czwartek, 13 października 2022

Dzień Nauczyciela w Hotelu Marzenie

 

Część I


- Hotel Marzenie. Naprawdę istnieje. – Cztery kobiety zatrzymały się przed budynkiem, który nie rzucał się w oczy. Drzwi były zamknięte, ale gdy poruszyły wielką kołatką, natychmiast lokaj otworzył wejście i znalazły się w wielkim holu.

- Boże, jak tu pięknie – westchnęła Anna Kasiuk rozglądając się po stylowo urządzonych wnętrzach. – A my całą drogę uważałyśmy, że coś takiego nie istnieje.

- Aż mi głupio teraz. – Zuzanna Arczyńska odstawiła swoją walizkę, z którą szarpała się niemal pół drogi, po tym, jak jedno z kółek odmówiło posłuszeństwa.

- Wskażę paniom ich pokoje. – Ukłonił się lokaj. – Za godzinę szefowa zaprasza do salonu na kawę. A panią poproszę o rozpakowanie walizki, zajmę się tym kółeczkiem. – Zwrócił się do Zuzanny.

- No normalnie marzenie... – westchnęła Marta Nowik – Naprawdę nie wiecie, kim jest właścicielka? – Spojrzała podejrzliwie na swoje koleżanki po piórze.

- Sądząc po tym... – Magdalena Jarząbek nie mogła wyjść z zachwytu – To chyba jakaś dobra wróżka.

- Tak, tak... Prędzej wiedźma, która chce nas omamić swoim dobrem, a potem rzuci na nas urok. – Anna Kasiuk wskazała na długi korytarz – Idziemy?

Godzina minęła szybciej, niż by chciały, ale miały chwilę, by odpocząć i zmienić ciuchy z tych podróżniczych na bardziej wieczorowe. Lokaj zaprowadził wszystkie panie do pokoju, w którym miała na nie czekać tajemnicza właścicielka hotelu. Trudno powiedzieć, czego się spodziewały, ale znalazły się w szkolnej klasie. Jakby nagle cofnęły się w czasie. Na głównej ścianie wisiała tablica, pod którą była kreda i gąbka. Wielkie okna, teraz zasłonięte roletami za dnia wpuszczały do klasy mnóstwo światła. A na gazetkach klasowych wisiały stare zdjęcia. 

- Nie wierzę – wykrzyknęła Zuzanna – To ja! – wskazała zdjęcie.

- A tu ja jestem – Magdalena szybko znalazła znajome twarze koleżanek z czasów szkolnych.

- Te ławki to dla nas? –Spojrzały na ustawione nietypowo w podkowę stoliki i krzesła, które po siedzeniu na nich przez osiem godzin dziennie bolał tyłek.

- Ja się czuję, jak w koszmarze – przyznała Marta, gdy rozległ się dzwonek szkolny.

Chwilę później do „klasy” weszła nauczycielka.

- Witam Was serdecznie. – Uśmiechnęła się, odkładając na biurko dziennik – Nazywam się Magdalena Hupało i dziś zaprosiłam Was do pokoju wspomnień. – Siadajcie – wskazała im miejsca przy ławkach – Chciałam, żebyście poczuły klimat lat szkolnych, bo dziś pogadamy właśnie o szkole.

- O matko! – odetchnęła z ulgą Marta – Już myślałam, że znalazłam się w jakimś horrorze.

- To może innym razem – Nauczycielka usiadła na swoje miejsce i natychmiast pojawiła się obsługa, która przyniosła gościom obiad i domowy kompot ze świeżych owoców.

- Zupełnie, jak na szkolnej stołówce – westchnęła Anna.

- Oj, niezupełnie – Magdalena już zdążyła spróbować dania, które dostały – To jest znacznie smaczniejsze.

- Kiedy chodziłam do szkoły, były dni, że ją uwielbiałam i biegłam do niej jak na skrzydłach. – Nauczycielka Magda zaczęła swoją opowieść – Ale były też dni, że nie chciało mi się iść i wtedy trzeba było pokombinować (ale może tym nie będę się chwalić). Chyba jak każdy miałam swoich ulubionych nauczycieli, takich, których się pamięta np. wychowawczynię w klasie 1-3, czy później np. w liceum moją polonistkę i historyka. W sumie większość nauczycieli lubiłam, a o tych mniej lubianych może nie wspomnę, bo czasem jakimś cudem tu trafią i jeszcze się dowiedzą. Jak to było z Wami, lubiłyście chodzić do szkoły?

- Jak cholera! – wyrwała się Magdalena Jarząbek i wszyscy wybuchli śmiechem – No, żeby być konkretną... Chyba traktowałam to jako obowiązek, nie przepadałam za lekcjami według klucza. Za to uwielbiałam wszystkie zajęcia dodatkowe, na których mogłam się wyżyć, zwłaszcza na zajęciach plastycznych (ta miłość została mi do dziś). Moją pierwszą nauczycielką w „zerówce” była Pani Ania – kochana kobieta, pełna ciepła i z super podejściem. Do tej pory miło ją wspominam. 

- Nie pamiętam, bym nie lubiła chodzić do szkoły. Jednak i tu pewnie okażę się złym przykładem, zdarzało mi się opuszczać lekcje. Jeśli coś wydało mi się ciekawszym zajęciem, po prostu do szkoły nie szłam. Wspominam swoje pierwsze wagary, kiedy to wybrałam się do biblioteki, wypożyczyłam sobie kilka książek i wróciłam do domu zupełnie nieświadoma obecności taty. Dostałam wtedy burę, bo na wagary to się nie wraca do domu z naręczem książek. Co zrobić, taką miałam wtedy potrzebę... Właściwie lubiłam swoich nauczycieli. Miałam to szczęście, że w swojej całej edukacji trafiłam na ludzi potrafiących przekazać wiedzę. Jednak jedną nauczycielkę pamiętam bardzo dobrze. To była matematyczka w szkole podstawowej. Mówiliśmy o niej Kosa... Każdy bał się matematyki i surowej nauczycielki. Czekając na Nią pod klasą, mieliśmy spuszczone głowy i nawet nie patrzyliśmy w Jej kierunku. Nie chciałabym, żeby moje dzieci bały się swoich nauczycieli. Jednak na koniec mojej edukacji w szkole podstawowej, kiedy stałam pośród innych koleżanek i kolegów nagradzanych za wyniki w nauce, to właśnie ta nauczycielka podeszła do mnie z ciepłym uśmiechem, jakiego nie dane nam było oglądać na co dzień i powiedziała: Kasiuk , warto było popracować. Teraz jestem pewna, że poradzisz sobie z matematyką bez problemów. Miała rację, pamiętam wszystko i wyrwana ze snu w środku nocy mogę recytować wzory, regułki i matematyczne prawidła.

- Ja bardzo lubiłam szkołę – Uśmiechnęła się Marta – Odkąd tylko pamiętam, do szkoły chodziłam bardzo chętnie. Lubiłam spędzać czas w towarzystwie koleżanek i kolegów z klasy. Moja pierwsza nauczycielka była dla swoich wychowanków, jak dobra mama. Ciepła, serdeczna, życzliwa i uśmiechnięta. Taką ją zapamiętałam. Jestem jej wdzięczna za moje wszystkie piękne wspomnienia związane z tym okresem.

- Zuzanna, a ty? – nauczycielka wyrwała do odpowiedzi ostatnią ze swoich rozmówczyń.

- A czy za odpowiedź będzie ocena? Bo nie wiem, jak bardzo koloryzować? – zastanawiała się Zuza. – No dobrze – westchnęła, wywołując uśmiech na twarzach koleżanek – Lubiłam chodzić do podstawówki, bo nauka przychodziła mi bez wysiłku. W liceum czułam się jak w kieracie i stale urywałam się z lekcji. Moją pierwszą nauczycielką była pani  Anna Antosiewicz, miła kobieta, która krzyczała, zamiast mówić i rodzice po wywiadówkach skarżyli się na bóle głowy. Miło wspominam też panią Krystynę Lipkę z zerówki. Miała cierpliwość anioła. Ale najlepiej ze wszystkich wspominam polonistkę z choszczeńskiego ogólniaka panią Annę Gonerę.

- Zanim przejdziemy do deseru, bo widzę, że stołówkowe dania bardzo wam smakują – Magda Hupało patrzyła, jak jej goście szybko pochłaniają pyszny obiad z jej idealnej kuchni, której nie groziły żadne rewolucje. – Teraz chciałabym poznać wasze upodobania edukacyjne. Każdy ma swój ulubiony przedmiot, ja oczywiście też taki miałam. Jak myślicie jaki? Która odgadnie? Nie trzeba długo główkować, aby to odkryć. Uwielbiałam przez cała swoją edukację język polski. Kochałam czytać i pisać wypracowania. W sumie nawet lektury nie były mi straszne – większość przeczytałam, choć były i wyjątki. Co prawda za gramatyką nie przepadałam, ale szło przetrwać te lekcje. Później dołączył kolejny przedmiot – historia. Z nich obu zresztą zdawałam maturę. Miałam to szczęście, że nie musiałam zdawać matematyki, której nie cierpiałam. Jak to było u Was? Zuzia, może ty pierwsza?

- Nie będę oryginalna, a właściwie muszę powtórzyć, to co już powiedziałaś. Moim ulubionym przedmiotem był polski, a jako druga, historia. Nie ogarniam fizyki, chemii i matematyki, ale na szczęście dla mnie maturę zdawałam w tym cudownym czasie, gdy nie była ona obowiązkowa, więc zdawałam dwa razy polski, dwa razy historię i francuski. 

- To ja Was zaskoczę! – Zakomunikowała Anna – w szkole podstawowej ulubionym przedmiotem było wychowanie fizyczne. Zawsze lubiłam ruch i rozsadzała mnie energia. W szkole średniej był to język polski i angielski, bo nie wymagały ode mnie większego nakładu pracy. A na studiach lubiłam podstawy psychologii. Wiadomo, nie udało mi się skończyć psychologii, a ze studiów ekonomicznych , których szczerze nie cierpiałam, to właśnie podstawy psychologii cieszyły najbardziej.

- Ja jestem artystyczną duszą – westchnęła Magdalena Jarząbek – Plastyka, a później historia sztuki. Mogłam robić to, co uwielbiałam, bawić się różnymi technikami i nabywać wiedzę, która wzbudzała i wzbudza nadal we mnie podziw. Na drugim miejscu była biologia – zwłaszcza zagadnienia związane z człowiekiem i zwierzętami.  Co najśmieszniejsze – nie przepadałam za królestwem roślin, a teraz odkrywam je na nowo, co można zauważyć w moim cyklu „Zabójcze piękno”. W szkole mnie uczyli o zabójczych właściwościach niektórych roślin.

- A ja pozostanę w szablonie humanistek. – Oświadczyła poważnie Marta Nowik – Miałam dwa ulubione przedmioty, które mnie najbardziej fascynowały: język polski i historię. Do dziś są one moją pasją. Z sentymentem wspominam szkolne lektury jak i poznawanie dziejów mojej Ojczyzny i świata.

- Czyli wszystkie kochamy język polski i książki, najlepszym miejscem na wagary jest biblioteka, o czym bym nigdy nie pomyślała – śmiała się nauczycielka – i pewnie jesteśmy szczęśliwe, że mamy to za sobą? Ale o to zapytam was za chwilę. Teraz pójdziemy do... pokoju nauczycielskiego. Tam będzie nam wygodniej. 


                                                 c. d n.       


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz