Rozdział drugi
Violande usiadła zmęczona wydarzeniami tego dnia, ale z radością patrzyła na wszystkie wiedźmy, które bezpiecznie dotarły do tajnej komnaty. Dotąd nie była ona używana, choć Hotel zarządzany przez Melissannę raz borykał się z różnymi niebezpieczeństwami. Nigdy jednak nie został opanowany przez tak dużą liczbę demonów. Królowa zaprosiła wszystkie siostry do stołu, aby się posiliły i chwilę odpoczęły.
– Moje drogie, nie wiecie nawet, jak bardzo się cieszę, że was ponownie widzę. To dla nas wyjątkowy czas. Wigilia Dnia Zmarłych to magiczny czas, w którym nie tylko nasze moce mają większą siłę, ale budzi się też czarna magia. Uważałam, że trzeba chronić nasze dwie nowicjuszki Imogen i Strelicjanę, ale to dzięki ich czarom udało się was tu szybko sprowadzić. Teraz musimy się zastanowić jak pozbyć się demonów z hotelu.
– Ja mam pomysł. – Wyrwała się Byśka i oczy wszystkich zwróciły się na nią. – Gdzieś czytałam, że demony nie znoszą zapachu sardynek. Więc tak po linii najmniejszego oporu rozwieśmy je wszędzie, gdzie się da. Może zapach nie będzie zbyt przyjemny, ale warto spróbować.
– Nie zgadzam się! – krzyknęła Melissanna – Nie pozwolę, żeby mój hotel zajeżdżał, niczym nędzna portowa speluna. Nie!
– Sardynką chcesz zabić demony? – zapytała z ironią Edwina.
– Nie zabiję, ale mogę je przegonić, a jak już uciekną, to trzeba w progu i oknach rozsypać sól, wtedy nie wejdą ponownie. Można też na nie zastawiać pułapki, żeby w nie wpadały i wtedy je „likwidować” wbijając w nie jakieś ostrza.
– Czy ty siebie słyszysz? Sól? Może jeszcze czosnek? – ironizowała dalej Edwina.
– Demony bardzo nie lubią mocnych drażniących i nietypowych zapachów, szczególnie tych specjalnie przygotowanych na jesienne straszydła, które dostają śmiałości. – Włączyła się do dyskusji Rozalia. – Bo już ponure dni i długie noce. Wtedy te pokraki dostają mocy. A tu nie ma tak łatwo. Jesienne zioła i kwiaty i cierniowe krzewy palone przy kominku roztaczają aurę sprzyjającą wiedźmą, a nie tym czarnym mocą.
– Tak, tak. Niby nie lubią zapachów, ale jak Marianna wysmarowała ręce tymi mazidłami, to od razu ją wyczuły. – Dodała Drusilla. –Demony są zdeterminowane. Nie wystarczy olejek, czy bukiet kwiatów. Nie wystarczy sól, czy sardynki.
Edwina zachichotała pod nosem, zerkając na Byśkę.
– Potrzeba nam czegoś mocniejszego. – Kontynuowała Drusilla – Co, jak co, ale demony się unicestwia, a nie prosi o opuszczenie lokalu.
– To może poczęstujmy je ogórkami i jogurtem zmieszanym z mlekiem. – Tym razem Byśka stała się złośliwa, gdy siostry odrzucały jej pomysł.
– Pomyślałam o utworzeniu jakiegoś portalu, który przeniósłby demony. – Hedera zaczęła przedstawiać swój pomysł. – Myślałam gdzie i wymyśliłam, że do jakiegoś nieużytkowanego Parku rozrywki, w którym byłby tunel, czy dom grozy. Tam demonom pomieszałaby się rzeczywistość z fikcją i same siebie by zniszczyły...
– Chcesz wysłać demony do ludzi? – Oburzyła się Melissanna. – To niedorzeczne! Ludzie są dla nich jak muchy. One nie będą ich straszyć, ale odbierać życie i więzić dusze. Nawet tego nie wiesz?
– To może jednak sardynki? – wtrąciła Byśka.
– Cisza! – Przerwała kłótnię Violande. – Drusilla ma rację. Nie wystarczy przepędzić demony z hotelu. Jądro Ciemności i tak nie da nam spokoju, żeby je osłabić, musimy unicestwić jego wysłanników. A to oznacza, że musimy się ich pozbyć, wysyłając w niebyt.
– Czy demony nie rzucają ognistymi kulami? – zapytała Melissanna.
– Tak, to prawda – przyznała Violande – Ogniste kule zniszczą też demony. Ale tylko ja potrafię odbić taki atak, a nie chciałabym zostawić hotelu w opłakanym stanie. – Spojrzała na Melissannę. – To byłoby równie tragiczne, jak zrobienie z niego portowej speluny. Musimy użyć silnych czarów i eliksirów, żeby je wyeliminować z gry.
– Skąd w ogóle wzięły się demony? – zapytała Imogen – Chodzi mi o to, w jaki sposób pojawiły się wśród ludzi?
– To stara i długa historia. – Westchnęła Evanora.
– Nigdy jej nie słyszałam, opowiesz? Może to nam podpowie, w jaki sposób się ich pozbyć.
– Dawno, dawno temu, gdy ludzie oddawali cześć żywiołom natury i słowiańskim bogom, pomiędzy światami istniały inne byty, których moc była potężniejsza niż zwykłego śmiertelnika. Tak przy okazji powinnaś przeczytać „Legendę”, tam jest wiele demonów, ale ty pytasz o te, które nas zaatakowały. Od zawsze wiadomo, że magia dzieli się na tę czarną i białą, choć czarna magia była zakazana od czasu, gdy Joanna Czarnotta krzywdziła inne istoty, by zatrzymać młodość. Potem przez wiele wieków istniała tylko biała magia. Wiedźmy pomagały ludziom, leczyły ich, doradzały, umiały zesłać miłość, ale również odpędzić nieszczęście. Pewnego razu, na świat przyszły dwie siostry bliźniaczki. Salina i Jasmine. Od zawsze były przyjaciółkami, dopóki jedna z nich nie okazała się zdolniejsza od drugiej. Salina od zawsze wykazywała ogromną pasję do magii, a Jasmine musiała się wiele uczyć, żeby dorównać siostrze. Niestety Jasmine była bardzo zazdrosna o sukcesy siostry i postanowiła jej dokuczyć, kradnąc jej różdżkę. Udało jej się zdobyć ją podstępem i wrzuciła ją do pieca, żeby różdżka spłonęła. Nie przewidziała tylko, że skutkiem tego postępku było pojawienie się demonów, które uprzykrzały jej życie, ale nie mogły jej zabić, gdyż Jasmine miała tatuaż, który ją chronił przed złymi mocami. Gdy już dojrzała i zmądrzała bardzo żałowała swojego postępku, ale wstydziła się do tego przyznać. Długo szukała sposobu, jak pozbyć się demonów, które cały czas jej towarzyszyły, a to powodowało, że nie mogła czynić dobra. Robiła się coraz bardziej złośliwa, brzydka i pogarbiona. Aż któregoś razu, gdy siedziała sama w swojej rozpadającej się chałupinie, przeklęła wszystkie demony i wrzuciła swoją różdżkę w ogień. To sprawiło, że złe moce, które jej towarzyszyły, zniknęły w ogniu, ale nie spłonęły. Zostały uwięzione w innym wymiarze. Ten portal otwiera się tylko raz w roku w wigilię dnia zmarłych. Wtedy wszelkie zło panoszy się po ziemi szukając swojej ofiary.
– Więc wszystko wzięło się z zazdrości? – zapytała zaskoczona Imogen.
– Niestety. To uczucie, które najłatwiej rozpalić w człowieku, a potem już sam je pielęgnuje, pozwalając, żeby zżerało go od środka. – Demony karmią się takimi negatywnymi uczuciami. – Dodała Violande. – Evanora ma rację, zazdrość najłatwiej rozpalić, dlatego teraz musimy zastanowić się, jak unicestwić demony, bo jeśli je tylko przegonimy, mogą doprowadzić do ogromnego nieszczęścia.
–Aitana, czemu się śmiejesz? –Hedera spojrzała na siedzącą obok niej wiedźmę.
– Mam głupi pomysł… – zaczęła i natychmiast na jej twarzy zapanowała powaga.– Proponuję, by rzucić demonom jakąś dziewice na pożarcie. Jednak by nie narażać żadnej biednej niewiasty, myślę nad miksturą, która przemieni w dziewicę jakąś kłodę drewna. Pozostanie kwestia jak je zwabić do tejże piękności, która będzie czekała jak najdalej od hotelu i zdążyć go otoczyć ochronną barierą, zanim zorientują się, że z niej taka kłoda. Tylko czy to nie jest zbyt ryzykowne? Nie, to jednak głupie… jak byśmy miały później stąd wyjść bezpiecznie wiedząc, że wokół krążą wściekłe demony…cholerka, a może by tak znaleźć jakąś wkurzającą prawdziwą dziewicę?
– I co? Wypchasz ją siarką, żeby demony ją zjadły, a później wypiły wodę z Wisły? –Melissanna była w sceptycznym nastroju.
– To byłyby fajerwerki, gdyby zaczęły pękać. – Dorzuciła Aitana.
– Tak… chyba ze śmiechu, jak zobaczą taką dziewicę. – Nie odpuszczała Melissanna.
– A może… – Edwina próbowała wydobyć z głowy swój pomysł. – Może wziąć demony podstępem. Skoro nic na nie, nie działa, ani czary, ani eliksiry, zastosujemy stary jak świat sposób zdenerwowania i pozbycia się płci przeciwnej biadoleniem, pretensjami i lamentem tak intensywnym i głośnym, że demony raz - dwa się ewakuują. Bo kto by wytrzymał taki babski, wiedźmowy lament.
– Jak tylko się tam pojawisz, rozszarpią cię na strzępy. – Orzekła Evanora – Nie przerazisz ich w ten sposób. One karmią się bólem, nienawiścią, wzajemnymi kłótniami. Możesz spróbować, ale tylko dodasz im sił…
– Drusilla, co ty myślisz? – Violande spojrzała na czarownicę, która wyciągała spod peleryny kolejnego pajęczego pupila.
– Uf, udało się. Zmęczyły mnie te demony. Trzeba się ich jakoś pozbyć. Nie widzę innego sposobu, jak wezwanie żywiołów, aby nam w tym pomogły. – Uznała wiedźma, wkładając wszystkie uratowane pająki do ich domku, który ponownie stał się duży i okazały. – Kochane skupmy się i poprośmy wiatr, wodę i ogień o pomoc. Wiem, że będzie nas to kosztowało dużo energii, ale chyba innego wyjścia nie ma. Co Wy na to?
W komnacie zapanowała cisza.
– Nie możemy wzywać sił natury, aby stanęły do walki zamiast nas – orzekła królowa – One są nam przychylne. Nie będą działać przeciw nam, ale to jest nasza walka i to my musimy ją wygrać. Marianno, jeszcze ty się nie wypowiedziałaś. – Spojrzała na czarownicę, która odsuwała się od Drusilli i jej pająków.
– Nie jestem mocna w temacie eliksirów, ale myślę, że możemy połączyć moc kilku, żeby były silniejsze. No i… – Zerknęła w stronę Melissanny – też słyszałam o skuteczności sardynek.
Melissanna kipiała ze złości.
– Ponoć Japończycy wierzą w skuteczność sardynek – dodała Aitana. – Tak słyszałam…
– A widzisz gdzieś tutaj jakąś Japonkę? A może któryś z demonów przypominał ci niskiego skośnookiego Japończyka? – Melissanna nie wytrzymała. – Jeśli jeszcze ktoś wspomni o sardynkach, to rzucę na was urok i cały rok będziecie pachnieć portową speluną. Nic nie zmyje tego zapachu ani mydło, ani wodospad, ani żaden dezodorant! Będziecie capić sardynkami na kilometr! Stracicie pracę, przyjaciół i jedynie koty będą w stanie wytrzymać ten odór. Jasne?! – Krzyczała na siostry jak opętana.
– Kochana, oddychaj. – Violande podeszła do niej i położyła swoje dłonie, na jej ramionach. – Dobrze, że jesteś wkurzona, teraz tę złość przemień wzaklęcie unicestwiające demony.
Melissanna oddychała ciężko, co chwilę zerkając w stronę Byśki, która jako pierwsza rzuciła pomysłem z sardynkami „Jeszcze mnie popamiętasz!” pomyślała wściekła. Łagodny dotyk rąk Violande szybko przyniósł jej spokój.
– Może trochę uśpić ich czujność? – zaproponowała.
– W jaki sposób?
– Zróbmy jakąś mieszankę herbaty i ich uśpijmy. Tylko będzie trzeba ją dodać do tego ich ohydnego napoju, aby nie wyczuli. Sypnę garść melisy, szczyptę lawendy, łyżkę rumianku, dwie garści waleriany. Trzeba zamieszać od lewej do prawej. Puknąć trzy razy w brzeg kociołka i gotowe. Może ich nie uśpi, ale na pewno spowolni. Będziemy miały szansę ich dorwać.
– A ja wiem, jak się ich pozbyć! – wykrzyknęła Imogen, którą dotychczas królowa wyraźnie nie chciała fatygować.
– Obie już dziś dużo zrobiłyście. – Violande zajęła swoje miejsce. – Nim staniecie się pełnoprawnymi wiedźmami, to my musimy was chronić.
– A tam… nieważne. Wszystkie jesteśmy w niebezpieczeństwie, więc też chcemy walczyć, prawda Strelicjana? – Nie czekając na potwierdzenie koleżanki nowicjuszki, ciągnęła dalej. – Na szczęście, babka wiedźmy Imogen posiadała bogato wyposażoną bibliotekę, a w niej jeden niezwykle ważny rękopis, w którym opisano wygląd, możliwości i imiona wszystkich demonów. Zachęcona przez ukochaną i podziwianą babcię, korzystając ze swojej niezwykłej pamięci, nauczyłam się imion demonów, wiedząc, że poznanie imienia daje władzę nad demonem. Można go wtedy wykorzystać do swoich celów (choć to może w konsekwencji okazać się niebezpieczne) lub przegnać je na cztery wiatry.
– A ja znam przepis na eliksir zamrażający. Zaprawię go czarem niepowstrzymanego apetytu, żeby demony nie mogły się oprzeć. Gdy wypiją eliksir zamrożą się. Pewnie nie na wszystkie to zadziała, więc potrzeba jeszcze zaklęcia dezorientacji – żeby zapomniały kim są i co chcą zrobić. Demony będą zachowywać się jak małe dzieci, będą się śmiać beztrosko podskakiwać i bawić w kółko graniaste. Ale i ten czar nie zadziała na wszystkie demony... Nie mam już pomysłów... Ale, ale... Znam pewien czar – wrodzony czar uwodzenia. Zacznę grę – tu puszczone oczko, tu kołysanie biodrami, tu skłon do ziemi na wyprostowanych nogach, żeby niby podnieść coś z podłogi... Tu komplement, tu muśnięcie i demony głupieją. W końcu to faceci schlebia im, gdy laska je podrywa. Starsza, bo starsza, ale całkiem niezła. Zalotnie namówię demony, żeby podarowały mi strelicje rosnące na pewnej odległej wyspie – żeby zdobyć trochę czasu.
Demony z maślanymi oczami znikną jeden po drugim. A gdyby został jeszcze jeden, na którego nie zadziałał mój czar, to… – Nerwowo splotła dłonie. –Mam! Moja babka wiedźma podarowała mi na moje 100 urodziny pierścień, mówiąc, że w przypadku beznadziejnym mam go otworzyć. I że zadziała tylko raz w życiu wiedźmy, która go nosi. Nie ma się co zastanawiać, bo teraz jest ten moment, gdy trzeba ratować moje siostry. Gdy otworzę pierścień, nagle wszystko pogrąży się w mgle. Ale to nie jest zwykła mgła. Mnie otula jak ciepły kocyk, ale demona strasznie krzywdzi – demon płonie żywcem. Straszny to widok, ale wiem, że to jedyne wyjście.
– No, no… – Rzekła z podziwem Violande. – Melissanna, przygotuj napój usypiający. Użyję projekcji astralnej i doleję do ich potraw. Strelicjana ty przygotujesz eliksir zamrażający, a Edwina razem ze mną eliksir unicestwiający. Tylko bardzo was proszę, nie rzucajcie nim na oślep, bo można trafić w siostry, które tego nie przeżyją. Strelicjana – Przygryzła lekko wargę – Nie wątpię w twój dar uwodzenia, ale nie próbuj go na demonach. Roztoczyłam nad hotelem kopułę, przez którą nikt i nic się stąd nie wydostanie. Są uwięzione w Hotelu tak jak my, a skoro już trafiły w tę pułapkę, to musimy rozprawić się ze wszystkimi. Czar imienia powinien pomóc. Imogen, spójrz w czarodziejską kulę, pomożesz nam ustalić jak pozbyć się tych drani. Mogę na chwilę zatrzymać czas, gdybyśmy były w niebezpieczeństwie, ale nie mogę być wszędzie, a myślę, że najskuteczniej będzie zaatakować wszystkie demony w tym samym czasie. Myślę, że po pierwszym niepowodzeniu, jakim była próba naszego złapania, też mają jakąś naradę, więc szybko, musimy się śpieszyć. Nie dotrą tutaj, ale to my musimy wyruszyć jako pierwsze. I pamiętajcie, że najważniejsze jest życie siostry wiedźmy. Nie możemy krzywdzić niewinnych. A teraz szybciutko do pracy… Czas uwarzyć eliksiry…
Rozdział 3
Melissana z rozpaczą patrzyła na skutki walki, które za sobą pociągnęła wojna z demonami. Żadna z sióstr nie wyglądała na piękną wiedźmę. Poszarpane ubrania, rozczochrane włosy i osmalone twarze mówiły same za siebie. Wnętrza hotelowych komnat były w równie opłakanym stanie. Nigdzie nie było choćby jednego przydatnego krzesła, na którym można by usiąść. Kanapy, kredensy, stoły, szafy i wszystko wokół wyglądało, jakby przetoczyła się w tym miejscu horda tatarska, niszcząc i paląc wszystko, co napotkali po drodze. Powybijane okna ze straszącymi zniszczonymi ogniem firankami powiewającymi w podmuchach wiatru przygnębiały jeszcze bardziej.
– Jesteście całe? – pytała Violande, przechodząc obok swoich wiedźm. – Melissanno, nie płacz. Wygrałyśmy tę wojnę. – Objęła właścicielkę hotelu. – Twoje Marzenie znowu będzie piękne i będziesz spełniać marzenia innych. – Usiadła zmęczona na przewróconej szafie. – Poradzimy sobie ze wszystkim.
–Violande, jesteś ranna. – Zauważyła Melissanna widząc krew sączącą się z ramienia królowej.
– Ach, to tylko draśnięcie. – Machnęła dłonią, ale Melissanna już zdążyła wydać polecenia, by przynieść płyn antyseptyczny i opatrunki z tajnej komnaty, gdzie szybko pośpieszyła Evanora. – Nic mi nie będzie. Musimy się cieszyć ze zwycięstwa nad złem. Miała być uczta i jeszcze dziś zasiądziemy do stołu. Ja zajmę się uprzątnięciem sali balowej, a wy przygotujecie strawę. Nie musi być nic wykwintnego. Będziemy dziś świętować dobro.
Evanora wróciła z potrzebnymi opatrunkami i Melissanna natychmiast opatrzyła ranę Violande.
– Jeszcze ktoś jest ranny? – Zapytała Evanora, spoglądając na zmęczone, ale szczęśliwe siostry.
– Ja skręciłam kostkę – przyznała Aitana. – Ale to nic w porównaniu z tym, jak się czułam, gdy kopnął mnie mój koń. Nic mi nie będzie. To co mam robić?
–Aitano, ty, Marianna, Byśka, Drusilla i Rozalia, zajmiecie się kuchnią. Zajrzyjcie do ogrodu, popytajcie sąsiadów, może zechcą się z nami podzielić zbiorami. – Zdecydowała Melissanna. – Reszta wiedźm pomoże mi przygotować ochronne czary i talizmany dla nas wszystkich, a Violande zajmie się salą balową. Czy tak może być?
Nikt nie śmiał zaprzeczyć. Sporo miały pracy, żeby zdążyć przed północą zasiąść do stołu. Nawet kuchnia wymagała sprzątania, zanim będą mogły coś włożyć do gara. Wzruszenie i radość dodawały im sił, więc zabrały się za stworzenie menu i przygotowanie potraw. Trochę produktów znalazły w spiżarni, więc zaczęły tworzyć.
Rozalia pobiegła do małego gospodarstwa niedaleko hotelu. Gospodarze dobrze znali Melissannę, więc zaoferowali to, co mogli. Na szczęście udało im się zebrać plony w wielkim kopcu. Dostała ziemniaki, a że nie było pierwszych przymrozków, to i dynie pyszniły się okazałe przy grządkach, które również zebrała. W hotelowym ogrodzie znalazła potrzebne zioła, takie jak pietruszka i koperek, bazylia, pachnącą lawendę, która nie wiadomo czemu wciąż dumnie prezentowała swoje kwiatostany. Czerwone jabłka jakby same uśmiechały się z wysokich gałęzi i prosiły, żeby je zabrać. Szybko przygotowała ognisko i wrzuciła do niego ziemniaki, uwielbiała zapach przypieczonej skórki i smak pieczonych w żarze warzyw. Gdzieś w oddali dojrzała jezioro, w którym hodowane są ryby, a że wigilia już niedaleko to i ryby już dorodne. Pobiegła do właściciela i dostała pełen kosz świeżo wyłowionych ryb. Potem zajrzała do Violande, która z rozmachem wyczarowała sobie pomocników, którzy porządkowali salę. Nie było już zniszczonych mebli, a każdy z pomocników trzymał pędzel w dłoni, odnawiając ściany.
– Czy kominek wciąż działa? – zapytała Rozalia.– W ogrodzie jest drewutnia a w niej drewna pod dostatkiem, pomyślałam, że ten ogień zawsze dawał nam ciepło.
– Doskonale. I tym razem tak będzie. – pochwaliła Violande
Rozalia znalazła jeszcze kociołek, w którym przygotowała aromatyczny kompot z dyni, jabłek i późnych malin.
Marianna kończyła właśnie sałatkę makaronową z szynką, serem, kukurydzą, fasolą oraz różnymi przyprawami i już zabierała się za przyrządzenie fasolki po bretońsku.
Aitana zerknęła na całą skrzynkę dyń, które przyniósł gospodarz z sąsiedniego domu na prośbę Rozalii. Było ich tak dużo, że nie pozostało jej nic innego jak szybko ugotować zupę z dyni z dodatkiem ziół, które również zostały dostarczone. Byśka, która nienawidziła gotować, początkowo szwendała się wokół hotelu, polując na kurczaki, które Aitana szybko przygotowała do pieczenia. A Byśka z bezsilności zajrzała do spiżarni, szukając czegoś, co nie smakowało demonom. Nie wiedzieć dlaczego znalazła spory kawałek wołowiny, więc uznała, że zrobi to, co zajmuje jej najmniej czasu. Szarpana wieprzowina, do tego ziemniaczki, które już piekły się w ognisku i mizeria. No tak, bez czegoś mleczno – jogurtowego nie mogło się obejść.
Drusillatryskała radością z wygranej bitwy. Poczuła się niczym szef kuchni, polecając udziec barani z sosem żurawinowym, perliczki duszone z grzybami leśnymi, zupę kremową, że ho...ho z dyni podprawioną i czosneczkiem i imbirkiem z sporą ilością białego pieprzu. Doprawiła po swojemu zupę Aitany, ale kto to widział? Poza tym, to Drusilla słynęła z lepszego smaku. Dla tych, co mięska nie lubią przygotowała też sojowe pieczone serki, kotleciki a’la schabowe z mnóstwem wytwornych sałat i owoców. Do wyboru i koloru. A po kolacji należał się przecież smaczny deserek. Ciasto dyniowe i marchewkowe udekorowane, jak przystało na czas Halloween.
Melissanna przywiozła na kuchennym wózku trzy pełne półmiski sardynek, które podarowała Byśce, Aitanie i Mariannie z uśmiechem życząc im smacznej kolacji.
Sabatowa uczta prezentowała się wytwornie jak nigdy. Z dumą patrzyły na zastawiony stół w pięknej sali, o którą zadbała Violande ze swoimi pomocnikami. Nie zdołały uporządkować całego hotelu, ale na to będzie jeszcze czas. Gdy już się posiliły, zasiadły przy kominku popijając czerwone wino z maleńkich miseczek, bo wszystkie kieliszki były potłuczone.
– Jeszcze czary ochronne. Musimy zadbać, żeby już nigdy więcej żaden demon nie zakradł się do tego hotelu. – Zdecydowała Violande, obracając w dłoni dorodne jabłko.
– Wymyślam zaklęcie.... smrodku – Uśmiechnęła się Strelicjana–Gdy ktoś niewtajemniczony będzie chciał dostać się do hotelu, poczuje okropny smród taki, że będzie mu aż niedobrze – i wtedy zrezygnuje z wejścia. A gdyby ktoś miał katar albo powikłania po covid to użyję znaków ochronnych, kiedy ktoś zbliży się do takiego znaku, to zostanie porażony prądem. I jeszcze wzmocnię to zaklęciem „pilnej sprawy”. To zaklęcie, które powoduje, że temu komuś przypomni się, że ma coś bardzo pilnego do załatwienia. Nie zaszkodzą też talizmany, zwłaszcza te przyjazne dla wiedźm. Każda wiedźma ma swój szczęśliwy talizman – mój szmaragd oprawiony w srebro. – To mówiąc, podała siostrom wielką szkatułkę, w której były przygotowane naszyjniki.
– Na kawałkach białego płótna, wypranego w porannej rosie, suszonego w pierwszych promieniach słońca wyhaftowałam czerwonymi nićmi odwieczne runy, które mają moc ochronną – Mówiła z dumą Imogen – I umieściłam je pod progiem przy wejściu do hotelu oraz w każdym pomieszczeniu, by zwiększyć ich moc. Umieszczając ochronne znaki, wypowiedziałam mantrę: Niech te runy przestrzeń chronią, niech nam będą tajną bronią, niech demony odstraszają, dobrych gości niech wpuszczają! – Uśmiechała się z radością.
Melissanna podeszła do ognia, który wesoło strzelał iskrami na boki, dając przyjemne ciepło zebranym.
– Hokus pokus, czary mary Hotel Marzenie czary obronne dziś potrzebuje. – Wrzuciła do ognia garść ziół, które miała w małym woreczku. Komnata natychmiast wypełniła się przyjemnym zapachem przynoszącym ukojenie – Rzucam je więc na niego, aby ustrzec przed złymi mocami. Abrakadabra, na skrzydło nietoperza, żabi skrzek otocz teren wokół hotelu barierą ochronną, a pomocne zioła niech się rozłożą po wszystkich pokojach i kątach piwnicy. Niech nas chronią, niech nas strzegą. – Odwróciła się do sióstr – Dla Was drogie wiedźmy mam talizman, który noście zawsze przy sobie, nie zgubcie go, strzeżcie, jak oka w głowie. Tym talizmanem jest maleńki bursztyn niby błyskotka, a otoczona wielkimi czarami. Zawieście ją na szyi, załóżcie na rękę, albo przypnijcie do bluzki, a zawsze będziecie bezpieczne.
- Mam miksturę zapomnienia – zaśmiała się radośnie Edwina. – Ziele piołunu, garść siwych włosów, pazur czarnego kota, kilka łusek żmii, kilka kurzych piór, obornik bydlęcy dla scalenia składników, woda z jeziora zapomnienia. Z tych składników zrobiłam jednolitą breję i po odremontowaniu hotelu trzeba umieścić go pod parapetem i obok drzwi. Jakikolwiek demon zapomni o istnieniu hotelu, jak tylko zbliży się do niego. Dookoła hotelu posadzimy kolczaste róże, przez które już nikt niepowołany nie dostanie się do środka.
– Wymyśliłyście już tak dużo, że niewiele mi zostało –stwierdziła Evanora. – Myślę, że trzeba zamknąć Hotel za pomocą czarów w kapsule czasu, do której demony nie mają wstępu i dla dodatkowej ochrony dodałabym trzynastkę w nazwie. Hotel trzynastu marzeń. Wiedźmy możemy ukryć w innym wymiarze, choć nie wszystkie na to mogą sobie pozwolić, gdyż na co dzień żyją jak inni ludzie, ale te najbardziej narażone trzeba chronić za wszelką cenę. I oczywiście mam jeszcze talizmany ochronne z rudym kotem, bo przecież takiego kota ma gospodyni Hotelu Marzeń.
– Zebrałam popiół z pola walki. – Hedera sięgnęła po swoją skrzyneczkę –I utworzyłam z niego talizman, zamykając go w środku. Same zdecydujecie, czy chcecie z niego zrobić pierścionek, naszyjnik, bransoletkę czy broszkę. – Podała pudełeczko z talizmanami siostrom. – A wokół hotelu posadziłam bluszcz. Taki czujnik demonów. – Zaśmiała się zadowolona. – Gdy wyczuje zło, natychmiast owinie się wokół delikwenta, sącząc w niego paraliżujący składnik.
Violande obróciła w dłoniach dorodne jabłko.
– Wasze czary i talizmany są bardzo ważne, ale nie zapominajcie czerpać z tego, co daje Matka Natura. Każde jabłko ma w sobie ukryty talizman. – Przekroiła owoc na pół, tak, że widać było gniazda nasienne układające się w gwiazdę. – Każde kryje w sobie naturalny pentagram. Znak władzy i ochrony. Zresztą ten dom też jest w wyjątkowym miejscu. Wokół hotelu w równych odległościach umieszczone są kamienie poświęcone pięciu żywiołom: Są one symbolizowane przez drzewo, ogień, ziemię, metal oraz wodę. Jeśli połączymy te punkty, Hotel Marzenie będzie w ich centrum. Magiczne miejsce, w którym skupia się energia potrzebna do życia. Dlatego właśnie demony tak bardzo chciały zawładnąć naszym domem. Pięć żywiołów musi pozostawać w równowadze, aby świat nie pogrążył się w nienawiści. Każda z tych energii wykorzystana osobno przyniesie nieszczęście i śmierć. Jestem z was dumna, że stanęłyście do walki o równowagę świata. – Podała jabłka siostrom. – Miejcie je zawsze w swoim domu. Dodadzą wam sił i zdrowia.
Nie brakowało radości i wzruszeń. Rankiem nawet nie przypuszczały, że stoczą taką wyczerpującą walkę, ale teraz były szczęśliwe.
– Miałyśmy poddać nasze nowicjuszki sprawdzianowi, ale myślę, że dowiodły już aż nadto, że są prawdziwymi wiedźmami. –Violande ogłosiła z dumą. – To zaszczyt, że jesteście z nami.
Siostry wyściskały nowicjuszki, które tyle zrobiły dla ratowania wszystkich.
– Czy jeszcze coś mamy do omówienia? – zapytała Violande.
– Tak! – Zawołała Drusilla. – Pajęczy domek. Jak wiecie, co roku ktoś inny opiekuje się naszymi pomocnikami. Przez kolejny rok ten zaszczyt przypadnie Mariannie.
– Ale... ale… – Wiedźma odsuwała się coraz dalej od Drusilli, aż wpadła na tarantulę, która przytuliła się do jej ramienia. Marianna omal nie zaczęła histerycznie krzyczeć. – Widzisz, Tarantulcia już cię lubi…
c.d.n.
Opracowanie tekstu: Jolanta Bartoś
W wymyślaniu akcji pomagały wiedźmy:
Melissanna – Magdalena Hupało
Edwina – Edyta Synyszyn
Drusilla – Dorota Staniszewska
Marianna – Martyna Bąk
Evanora – Ewa Szczęsna
Aitana – Anita Walczak
Hedera – Bogna Bendzieszak
Byśka – Agnieszka Szwenk
Rozalia – Róża Bula
Violande – Jolanta Bartoś
I po raz pierwszy w tym gronie:
Imogen – Katarzyna Arciszewska
Strelicjana–Teresa Karabowicz