sobota, 16 kwietnia 2022

„Jajoki, placoki”.


 Jajoki –placoki, czyli literackie rozmowy o świętach


Część I


Słońce przygrzewało coraz mocniej, ale pogoda wciąż przypominała, że to wczesna wiosna i zbyt długie siedzenie w przyhotelowym ogrodzie może skończyć się chorobą. Anita Scharmach  sprawdziła godzinę w swojej komórce. Wiedziała, że powinna za kilka minut pojawić się w patio, na spotkaniu z właścicielką hotelu. Odkąd otrzymała to tajemnicze zaproszenie, nie mogła od nikogo dowiedzieć się, dlaczego akurat ona została zaproszona. W końcu stwierdziła, że weekendowy odpoczynek od rodziny jej się należy, jak psu buda. Spakowała walizki, wsiadła w pociąg i ruszyła w świat. 

Już po wyjściu z pokoju zauważyła Jolę Bartoś. Znały się tylko z Facbooka, ale zaskoczyło Anitę, że inna pisarka jest w hotelu w tym samym czasie.

- Też dostałaś to tajemnicze zaproszenie? – zapytała, gdy obie weszły do windy.

- Zaproszenie? – Jola uśmiechnęła się tajemniczo, udając zdziwienie.

- Ty coś wiesz? – Anita natychmiast zauważyła chytry uśmiech koleżanki.

- Zaraz i Ty się dowiesz. – Jola nie zamierzała zdradzić żadnych szczegółów. – Chodź, spotkanie jest tam. – Wskazała na drzwi, przy których stały dwie inne kobiety.

- Nie wiem, czy się znacie? – Jola wyraźnie była wtajemniczona w to co się działo w tym dziwnym i pięknym hotelu. – Małgosia Laska i Jagna Rolska, a to Anita Scharmach. – Przedstawiła sobie dziewczyny. – Czekamy jeszcze na kilka osób. – Spojrzała w kierunku klatki schodowej, na której już po sekundzie pojawiła się Kasia Janus.

Jola natychmiast przywitała się z przyjaciółką, z którą znały się już kilka lat, po czym przedstawiła ją pozostałym kobietom.

- Jeszcze ktoś się pojawi? – Anita patrzyła coraz bardziej podejrzliwie na Jolę.

- Tak, czekamy... – Pisarka spojrzała w kierunku korytarza, w którym pojawiały się kolejne zaproszone dziewczyny. – O jest! – ucieszyła się – Iwona Szul.

Ponownie przedstawiła wszystkich.

- I co teraz? – Kasia Janus szepnęła do przyjaciółki.

- Zapukaj do drzwi – Jola poprosiła najbliżej stojącą Małgosię.

- Już pukałam. – wyjaśniła. – Zamknięte.

W tym samym momencie drzwi się otwarły. Dwóch przystojnych lokai ubranych w hotelowe uniformy, zapraszało do środka wszystkie panie.

- Boże jak tu pięknie! – westchnęła Jagna, rozglądając się na boki. – Spójrzcie tylko. Normalnie wszystko jak w bajce.

- Tak się cieszę, że jesteście! – usłyszały głos zbliżającej się gospodyni. – Mam nadzieję, że Jola nic wam nie powiedziała? – spojrzała na pisarkę, a ta uśmiechnęła się do wchodzącej Magdy.

- No właśnie jędza nie chciała nic powiedzieć. – przyznała Anita.

- I bardzo dobrze. – Magda nie miała zamiaru od razu zdradzać wszystkiego. – Póki co was nakarmię, a potem wykorzystam. – Zatarła ręce i wskazała na stół, na którym stało mnóstwo wielkanocnych przysmaków. Baby oblane czekoladą i lukrem, kolorowe mazurki, czekoladowe jajka i jeszcze kilka kolorowych placków kuszących kolorami i zapachem.

- Jak Baba Jaga? – zapytała zaskoczona Małgosia.

- Być może. A tymczasem częstujcie się, zapraszam do stołu.

- No ja nie wiem... – Jagna patrzyła podejrzliwie to na Magdę to na Jolę – A co jeśli chcecie wykończyć konkurencję? Niby piękne przyjęcie, a może być zatrute, skoro kryminalistka jest w zmowie z gospodynią.

- O to dobry pomysł. – Zauważyła poważnie Jola. – Madziu, następnym razem zaprosimy Mroza, Rogozińskiego, Chmielarza i jeszcze kilku autorów.  – mrugnęła do gospodyni, po czym nałożyła sobie na talerzyk pokaźną porcję galaretki ze świeżymi truskawkami.

-„Zanim człowiek zasiadł do świątecznego stołu, trzeba było chałupę posprzątać, napiec się tych łakoci, a i tak zawsze rodzice wyganiali nas z kuchni, żebyśmy niczego nie podjadali. – westchnęła Jola. – A i tak zawsze jako dzieciaki czekaliśmy na zajączka. Pamiętam, że jednego razu, gdy byliśmy u ciotki na wsi, zając zostawił zapakowane w kolorowe papiery prezenty, dla każdego z nas. Niestety w środku każdy miał wielką pyrę. To prawdziwe gniazdko trzeba było długo szukać”.

- Jeśli chodzi o zajączka to mam takie wspomnienie, dotyczące mojego syna. – Anita szybko usiadła do stołu, nakładając sobie na talerzyk pokaźną porcję waniliowego deseru z owocami. – „Na skutek częstych chorób oskrzeli mojego syna Filipa, w wieku pięciu lat został on zakwalifikowany do sanatorium. Pech chciał, że otrzymał termin w okresie Świąt Wielkanocnych. I tak spędziliśmy trzy tygodnie w uroczym Ciechocinku. W ośrodku, w którym mieszkaliśmy, przebywało około pięćdziesięciu dzieci, tyle samo było opiekunów, jednak każda rodzina miała osobny pokój. My mieszkaliśmy obok mamy z niepełnosprawnym chłopcem Pawełkiem. Chłopiec poprzez dziecięce porażenie miał trudności w poruszaniu się. Chodził tylko przy  specjalnym balkoniku lub wożony był w wózku inwalidzkim. Kiedy mój syn  podczas zabawy zapytał Pawełka, czy cieszy się, że niedługo odwiedzi go Zając, ten milczał. Syn spojrzał na mnie i niewiele myśląc, zapytał:

- Mamo, Zając trafi do nas, jak jesteśmy tutaj, a nie w domu?

Kiwnęłam głową, upewniając synka, że trafi i do nas i do Pawełka gdziekolwiek będziemy. Wtedy mama chłopca zapytała mnie, o co chodzi z tym Zającem?  Jakież było moje zdziwienie, że rodzina mieszkająca na Podkarpaciu nie wie nic o istnieniu Zajączka, bo tradycje związane ze Świętami Wielkanocnymi były już im znane, Wydawało mi się to takie oczywiste jak św. Mikołaj w Boże Narodzenie”.

- Jak to nie znali tradycji zajączka? – zdziwiła się Iwona – Czy to w ogóle możliwe?

- Też byłam zaskoczona – przyznała Anita. – „Niewiele myśląc podczas rehabilitacji syna, wyszłam na zakupy.  Zrobiłam drobne upominki dla chłopców, koszyczki, słodycze i mnóstwo czekoladowych jajek.  następnego dnia w świetlicy  wszystkie dzieci rozmawiały o Zajączku, przygotowując pisanki. Filip opowiadał koledze o zbieraniu czekoladowych jajeczek do koszyczka, o towarzyszącej temu zabawie podczas biegania po ogródku i o frajdzie, jaką daje jemu i jego rodzeństwu zbieranie łakoci. Pawełek szeroko otwierał oczy ze zdumienia. W Niedzielę Wielkanocną zaraz po obowiązkowym śniadaniu zaprosiłam Pawełka i jego mamę na spacer. Chłopiec zerkał na inne dzieci ściskające pełne koszyczki. W parku tężniowym wręczyłam chłopakom puste koszyki. Jakież było zdziwienie  Pawełka, który co rusz piszczał z radości:

- O tu mamuś, tu też i tu!!! – wskazywał paluszkiem kolorowe jajka wyłożone na chodniku.

Wiedziałam, że chłopiec będzie na wózku, dlatego poprosiłam pana Kazia z ochrony, żeby rozłożył łakocie w widocznych, łatwo dostępnych miejscach. Dzieci uzupełniały puste koszyczki w ekspresowym tempie. Matko, jaki to był piękny widok! Widzieć radość dziecka, który pierwszy raz śledził kroki Zajączka, który wcześniej musiał przechodzić tą samą drogą! Na końcu całej wyprawy stał sam pan Kazimierz z czekoladowymi zającami w ogromnym koszu. Rozdawał je wszystkim przechodniom. Również nam się dostało. Razem z mamą Pawełka poczęstowałyśmy się czekoladą do popołudniowej kawy. Siedziałyśmy w świetlicy, gdzie chłopców czekała kolejna niespodzianka. Za zasłonami schowałam plastikowe auta, które najbardziej ucieszyły naszych małych bohaterów. Choć od tego czasu minęło trzynaście lat, dzwonimy do siebie i wspominamy naszych synów, w których wtedy zakiełkowało ziarenko przyjaźni, która trwa do dziś”.

- I takie wspomnienia powinno mieć każde dziecko. – Uśmiechnęła się Małgosia Laska



c.d.n


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz