wy opowiecie Magdzie o swoim dzieciństwie.

- I nic nam nie grozi? – Karolina Kubilus nie dowierzała kryminalistce.

- Nie. Masz przecież swojego anioła na szczęście. – wskazała na piękną figurkę aniołka, który nieśmiało wyglądał zza talerza z tęczowymi babeczkami.

- Zapraszam – Magda w roli gospodyni czuła się najlepiej. – Opowiedzcie mi o swoich dziecięcych marzeniach.

- „O czym wtedy marzyłam? – Iza Frączyk zastanawiała się chwilę – Raczej o małych rzeczach. najbardziej chyba o wyjeździe z innymi dziećmi na kolonię lub obóz. Byłam z tych chorujących i to na poważnie, zatem na takie atrakcje miałam wieczny szlaban, dopóki nie osiągnęłam wieku w miarę sensownego, kiedy to jako szesnastolatkę , rodzice nareszcie puścili mnie na obóz językowy, gdzie już na pierwszej lekcji zakułam na blachę wszystkie przekleństwa po angielsku, w drugim dniu obozu samodzielnie się ostrzygłam, a w trzecim zostałam przewodniczącą grupy, która ogłosiła strajk głodowy mający na celu natychmiastowe zwolnienie kucharki serwującej dzień po dniu świńskie podroby”.

- Byłaś łobuziarą – Magdę niezwykle ubawiło opowiadanie pisarki.

- Może troszeczkę. – Przyznała, rozglądając się, gdzie nagle zniknęła Jola. – A ta twoja pomocnica nie szykuje jakiejś niespodzianki, wybuchowego koktajlu, czy czegoś...?

- A kto to może wiedzieć? – Magda wzruszyła ramionami – Nikt nie wie, jaki diabeł stoi jej za plecami. Agata może teraz Ty?

- „Moim największym dziecięcym marzeniem było... – Agata Bizuk przewróciła wymownie oczami – zostanie emerytką. Każdy chciał być kimś – nauczycielem, lekarzem, a ja chciałam od razu na emeryturę. Nie powiem, żeby po latach to moje marzenie uległo jakiejkolwiek zmianie, wręcz mam wrażenie, że z każdym rokiem nie mogę się doczekać stanu emerytalnego”.

- Karolina, a Ty? – Gospodyni spojrzała na rozbawioną Karolinę Kubilus.

„Zawsze chciałam mieć psa, a ponieważ mieszkaliśmy w bloku i rodzice nie chcieli się zgodzić, miałam pluszowego (i to była moja ulubiona zabawka!). Nawet prowadzałam go na smyczy! Pies wabił się Ringo, tak jak pies sąsiadki, którego czasem wyprowadzałam na spacer”.

-„Ja najbardziej marzyłam, by mieć braciszka lub siostrzyczkę – Kasia Kielecka nie czekała dłużej na zachętę do rozmowy – Byłam gotowa zmieniać pieluchy i prasować śpioszki. Wymyślałam sobie rodzeństwo, nadawałam mu imiona i bawiłam się z wyimaginowanymi dziećmi, a w zasadzie rozstawiałam je po kątach, bo w dzieciństwie zapowiadałam się na heterę o charakterze przywódczym. Rodzice rozwiązali problem sprytnie i skutecznie. Pewnego dnia przynieśli mi maleńką suczkę – bokserkę, która natychmiast zesikała mi się na dywan. Odtąd miałam urwanie głowy ze szczeniaczkiem. Myśl o braciszku lub siostrzyczce skutecznie wywiało mi z głowy, a miłość do bokserów została ze mną do dziś. Poza tym marzyłam, by podróżować w czasie i pięknie śpiewać. Jedno i drugie było tak samo nierealne”.

- Nie wiem, czy uwierzycie – westchnęła Magda Kołosowska – Jako mała dziewczynka miałam głowę wypełnioną marzeniami. Wymyślałam przeróżne historie, bardziej lub mniej fantastyczne, ale zawsze w tych marzeniach przewijało się pragnienie, by być pisarką. Mnie, ówczesnemu dziecku, taka osoba kojarzyła się z nieograniczonymi wręcz możliwościami. Skoro to ona opisywała i wymyślała historie, musiała mieć władzę absolutną. Wyobrażałam sobie siebie piszącą książki. Wymyślałam, o czym będę pisać, w głowie powstawały przeróżne scenariusze. Z biegiem lat te marzenia niewiele się zmieniły”.



c.d.n.        


niedziela, 29 maja 2022

Zapowiedź „Bańki mydlane”

 



Ile pamiętacie ze swojego dzieciństwa? Ulubiona zabawka, najlepsza bajka, smak gumy do żucia, czy może lśniące bańki mydlane? Ile z dziecięcych, niewinnych marzeń udało się zrealizować, o ilu zapomnieć, a które pękły w blasku codzienności dorosłego życia? 

Swoje dziecięce lata, niewinne lata będą wspominać pisarki, które zaprosiłam do mojego wirtualnego hotelu „Marzenie”. O całym spotkaniu przeczytacie 31 maja i 1 czerwca.

Serdecznie zapraszam.



poniedziałek, 23 maja 2022

Moje miejsce na ziemi

 

MOJE MIEJSCE NA ZIEMI

– Urszula Gajdowska



Moim miejscem na ziemi jest maleńka wieś Rusaki na Podlasiu, z której pochodzę. Nie chodzi o budynki, maszyny, zwierzęta, przyrodę... Chodzi o coś nieuchwytnego, jakąś więź z dzieciństwem, z czasami przed erą komputerów, spotkania na ławeczce, wymianę międzypokoleniową, wartości, wspólne zajęcia, pracę, podział obowiązków, rytm dnia, szacunek dla praw natury...


Często wracam na wieś z dziećmi, by pokazać im co nieco z tamtego życia, choć wiem, że z roku na rok wszystko się zmienia, odchodzi...




Anna Sakowicz – „Za przyjaźń!”

 


Autor: Anna Sakowicz

Tytuł: „Za przyjaźń!”

Wydawnictwo: Luna

Rok wydania: 2022 r.

Stron: 319


Czym dla Ciebie jest przyjaźń? Masz koło siebie taką przyjaciółkę od serca, której wszystko możesz powiedzieć? Taką, która bez względu na porę dnia, przybiegnie do Ciebie, gdy będziesz jej potrzebowała?

Ja taką mam, ta przyjaźń trwa już od szkoły podstawowej. Wiemy o sobie chyba wszystko, możemy też na siebie liczyć w tych radosnych chwilach i tych trudniejszych. Dlatego też, kiedy zobaczyłam powieść Anny Sakowicz pt. „Za przyjaźń!” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Chciałam przekonać się sama, o czym będzie. I powiem Ci, że się nie zawiodłam, dostałam do ręki bardzo ciekawą pozycję. Jak znajdziesz chwilę czasu na czytanie, to sięgnij po nią koniecznie.

Wiem, wiem... pewnie chciałabyś dowiedzieć się o niej coś więcej. Zdradzę Ci trochę treści. Akcja książki rozgrywa się w małym miasteczku, konkretnie w Sęplicach. Wiesz to takie miasteczko, w którym każdy o każdym wszystko wie. Pewnego dnia całkiem przypadkowo spotykają się w nim cztery dawne przyjaciółki. W Sęplicach mieszkały jako dzieci, jedna z nich nadal tam mieszka. Dziewczyny umawiają się na wspólne ognisko, piją, dobrze się bawią, wspominają dawne czasy. Chwalą się tym, co osiągnęły. Tylko, czy naprawdę są wobec siebie całkiem szczere? Czy mówią prawdę? Czy może pomijają wiele faktów milczeniem? W trakcie ich rozmów wypływa coś jeszcze, jakaś tajemnica sprzed lat. Co to za tajemnica? Czy miała wpływ na ich życie? Widzisz sama, że zapowiada się ciekawie, nic tylko czytać i odkrywać wydarzenia na kolejnych stronach.

Spójrz też na tę piękną okładkę. Przyciąga czytelniczy wzrok, niech Cię jednak nie zwiedzie jej wygląd, bo pomimo że wygląda na taką sielsko-anielską, w środku skrywa dużo więcej.

Fabuła powieści wciągnęła mnie od pierwszej strony, aż do ostatniej, która nawet nie wiem kiedy się pojawiła. Autorka pisze lekko i przyjemnie. Z początku powieść jest łatwa i przyjemna, by później robić się poważniejsza, życiowa. Anna Sakowicz poruszyła ważne problemy społeczne, takie jak przemoc w rodzinie, alkoholizm, orientacja seksualna, plotkarstwo w małych miasteczkach i jeszcze kilka innych. To powieść o kobiecej sile i determinacji, o wielkiej przyjaźni, ale też niewyjaśnionych sprawach – o tajemnicy, która zmieniła po części ich życie. A może też stała się ich traumą, która miała wpływ na ich dalsze funkcjonowanie.

Bohaterki zostały wspaniale wykreowane, mają swoje wady i zalety. To kobiety w średnim wieku, które na swych barkach dźwigają ogrom doświadczeń życiowych. Stojąc na rozdrożu, muszą podjąć decyzje, co dalej zrobić ze swoim życiem. Rozliczyć się z przeszłością i dać szansę nowemu. Polubiłam dziewczyny, ale żadna nie stała mi się jakoś bliższa. Bardziej moją uwagę przyciągnął Pietrek, o którym dotychczas nic nie wspominałam, a też odgrywa ważną rolę w powieści.

Podsumowując, polecam Ci w jakiś majowy wieczór sięgnąć po powieść. Nie będziesz zawiedziona. Książka pokaże Ci, jaki wpływ może mieć przeszłość na teraźniejszość. Polecam!



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Wydawnictwu Luna.


poniedziałek, 16 maja 2022

Moje miejsce na ziemi.

 

MOJE MIEJSCE NA ZIEMI

– Magdalena Jarząbek


Hmmm... moje miejsce na ziemi... Odpowiedź jest prosta – to, przy moim mężu 😊 

Jednak gdybym miała wybierać takie z mapy świata, byłyby to Tatry po słowackiej stronie, miejscowość Szczyrbskie Jezioro. Jak tam jest pięknie! Jezioro u podnóża wysokich gór, których szczyty dotykają chmur, cisza i spokój. To miejsce z gatunku tych, których nie da się opisać słowami – trzeba je zobaczyć! Wcale nie trzeba jechać w Alpy, by być blisko nieba, wystarczy przekroczyć jedną z granic Polski, by poczuć się jak w najlepszym kurorcie. Do tego ludzie są tam mili i serdeczni, cieszą się każdym dniem i mam wrażenie, że żyją bezproblemowo lub nie przywiązują do tych problemów wagi. Zresztą wcale mnie to nie dziwi, w takim miejscu, które uspokaja cię widokami każdy byłby szczęśliwy 😊



niedziela, 15 maja 2022

Jolanta Bartoś – Śpij, dziecinko, śpij...” [RECENZJA]

 


Autor: Jolanta Bartoś

Tytuł: „Śpij, dziecinko, śpij...”

Wydawnictwo: ZYSK I S-KA

Rok wydania: 2022 r.

Stron: 352


Zastanawiam się, od czego zacząć? Wierzysz w siły nadprzyrodzone? Znasz historie o duchach, opętaniach, a może o dokonanych egzorcyzmach? Sama słyszałam wiele takich opowieści z ust ciotek, krewnych i znajomych. Dobrze, że żadna z nich nie dotyczy mnie bezpośrednio, bo trochę ze mnie tchórz. Co innego słyszeć, co innego zobaczyć na własne oczy...

Jednak dziś przychodzę do Ciebie z propozycją – poleceniem wspaniałej powieści Jolanty Bartoś pt. „Śpij, dziecinko, śpij...” Ta książka dostarczyła mi tylu emocji i wrażeń, wręcz namacalnych, że musisz ją sama przeczytać. Pewnie jesteś ciekawa, o czym jest i czemu taki wstęp, a nie inny... Zaraz opowiem Ci co nieco o fabule.

„Śpij, dziecinko, śpij...” to powieść, której akcja dzieje się w Krotoszynie. Główna bohaterka Natalia kupuje mieszkanie w starej kamienicy. Następnie remontuje je i urządza według swojego gustu. Wprowadza się tam z mężem. Natalia chce wieść szczęśliwe życie, liczy na spokój, tym bardziej że spodziewa się dziecka. I mogłoby się wydawać, że tak właśnie będzie. Tymczasem już pierwszej nocy Natkę budzi płacz dziecka, który tylko ona słyszy. Wkrótce do płaczu dołączają inne dziwne zdarzenia. Natalia widzi coś, czego jej mąż nie dostrzega. Pojawia się tajemnicza Starucha... Kobieta boi się, że oszalała. Nie ma wsparcia u męża, jest z tym całkiem sama. Szuka pomocy u psychologa. Wkrótce odkrywa, iż jej kamienica skrywa mroczną historię. Jesteś ciekawa, jaką? Tego niestety Ci nie powiem. W życiu Natki pojawiają się osoby gotowe pomóc jej rozwikłać tajemnicę kamienicy. Dobrze, że są ludzie, którzy uwierzą w jej słowa, bo licho nie śpi. Ciągle czai się za plecami, gotowe do działania. W tym momencie muszę też wspomnieć, iż dużą rolę odegra piękny krzak róży, który rośnie pod domem. Jest on pełen tajemnic... Jakich? Koniecznie doczytaj o tym sama, nie będziesz żałować.

Podczas lektury mnoży się mnóstwo pytań, na przykład jak skończy się ta historia? Co zrobi Natalia? Czy jej małżeństwo jest szczęśliwe? Czy przetrwa tę burzę?

Zanim przejdę do swych odczuć z lektury, warto spojrzeć na okładkę. Zafascynowała mnie już od momentu, kiedy Jolanta Bartoś po raz pierwszy pokazała ją w mediach społecznościowych. Jednak w rzeczywistości jest jeszcze piękniejsza. Każdy jej szczegół jest starannie dopracowany, a ta krew wygląda niczym prawdziwa. I przede wszystkim okładka bardzo mocno nawiązuje do treści, o czym sama się przekonasz, kiedy będziesz czytać.

Powieść wciągnęła mnie w swą sieć strachu już od Wstępu, a kiedy przeczytałam te słowa:

„W świecie współczesnym nie ma miejsca na mary i zmory, o których kiedyś opowiadano, najpewniej chcąc nastraszyć dzieci. I nigdy byś nie wracała wspomnieniami do tych odległych i dziwnych opowieści, gdybyś nie usłyszała za sobą czegoś, nie poczuła zimna wokół i dotyku na swoim ramieniu...”

wiedziałam, że Jolanta Bartoś stworzyła kolejną powieść, od której ciężko będzie mi się oderwać. Mimo wszystko czytałam ją powoli, delektując się znakomitym piórem autorki. Fabuła niczym z horroru, aż trudno sobie wyobrazić, że to mogło mieć miejsce. Pełna zwrotów akcji, strasznych tajemnic i nadprzyrodzonych sił, które wkraczają w uporządkowane życie bohaterki. Powiem Ci, że wielokrotnie, sama zastanawiałam się, jak to możliwe... I wiem, że nigdy nie weszłabym do Gabinetu, kazałabym go raczej zamurować. Czytając, nie raz czułam prawdziwy lęk, czy niemal panikę, a Starucha wywoływała we mnie przerażenie. I cieszyłam się, że to tylko powieść, bo nie chciałabym być na miejscu bohaterki. Czułam to zimno, paraliżujący strach i nienawiść:

„Czuła oczy pełne nienawiści, które przyglądały jej się z ciemności. Nie było twarzy, ciała. Nie było nawet zarysu postaci, ale czuła nienawiść”.

Moja wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Dawno się tak nie czułam podczas czytania. Napięcie towarzyszyło mi do ostatniej strony i kiedy już odetchnęłam...okazało się, że za wcześnie to zrobiłam. Zakończenie nie jest takie jednoznaczne, jest wręcz zagadkowe i niesie za sobą pytanie, którego nie zdradzę.

Bohaterowie wspaniale wykreowani, ludzie z krwi i kości z wadami i zaletami. Bardzo polubiłam Natalię za jej odwagę, walkę ze złem czającym się pod jej dachem. Jej opiekuńczość, miłość do róż była czymś pięknym. Nie muszę chyba pisać, chociaż może tak, że Starucha to zło w czystej postaci, którą wolałabym pominąć, a najlepiej zapomnieć. Może lepiej o niej głośno nie mówić... Po tej lekturze mam wrażenie, że ściany mają uszy. Jest jeszcze kilku bohaterów, którzy niezmiennie działali mi na nerwy, szarpiąc je bezlitośnie na strzępy. Jakby za mało nieszczęść było w tej kamienicy, to jeszcze okazuje się, że najgorsze zło siedzi w człowieku zarażonym nienawiścią. Jeszcze, jako ciekawostkę  muszę Ci napisać, że również w tej powieści, kilku bohaterów otrzymało imiona i nazwiska od czytelników. Naprawdę! Ty też możesz zostać bohaterką książki, jeśli tylko wyrazisz zgodę i Jolanta Bartoś Cię wybierze.

Podsumowując, nie zwlekaj zbyt długo z przeczytaniem powieści. Udaj się na zakupy po książkę. Gwarantuję, że nie będziesz żałować. Od pierwszej strony dostaniesz wszystko, co czytelnik lubi najbardziej: niesamowite zwroty akcji, tajemnice, nadprzyrodzone siły. Ta powieść jest jak rollercoaster pędzący wprost w otchłań, w której nie ma nic oprócz obezwładniającego strachu, który nie pozwala oddychać. Polecam!

 

 Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu


 



czwartek, 12 maja 2022

„Ploteczki u cioteczki”

 


Kolejny czwartek przed nami, a jak czwartek to i czas na nasze „Ploteczki u cioteczki”. Moim dzisiejszym gościem jest Małgorzata Urszula Laska. Autorka powieści „Miód w deszczu”, „Łatwo nie będzie”, „Dziewcak” oraz bajek dla młodszych dzieci „Wszyscy jesteśmy potrzebni”, „Tajemnica Żabiej Wyspy”.

Usiądźcie wygodnie, rozgośćcie się... Zapraszam na kawę i ploteczki, które Autorka zechciała mi zdradzić.



1. Największa wpadka kulinarna?

Od razu mam przed oczami święta wielkanocne i zjazd rodzinny w latach 90. Dużo przygotowań, by na stole niczego nie zabrakło. Zrobiłam też sałatkę z tuńczyka, włożyłam w nią sporo pracy: drobniutko posiekany por, gotowane jajka, starty ser, kukurydza, majonez i przyprawy. Już ktoś z gości sięgał po łyżkę, by nałożyć sobie tej apetycznej zawartości na talerz, gdy nagle... Spojrzałam mimowolnie. Nie! Zamrugałam z przerażenia oczami. Na samym środku spoczywał okazały robal, ok. 1 centymetra długości. Tłumacząc coś i przepraszając w stylu: zapomniałam przyprawić, zabrałam natychmiast danie ze stołu. W kuchni tylko śmietnik się zatrząsł, gdy wyrzuciłam w niego całą zawartość salaterki. Nic by się nie stało, gdyby nie mój młodszy i szczery do bólu brat. Zapytał mnie, dlaczego wyrzuciłam sałatkę do śmietnika. Powiedziałam mu, prosząc o dyskrecję, że prawdopodobnie w puszce kukurydzy albo z tuńczykiem, została przemycona jakaś larwa chrząszcza mącznika lub inny robak. Jednak mój dociekliwy brat musiał sprawdzić i wygrzebał jakimś patykiem ze śmietnika tego robala, oznajmiając z dumą gościom, co było w sałatce i że robak jest na szczęście martwy. Teraz wszyscy oglądali z zaciekawieniem znalezisko, a ja od tamtej pory uważam, gdy dodaję do potraw kukurydzę albo tuńczyka i z uwagą sprawdzam.

Inną wpadką był ryż. Musiałam wyjść do sklepu i poprosiłam prawie dorosłego syna o zdjęcie garnka z palnika, gdy ryż się ugotuje. Syn zajęty swoimi sprawami zapomniał, a ja po powrocie do domu nie mogłam wejść do kuchni, nic nie było widać i paliło w oczy. Ze złością otworzyłam drzwi na balkon i garnek ze spalonym, na czarno ryżem poszybował nad ogrodem niczym statek powietrzny, ciągnąc za sobą ogon ciemnego dymu. Nie mieliśmy w tym czasie czujników, a syn za zamkniętymi drzwiami kuchni i swojego pokoju po prostu nie czuł swądu. Goście za to poczuli, mimo wietrzenia dość długo utrzymywał się nieprzyjemny zapach, a tego dnia na obiad zamiast risotto były ziemniaki.

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Uwielbiam wszystko o smaku karmelowym, galaretkę z owocami i klasyczne ciasta, typu: sernik, jabłecznik. Najchętniej zrezygnowałabym z tych wszystkich słodyczy, ale po zjedzeniu serniczka i wypiciu kawy, odczuwam ogromny przypływ energii i taką błogość... To dla mnie hormon szczęścia.

3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

Mój tato pracował, jako kierowca autobusu, ale moją uwagę zwróciło bardziej stanowisko konduktora, które w latach 70 było bardzo powszechne w komunikacji PKS. Taka osoba sprzedawała bilety, kontrolowała i dbała o porządek. Bardzo mi to imponowało. Spędzając wakacje u cioci w Olsztynie, zachwyciłam się jednak jej pracą. Często mnie ze sobą zabierała i obserwowałam, jak na dworcu zapowiada przez mikrofon wyjazdy autobusów, wydaje kierowcom zlecenie trasy, rozmawia ze swoim mężem – kierowcą przez telefon (pierwszy raz zobaczyłam w autobusie telefon, gdy wujek zabrał mnie w trasę). Byłam zafascynowana i moim marzeniem od tej pory było zostać tak jak ciocia – dyżurnym ruchu.

4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo że masz tego wiele)

Z pewnością książki. Dla nich zawsze znajdzie się miejsce w moim domu. Ostatnio zaczęłam kupować chustki, szale. Często potrzebuję w jakimś kolorze i nie mam, więc profilaktycznie jak widzę coś ładnego, kupuję, chociaż w szafie jest tego sporo. 

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały? 

Raczej nie. Poranna kawa, to musi być, żeby się obudzić i zacząć nowy dzień. Tylko w czasie choroby rezygnuję, nie smakuje mi. Wieczorem zaś delektuję się winem. Czasami zainteresuje mnie jakiś program, czy serial, codziennie oglądam też wiadomości. Chciałabym, żeby moim rytuałem stała się poranna gimnastyka, ale z tym bywa różnie.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

Szkoda, że nie można podróżować w czasie, są wspomnienia i miejsca, do których chętnie wracamy. A teraz? Takich miejsc mam kilka, więc trudno mi sprecyzować. Na pewno będzie to pewnie gdzieś na uboczu z cieplutką wodą i aktywnym wypoczynkiem. Myślę, że wybrałabym Andaluzję w Hiszpanii i naturalne, gorące źródła. Gdyby obyło się bez tej mozolnej i dość niebezpiecznej serpentynowej trasy, chciałabym się od razu tam znaleźć. To miejsce znajduje się wysoko w górach Sierra Tejeda. W Hiszpanii jest podobno ponad 120 gorących źródeł. Według specjalistów wody te mają właściwości lecznicze i terapeutyczne. Miasto Alhama de Granada położone jest w połowie drogi między Granadą, a Malagą. Nazwa miasta pochodzi od arabskiego słowa „al-hammam” i oznacza kąpiele. Można tam zobaczyć oryginalne XV-wieczne łaźnie arabskie, które zostały zbudowane na ich rzymskich poprzednikach, pozostałościach rządów rzymskich i mauretańskich. Powstawanie źródeł termalnych związane jest z aktywnością wulkaniczną lub jest efektem trzęsienia ziemi (tak przeczytałam na jednej z ulotek). Temperatura wody jest bardzo wysoka, może dla niektórych za gorąca, mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Natura, turystyka, wypoczynek i historia w jednym.

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Egoizm i ludzie wykorzystujący innych ludzi, brak wyrozumienia i empatii. Denerwuje mnie zarozumiałość, chamstwo i narcyzm. Unikam towarzystwa nowobogackich, nie dlatego, że osiągnęli sukces, stać ich na wszystko, bo w posiadaniu pieniędzy nie ma niczego złego. Dopiero sposób, w jaki ktoś z tego powodu traktuje innych ludzi i w jaki się swoim bogactwem obnosi. Wydaje im się, że gdy zaszeleszczą banknotami, przekupią każdego. Kiedyś byłam świadkiem, gdy w drogiej i eleganckiej restauracji w Polsce, taki nowobogacki rzucił napiwek w wysokości 5 euro kelnerce pod nogi. Dziewczyna nie schyliła się i nie podniosła. Zachowała się z klasą w przeciwieństwie do tego ćwoka. 

Dużo by wymieniać, co mnie jeszcze denerwuje, na pewno jest to zaśmiecanie środowiska, niesprzątanie przez niektórych właścicieli psich odchodów, plucie i wydmuchiwanie nosa prosto na chodnik, wandalizm, piractwo drogowe i czasami arogancja w urzędach.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?

Wypiłabym coś mocniejszego, następnie obejrzała swoje nowe ciało, a potem udałabym się do sklepu i sprawiła sobie nowe ciuchy. Najbardziej przeraziłabym się chyba codziennego golenia, więc musiałabym się postarać o porządną maszynkę i przyjemną wodę po goleniu. Poza tym chyba byłoby ze mnie niezłe ciacho. Kuzynka przerobiła nie tak dawno moje zdjęcie na swoim telefonie i jako facet wyglądam całkiem do rzeczy.



Małgosiu dziękuję Ci za rozmowę i poświęcony mi czas.  W wielu pytaniach mamy takie samo zdanie :) Może kiedyś uda nam się spotkać przy kawie i serniczku :)





poniedziałek, 9 maja 2022

„Moje miejsce na ziemi”

 

MOJE MIEJSCE NA ZIEMI

– Agnieszka Kazała




Moje miejsce na ziemi jak na razie znajduje się stanowczo w Warszawie. Bo to i praca, i rodzina, i grupka przyjaciół. Od dawna już świat zmniejsza się dzięki internetowi. W tej przestrzeni można mieć znajomych w różnych stronach świata, można się też niejednokrotnie zaprzyjaźnić, by potem móc spotkać w realu. Jest to miejsce do zaistnienia jako autor, do podzielenia się ze światem swoją twórczością i znalezienie jej odbiorców. Mówią „Jeśli cię nie ma w internecie – nie istniejesz”. Ja tworzę, więc muszę mieć i tu, w tej światowej przestrzeni, swoje maleńkie miejsce na wirtualnej Ziemi. Co tworzę? Rękodzieło, malarstwo i książki – to moje życie. Bajki dla dzieci, opowieści dla dorosłych – raz pędzlem, raz piórem – sprawiają, że kawałek po kawałeczku sprzedaję siebie. W moich pasjach mogę się realizować i zostawiać po sobie ślad. Może bardzo ulotny, bo zależny od ludzkiej pamięci, ale zawsze...



Ale miejsce na Ziemi to też marzenia, coś do czego nas ciągnie. Mnie ciągnie nad morze. Rok bez krótkiego, chociażby wypadu nad morze, to rok stracony, więc staram się nie stracić ani jednego.

Bywały morza cieplejsze i chłodniejsze, było Morze Czarne i Czerwone, Adriatyk, Atlantyk i Śródziemne, ale tak naprawdę sentyment mam do Bałtyku. Piękniejszą od naszych plażę widziałam chyba tylko w Bułgarii – jedną, gdzie piasek unoszący się w zmąconej wodzie przypominał drobinki złotego pyłu, a drugą na maleńkim półwyspie, gdzie zamiast piasku były miliony drobnych muszelek.



Ilekroć odwiedzałam jakiś zakątek w innym kraju, zastanawiałam się, czy mogłabym tam zamieszkać, czego by mi brakowało lub czym bym się zachwyciła. I zawsze było coś nie tak – za gorąco, za zimno, zbyt stromo, za ciasno lub nie ten język.

Idąc plażą nad naszym morzem, czuję, jakbym szła na koniec świata – żadnych barier, żadnych wyznaczonych plaż należących do hoteli. Woda, co prawda, nigdy nie jest za ciepła, ale mnie to nie przeszkadza – i tak topię się na sam widok wody, jednak uwielbiam siedzieć na plaży, nawet opatulona swetrami i ciepłą kurtką, i wpatrywać się w fale, wsłuchiwać w ich szum. Nie jeziora z lasem, kleszczami i ciszą, która aż dźwięczy w uszach; nie góry, gdzie z każdym krokiem łapie cię zadyszka, a zza krzaka wyglądają niedźwiedzie i sprawdzają, czy warto cię zjeść; nie malownicze miasteczka, gdzie każdy każdego zna i nie ma przestrzeni, by iść i iść...

Myślę, że na zawsze pozostanę warszawskim mieszczuchem, któremu nie przeszkadza wielkomiejski zgiełk i pęd, bo sam umie się wyciszyć i zatrzymać, ale na stare lata przeniosę się nad polskie morze, by móc iść przed siebie, słuchać krzyku mew, czuć wiatr we włosach i wysypywać z butów wszędobylski piach.




Fotografie zawarte we wpisie są autorstwa Agnieszki Kazała. Przypominam, że kopiowanie jest zabronione :)