sobota, 16 listopada 2024

Walka dobra ze złem, czyli trzeci sabat w Hotelu Marzenie. (c.d.)

 




Rozdział drugi


Violande usiadła zmęczona wydarzeniami tego dnia, ale z radością patrzyła na wszystkie wiedźmy, które bezpiecznie dotarły do tajnej komnaty. Dotąd nie była ona używana, choć Hotel zarządzany przez Melissannę raz borykał się z różnymi niebezpieczeństwami. Nigdy jednak nie został opanowany przez tak dużą liczbę demonów. Królowa zaprosiła wszystkie siostry do stołu, aby się posiliły i chwilę odpoczęły.

– Moje drogie, nie wiecie nawet, jak bardzo się cieszę, że was ponownie widzę. To dla nas wyjątkowy czas. Wigilia Dnia Zmarłych to magiczny czas, w którym nie tylko nasze moce mają większą siłę, ale budzi się też czarna magia. Uważałam, że trzeba chronić nasze dwie nowicjuszki Imogen i Strelicjanę, ale to dzięki ich czarom udało się was tu szybko sprowadzić. Teraz musimy się zastanowić jak pozbyć się demonów z hotelu.

– Ja mam pomysł. – Wyrwała się Byśka i oczy wszystkich zwróciły się na nią. – Gdzieś czytałam, że demony nie znoszą zapachu sardynek. Więc tak po linii najmniejszego oporu rozwieśmy je wszędzie, gdzie się da. Może zapach nie będzie zbyt przyjemny, ale warto spróbować.

– Nie zgadzam się! – krzyknęła Melissanna – Nie pozwolę, żeby mój hotel zajeżdżał, niczym nędzna portowa speluna. Nie!

– Sardynką chcesz zabić demony? – zapytała z ironią Edwina.

– Nie zabiję, ale mogę je przegonić, a jak już uciekną, to trzeba w progu i oknach rozsypać sól, wtedy nie wejdą ponownie. Można też na nie zastawiać pułapki, żeby w nie wpadały i wtedy je „likwidować” wbijając w nie jakieś ostrza.

– Czy ty siebie słyszysz? Sól? Może jeszcze czosnek? – ironizowała dalej Edwina.

– Demony bardzo nie lubią mocnych drażniących i nietypowych zapachów, szczególnie tych specjalnie przygotowanych na jesienne straszydła, które dostają śmiałości. – Włączyła się do dyskusji Rozalia. – Bo już ponure dni i długie noce. Wtedy te pokraki dostają mocy. A tu nie ma tak łatwo. Jesienne zioła i kwiaty i cierniowe krzewy palone przy kominku roztaczają aurę sprzyjającą wiedźmą, a nie tym czarnym mocą. 

– Tak, tak. Niby nie lubią zapachów, ale jak Marianna wysmarowała ręce tymi mazidłami, to od razu ją wyczuły. – Dodała Drusilla. –Demony są zdeterminowane. Nie wystarczy olejek, czy bukiet kwiatów. Nie wystarczy sól, czy sardynki.

 Edwina zachichotała pod nosem, zerkając na Byśkę.

– Potrzeba nam czegoś mocniejszego. – Kontynuowała Drusilla – Co, jak co, ale demony się unicestwia, a nie prosi o opuszczenie lokalu.

– To może poczęstujmy je ogórkami i jogurtem zmieszanym z mlekiem. – Tym razem Byśka stała się złośliwa, gdy siostry odrzucały jej pomysł.

– Pomyślałam o utworzeniu jakiegoś portalu, który przeniósłby demony. – Hedera zaczęła przedstawiać swój pomysł. – Myślałam gdzie i wymyśliłam, że do jakiegoś nieużytkowanego Parku rozrywki, w którym byłby tunel, czy dom grozy. Tam demonom pomieszałaby się rzeczywistość z fikcją i same siebie by zniszczyły...

– Chcesz wysłać demony do ludzi? – Oburzyła się Melissanna. – To niedorzeczne! Ludzie są dla nich jak muchy. One nie będą ich straszyć, ale odbierać życie i więzić dusze. Nawet tego nie wiesz?

– To może jednak sardynki? – wtrąciła Byśka.

– Cisza! – Przerwała kłótnię Violande. – Drusilla ma rację. Nie wystarczy przepędzić demony z hotelu. Jądro Ciemności i tak nie da nam spokoju, żeby je osłabić, musimy unicestwić jego wysłanników. A to oznacza, że musimy się ich pozbyć, wysyłając w niebyt. 

– Czy demony nie rzucają ognistymi kulami? – zapytała Melissanna.

– Tak, to prawda – przyznała Violande – Ogniste kule zniszczą też demony. Ale tylko ja potrafię odbić taki atak, a nie chciałabym zostawić hotelu w opłakanym stanie. – Spojrzała na Melissannę. – To byłoby równie tragiczne, jak zrobienie z niego portowej speluny. Musimy użyć silnych czarów i eliksirów, żeby je wyeliminować z gry.

– Skąd w ogóle wzięły się demony? – zapytała Imogen – Chodzi mi o to, w jaki sposób pojawiły się wśród ludzi?

– To stara i długa historia. – Westchnęła Evanora.

– Nigdy jej nie słyszałam, opowiesz? Może to nam podpowie, w jaki sposób się ich pozbyć.

– Dawno, dawno temu, gdy ludzie oddawali cześć żywiołom natury i słowiańskim bogom, pomiędzy światami istniały inne byty, których moc była potężniejsza niż zwykłego śmiertelnika. Tak przy okazji powinnaś przeczytać „Legendę”, tam jest wiele demonów, ale ty pytasz o te, które nas zaatakowały. Od zawsze wiadomo, że magia dzieli się na tę czarną i białą, choć czarna magia była zakazana od czasu, gdy Joanna Czarnotta krzywdziła inne istoty, by zatrzymać młodość. Potem przez wiele wieków istniała tylko biała magia. Wiedźmy pomagały ludziom, leczyły ich, doradzały, umiały zesłać miłość, ale również odpędzić nieszczęście. Pewnego razu, na świat przyszły dwie siostry bliźniaczki. Salina i Jasmine. Od zawsze były przyjaciółkami, dopóki jedna z nich nie okazała się zdolniejsza od drugiej. Salina od zawsze wykazywała ogromną pasję do magii, a Jasmine musiała się wiele uczyć, żeby dorównać siostrze. Niestety Jasmine była bardzo zazdrosna o sukcesy siostry i postanowiła jej dokuczyć, kradnąc jej różdżkę. Udało jej się zdobyć ją podstępem i wrzuciła ją do pieca, żeby różdżka spłonęła. Nie przewidziała tylko, że skutkiem tego postępku było pojawienie się demonów, które uprzykrzały jej życie, ale nie mogły jej zabić, gdyż Jasmine miała tatuaż, który ją chronił przed złymi mocami. Gdy już dojrzała i zmądrzała bardzo żałowała swojego postępku, ale wstydziła się do tego przyznać. Długo szukała sposobu, jak pozbyć się demonów, które cały czas jej towarzyszyły, a to powodowało, że nie mogła czynić dobra. Robiła się coraz bardziej złośliwa, brzydka i pogarbiona. Aż któregoś razu, gdy siedziała sama w swojej rozpadającej się chałupinie, przeklęła wszystkie demony i wrzuciła swoją różdżkę w ogień. To sprawiło, że złe moce, które jej towarzyszyły, zniknęły w ogniu, ale nie spłonęły. Zostały uwięzione w innym wymiarze. Ten portal otwiera się tylko raz w roku w wigilię dnia zmarłych. Wtedy wszelkie zło panoszy się po ziemi szukając swojej ofiary.

– Więc wszystko wzięło się z zazdrości? – zapytała zaskoczona Imogen.

– Niestety. To uczucie, które najłatwiej rozpalić w człowieku, a potem już sam je pielęgnuje, pozwalając, żeby zżerało go od środka. – Demony karmią się takimi negatywnymi uczuciami. – Dodała Violande. – Evanora ma rację, zazdrość najłatwiej rozpalić, dlatego teraz musimy zastanowić się, jak unicestwić demony, bo jeśli je tylko przegonimy, mogą doprowadzić do ogromnego nieszczęścia. 

–Aitana, czemu się śmiejesz? –Hedera spojrzała na siedzącą obok niej wiedźmę.

– Mam głupi pomysł… – zaczęła i natychmiast na jej twarzy zapanowała powaga.– Proponuję, by rzucić demonom jakąś dziewice na pożarcie. Jednak by nie narażać żadnej biednej niewiasty, myślę nad miksturą, która przemieni w dziewicę jakąś kłodę drewna. Pozostanie kwestia jak je zwabić do tejże piękności, która będzie czekała jak najdalej od hotelu i zdążyć go otoczyć ochronną barierą, zanim zorientują się, że z niej taka kłoda. Tylko czy to nie jest zbyt ryzykowne? Nie, to jednak głupie… jak byśmy miały później stąd wyjść bezpiecznie wiedząc, że wokół krążą wściekłe demony…cholerka, a może by tak znaleźć jakąś wkurzającą prawdziwą dziewicę?

– I co? Wypchasz ją siarką, żeby demony ją zjadły, a później wypiły wodę z Wisły? –Melissanna była w sceptycznym nastroju. 

– To byłyby fajerwerki, gdyby zaczęły pękać. – Dorzuciła Aitana.

– Tak… chyba ze śmiechu, jak zobaczą taką dziewicę. – Nie odpuszczała Melissanna.

– A może… – Edwina próbowała wydobyć z głowy swój pomysł. – Może wziąć demony podstępem. Skoro nic na nie, nie działa, ani czary, ani eliksiry, zastosujemy stary jak świat sposób zdenerwowania i pozbycia się płci przeciwnej biadoleniem, pretensjami i lamentem tak intensywnym i głośnym, że demony raz - dwa się ewakuują. Bo kto by wytrzymał taki babski, wiedźmowy lament. 

– Jak tylko się tam pojawisz, rozszarpią cię na strzępy. – Orzekła Evanora – Nie przerazisz ich w ten sposób. One karmią się bólem, nienawiścią, wzajemnymi kłótniami. Możesz spróbować, ale tylko dodasz im sił… 

– Drusilla, co ty myślisz? – Violande spojrzała na czarownicę, która wyciągała spod peleryny kolejnego pajęczego pupila.

– Uf, udało się. Zmęczyły mnie te demony. Trzeba się ich jakoś pozbyć. Nie widzę innego sposobu, jak wezwanie żywiołów, aby nam w tym pomogły. – Uznała wiedźma, wkładając wszystkie uratowane pająki do ich domku, który ponownie stał się duży i okazały. – Kochane skupmy się i poprośmy wiatr, wodę i ogień o pomoc. Wiem, że będzie nas to kosztowało dużo energii, ale chyba innego wyjścia nie ma. Co Wy na to?

W komnacie zapanowała cisza.

– Nie możemy wzywać sił natury, aby stanęły do walki zamiast nas – orzekła królowa – One są nam przychylne. Nie będą działać przeciw nam, ale to jest nasza walka i to my musimy ją wygrać. Marianno, jeszcze ty się nie wypowiedziałaś. – Spojrzała na czarownicę, która odsuwała się od Drusilli i jej pająków.

– Nie jestem mocna w temacie eliksirów, ale myślę, że możemy połączyć moc kilku, żeby były silniejsze. No i… – Zerknęła w stronę Melissanny – też słyszałam o skuteczności sardynek.

Melissanna kipiała ze złości.

– Ponoć Japończycy wierzą w skuteczność sardynek – dodała Aitana. – Tak słyszałam… 

– A widzisz gdzieś tutaj jakąś Japonkę? A może któryś z demonów przypominał ci niskiego skośnookiego Japończyka? – Melissanna nie wytrzymała. – Jeśli jeszcze ktoś wspomni o sardynkach, to rzucę na was urok i cały rok będziecie pachnieć portową speluną. Nic nie zmyje tego zapachu ani mydło, ani wodospad, ani żaden dezodorant! Będziecie capić sardynkami na kilometr! Stracicie pracę, przyjaciół i jedynie koty będą w stanie wytrzymać ten odór. Jasne?! – Krzyczała na siostry jak opętana.

– Kochana, oddychaj. – Violande podeszła do niej i położyła swoje dłonie, na jej ramionach. – Dobrze, że jesteś wkurzona, teraz tę złość przemień wzaklęcie unicestwiające demony. 

Melissanna oddychała ciężko, co chwilę zerkając w stronę Byśki, która jako pierwsza rzuciła pomysłem z sardynkami „Jeszcze mnie popamiętasz!” pomyślała wściekła. Łagodny dotyk rąk Violande szybko przyniósł jej spokój.

– Może trochę uśpić ich czujność? – zaproponowała.

– W jaki sposób?

– Zróbmy jakąś mieszankę herbaty i ich uśpijmy. Tylko będzie trzeba ją dodać do tego ich ohydnego napoju, aby nie wyczuli. Sypnę garść melisy, szczyptę lawendy, łyżkę rumianku, dwie garści waleriany. Trzeba zamieszać od lewej do prawej. Puknąć trzy razy w brzeg kociołka i gotowe. Może ich nie uśpi, ale na pewno spowolni. Będziemy miały szansę ich dorwać.

– A ja wiem, jak się ich pozbyć! – wykrzyknęła Imogen, którą dotychczas królowa wyraźnie nie chciała fatygować.

– Obie już dziś dużo zrobiłyście. – Violande zajęła swoje miejsce. – Nim staniecie się pełnoprawnymi wiedźmami, to my musimy was chronić.

– A tam… nieważne. Wszystkie jesteśmy w niebezpieczeństwie, więc też chcemy walczyć, prawda Strelicjana? – Nie czekając na potwierdzenie koleżanki nowicjuszki, ciągnęła dalej. – Na szczęście, babka wiedźmy Imogen posiadała bogato wyposażoną bibliotekę, a w niej jeden niezwykle ważny rękopis, w którym opisano wygląd, możliwości i imiona wszystkich demonów. Zachęcona przez ukochaną i podziwianą babcię, korzystając ze swojej niezwykłej pamięci, nauczyłam się imion demonów, wiedząc, że poznanie imienia daje władzę nad demonem. Można go wtedy wykorzystać do swoich celów (choć to może w konsekwencji okazać się niebezpieczne) lub przegnać je na cztery wiatry.

– A ja znam przepis na eliksir zamrażający. Zaprawię go czarem niepowstrzymanego apetytu, żeby demony nie mogły się oprzeć. Gdy wypiją eliksir zamrożą się. Pewnie nie na wszystkie to zadziała, więc potrzeba jeszcze zaklęcia dezorientacji – żeby zapomniały kim są i co chcą zrobić. Demony będą zachowywać się jak małe dzieci, będą się śmiać beztrosko podskakiwać i bawić w kółko graniaste. Ale i ten czar nie zadziała na wszystkie demony... Nie mam już pomysłów... Ale, ale... Znam pewien czar – wrodzony czar uwodzenia. Zacznę grę – tu puszczone oczko, tu kołysanie biodrami, tu skłon do ziemi na wyprostowanych nogach, żeby niby podnieść coś z podłogi... Tu komplement, tu muśnięcie i demony głupieją. W końcu to faceci schlebia im, gdy laska je podrywa. Starsza, bo starsza, ale całkiem niezła. Zalotnie namówię demony, żeby podarowały mi strelicje rosnące na pewnej odległej wyspie – żeby zdobyć trochę czasu. 

Demony z maślanymi oczami znikną jeden po drugim. A gdyby został jeszcze jeden, na którego nie zadziałał mój czar, to… – Nerwowo splotła dłonie. –Mam! Moja babka wiedźma podarowała mi na moje 100 urodziny pierścień, mówiąc, że w przypadku beznadziejnym mam go otworzyć. I że zadziała tylko raz w życiu wiedźmy, która go nosi. Nie ma się co zastanawiać, bo teraz jest ten moment, gdy trzeba ratować moje siostry. Gdy otworzę pierścień, nagle wszystko pogrąży się w mgle. Ale to nie jest zwykła mgła. Mnie otula jak ciepły kocyk, ale demona strasznie krzywdzi – demon płonie żywcem. Straszny to widok, ale wiem, że to jedyne wyjście. 

– No, no… – Rzekła z podziwem Violande. – Melissanna, przygotuj napój usypiający. Użyję projekcji astralnej i doleję do ich potraw. Strelicjana ty przygotujesz eliksir zamrażający, a Edwina razem ze mną eliksir unicestwiający. Tylko bardzo was proszę, nie rzucajcie nim na oślep, bo można trafić w siostry, które tego nie przeżyją. Strelicjana – Przygryzła lekko wargę – Nie wątpię w twój dar uwodzenia, ale nie próbuj go na demonach. Roztoczyłam nad hotelem kopułę, przez którą nikt i nic się stąd nie wydostanie. Są uwięzione w Hotelu tak jak my, a skoro już trafiły w tę pułapkę, to musimy rozprawić się ze wszystkimi. Czar imienia powinien pomóc. Imogen, spójrz w czarodziejską kulę, pomożesz nam ustalić jak pozbyć się tych drani. Mogę na chwilę zatrzymać czas, gdybyśmy były w niebezpieczeństwie, ale nie mogę być wszędzie, a myślę, że najskuteczniej będzie zaatakować wszystkie demony w tym samym czasie. Myślę, że po pierwszym niepowodzeniu, jakim była próba naszego złapania, też mają jakąś naradę, więc szybko, musimy się śpieszyć. Nie dotrą tutaj, ale to my musimy wyruszyć jako pierwsze. I pamiętajcie, że najważniejsze jest życie siostry wiedźmy. Nie możemy krzywdzić niewinnych. A teraz szybciutko do pracy… Czas uwarzyć eliksiry…


Rozdział 3 


Melissana z rozpaczą patrzyła na skutki walki, które za sobą pociągnęła wojna z demonami. Żadna z sióstr nie wyglądała na piękną wiedźmę. Poszarpane ubrania, rozczochrane włosy i osmalone twarze mówiły same za siebie. Wnętrza hotelowych komnat były w równie opłakanym stanie. Nigdzie nie było choćby jednego przydatnego krzesła, na którym można by usiąść. Kanapy, kredensy, stoły, szafy i wszystko wokół wyglądało, jakby przetoczyła się w tym miejscu horda tatarska, niszcząc i paląc wszystko, co napotkali po drodze. Powybijane okna ze straszącymi zniszczonymi ogniem firankami powiewającymi w podmuchach wiatru przygnębiały jeszcze bardziej.

– Jesteście całe? – pytała Violande, przechodząc obok swoich wiedźm. – Melissanno, nie płacz. Wygrałyśmy tę wojnę. – Objęła właścicielkę hotelu. – Twoje Marzenie znowu będzie piękne i będziesz spełniać marzenia innych. – Usiadła zmęczona na przewróconej szafie. – Poradzimy sobie ze wszystkim.

–Violande, jesteś ranna. – Zauważyła Melissanna widząc krew sączącą się z ramienia królowej.

– Ach, to tylko draśnięcie. – Machnęła dłonią, ale Melissanna już zdążyła wydać polecenia, by przynieść płyn antyseptyczny i opatrunki z tajnej komnaty, gdzie szybko pośpieszyła Evanora. – Nic mi nie będzie. Musimy się cieszyć ze zwycięstwa nad złem. Miała być uczta i jeszcze dziś zasiądziemy do stołu. Ja zajmę się uprzątnięciem sali balowej, a wy przygotujecie strawę. Nie musi być nic wykwintnego. Będziemy dziś świętować dobro.

Evanora wróciła z potrzebnymi opatrunkami i Melissanna natychmiast opatrzyła ranę Violande.

– Jeszcze ktoś jest ranny? – Zapytała Evanora, spoglądając na zmęczone, ale szczęśliwe siostry.

– Ja skręciłam kostkę – przyznała Aitana. – Ale to nic w porównaniu z tym, jak się czułam, gdy kopnął mnie mój koń. Nic mi nie będzie. To co mam robić?

–Aitano, ty, Marianna, Byśka, Drusilla i Rozalia, zajmiecie się kuchnią. Zajrzyjcie do ogrodu, popytajcie sąsiadów, może zechcą się z nami podzielić zbiorami. – Zdecydowała Melissanna. – Reszta wiedźm pomoże mi przygotować ochronne czary i talizmany dla nas wszystkich, a Violande zajmie się salą balową. Czy tak może być?

Nikt nie śmiał zaprzeczyć. Sporo miały pracy, żeby zdążyć przed północą zasiąść do stołu. Nawet kuchnia wymagała sprzątania, zanim będą mogły coś włożyć do gara. Wzruszenie i radość dodawały im sił, więc zabrały się za stworzenie menu i przygotowanie potraw. Trochę produktów znalazły w spiżarni, więc zaczęły tworzyć. 

Rozalia pobiegła do małego gospodarstwa niedaleko hotelu. Gospodarze dobrze znali Melissannę, więc zaoferowali to, co mogli. Na szczęście udało im się zebrać plony w wielkim kopcu. Dostała ziemniaki, a że nie było pierwszych przymrozków, to i dynie pyszniły się okazałe przy grządkach, które również zebrała. W hotelowym ogrodzie znalazła potrzebne zioła, takie jak pietruszka i koperek, bazylia, pachnącą lawendę, która nie wiadomo czemu wciąż dumnie prezentowała swoje kwiatostany. Czerwone jabłka jakby same uśmiechały się z wysokich gałęzi i prosiły, żeby je zabrać. Szybko przygotowała ognisko i wrzuciła do niego ziemniaki, uwielbiała zapach przypieczonej skórki i smak pieczonych w żarze warzyw. Gdzieś w oddali dojrzała jezioro, w którym hodowane są ryby, a że wigilia już niedaleko to i ryby już dorodne. Pobiegła do właściciela i dostała pełen kosz świeżo wyłowionych ryb. Potem zajrzała do Violande, która z rozmachem wyczarowała sobie pomocników, którzy porządkowali salę. Nie było już zniszczonych mebli, a każdy z pomocników trzymał pędzel w dłoni, odnawiając ściany.

– Czy kominek wciąż działa? – zapytała Rozalia.– W ogrodzie jest drewutnia a w niej drewna pod dostatkiem, pomyślałam, że ten ogień zawsze dawał nam ciepło.

– Doskonale. I tym razem tak będzie. – pochwaliła Violande

Rozalia znalazła jeszcze kociołek, w którym przygotowała aromatyczny kompot z dyni, jabłek i późnych malin.

Marianna kończyła właśnie sałatkę makaronową z szynką, serem, kukurydzą, fasolą oraz różnymi przyprawami i już zabierała się za przyrządzenie fasolki po bretońsku. 

Aitana zerknęła na całą skrzynkę dyń, które przyniósł gospodarz z sąsiedniego domu na prośbę Rozalii. Było ich tak dużo, że nie pozostało jej nic innego jak szybko ugotować zupę z dyni z dodatkiem ziół, które również zostały dostarczone. Byśka, która nienawidziła gotować, początkowo szwendała się wokół hotelu, polując na kurczaki, które Aitana szybko przygotowała do pieczenia. A Byśka z bezsilności zajrzała do spiżarni, szukając czegoś, co nie smakowało demonom. Nie wiedzieć dlaczego znalazła spory kawałek wołowiny, więc uznała, że zrobi to, co zajmuje jej najmniej czasu. Szarpana wieprzowina, do tego ziemniaczki, które już piekły się w ognisku i mizeria. No tak, bez czegoś mleczno – jogurtowego nie mogło się obejść.

Drusillatryskała radością z wygranej bitwy. Poczuła się niczym szef kuchni, polecając udziec barani z sosem żurawinowym, perliczki duszone z grzybami leśnymi, zupę kremową, że ho...ho z dyni podprawioną i czosneczkiem i imbirkiem z sporą ilością białego pieprzu. Doprawiła po swojemu zupę Aitany, ale kto to widział? Poza tym, to Drusilla słynęła z lepszego smaku. Dla tych, co mięska nie lubią przygotowała też sojowe pieczone serki, kotleciki a’la schabowe z mnóstwem wytwornych sałat i owoców. Do wyboru i koloru. A po kolacji należał się przecież smaczny deserek. Ciasto dyniowe i marchewkowe udekorowane, jak przystało na czas Halloween. 

Melissanna przywiozła na kuchennym wózku trzy pełne półmiski sardynek, które podarowała Byśce, Aitanie i Mariannie z uśmiechem życząc im smacznej kolacji. 

Sabatowa uczta prezentowała się wytwornie jak nigdy. Z dumą patrzyły na zastawiony stół w pięknej sali, o którą zadbała Violande ze swoimi pomocnikami. Nie zdołały uporządkować całego hotelu, ale na to będzie jeszcze czas. Gdy już się posiliły, zasiadły przy kominku popijając czerwone wino z maleńkich miseczek, bo wszystkie kieliszki były potłuczone.

– Jeszcze czary ochronne. Musimy zadbać, żeby już nigdy więcej żaden demon nie zakradł się do tego hotelu. – Zdecydowała Violande, obracając w dłoni dorodne jabłko.

– Wymyślam zaklęcie.... smrodku – Uśmiechnęła się Strelicjana–Gdy ktoś niewtajemniczony będzie chciał dostać się do hotelu, poczuje okropny smród taki, że będzie mu aż niedobrze – i wtedy zrezygnuje z wejścia. A gdyby ktoś miał katar albo powikłania po covid to użyję znaków ochronnych, kiedy ktoś zbliży się do takiego znaku, to zostanie porażony prądem. I jeszcze wzmocnię to zaklęciem „pilnej sprawy”. To zaklęcie, które powoduje, że temu komuś przypomni się, że ma coś bardzo pilnego do załatwienia. Nie zaszkodzą też talizmany, zwłaszcza te przyjazne dla wiedźm. Każda wiedźma ma swój szczęśliwy talizman – mój szmaragd oprawiony w srebro. – To mówiąc, podała siostrom wielką szkatułkę, w której były przygotowane naszyjniki.

– Na kawałkach białego płótna, wypranego w porannej rosie, suszonego w pierwszych promieniach słońca wyhaftowałam czerwonymi nićmi odwieczne runy, które mają moc ochronną – Mówiła z dumą Imogen – I umieściłam je pod progiem przy wejściu do hotelu oraz w każdym pomieszczeniu, by zwiększyć ich moc. Umieszczając ochronne znaki, wypowiedziałam mantrę: Niech te runy przestrzeń chronią, niech nam będą tajną bronią, niech demony odstraszają, dobrych gości niech wpuszczają! – Uśmiechała się z radością.

Melissanna podeszła do ognia, który wesoło strzelał iskrami na boki, dając przyjemne ciepło zebranym.

– Hokus pokus, czary mary Hotel Marzenie czary obronne dziś potrzebuje. – Wrzuciła do ognia garść ziół, które miała w małym woreczku. Komnata natychmiast wypełniła się przyjemnym zapachem przynoszącym ukojenie – Rzucam je więc na niego, aby ustrzec przed złymi mocami. Abrakadabra, na skrzydło nietoperza, żabi skrzek otocz teren wokół hotelu barierą ochronną, a pomocne zioła niech się rozłożą po wszystkich pokojach i kątach piwnicy. Niech nas chronią, niech nas strzegą. – Odwróciła się do sióstr – Dla Was drogie wiedźmy mam talizman, który noście zawsze przy sobie, nie zgubcie go, strzeżcie, jak oka w głowie. Tym talizmanem jest maleńki bursztyn niby błyskotka, a otoczona wielkimi czarami. Zawieście ją na szyi, załóżcie na rękę, albo przypnijcie do bluzki, a zawsze będziecie bezpieczne.

- Mam miksturę zapomnienia – zaśmiała się radośnie Edwina. – Ziele piołunu, garść siwych włosów, pazur czarnego kota, kilka łusek żmii, kilka kurzych piór, obornik bydlęcy dla scalenia składników, woda z jeziora zapomnienia. Z tych składników zrobiłam jednolitą breję i po odremontowaniu hotelu trzeba umieścić go pod parapetem i obok drzwi. Jakikolwiek demon zapomni o istnieniu hotelu, jak tylko zbliży się do niego. Dookoła hotelu posadzimy kolczaste róże, przez które już nikt niepowołany nie dostanie się do środka.

– Wymyśliłyście już tak dużo, że niewiele mi zostało –stwierdziła Evanora. – Myślę, że trzeba zamknąć Hotel za pomocą czarów w kapsule czasu, do której demony nie mają wstępu i dla dodatkowej ochrony dodałabym trzynastkę w nazwie. Hotel trzynastu marzeń. Wiedźmy możemy ukryć w innym wymiarze, choć nie wszystkie na to mogą sobie pozwolić, gdyż na co dzień żyją jak inni ludzie, ale te najbardziej narażone trzeba chronić za wszelką cenę. I oczywiście mam jeszcze talizmany ochronne z rudym kotem, bo przecież takiego kota ma gospodyni Hotelu Marzeń.

– Zebrałam popiół z pola walki. – Hedera sięgnęła po swoją skrzyneczkę –I utworzyłam z niego talizman, zamykając go w środku. Same zdecydujecie, czy chcecie z niego zrobić pierścionek, naszyjnik, bransoletkę czy broszkę. – Podała pudełeczko z talizmanami siostrom. – A wokół hotelu posadziłam bluszcz. Taki czujnik demonów. – Zaśmiała się zadowolona. – Gdy wyczuje zło, natychmiast owinie się wokół delikwenta, sącząc w niego paraliżujący składnik.

Violande obróciła w dłoniach dorodne jabłko. 

– Wasze czary i talizmany są bardzo ważne, ale nie zapominajcie czerpać z tego, co daje Matka Natura. Każde jabłko ma w sobie ukryty talizman. – Przekroiła owoc na pół, tak, że widać było gniazda nasienne układające się w gwiazdę. – Każde kryje w sobie naturalny pentagram. Znak władzy i ochrony. Zresztą ten dom też jest w wyjątkowym miejscu. Wokół hotelu w równych odległościach umieszczone są kamienie poświęcone pięciu żywiołom: Są one symbolizowane przez drzewo, ogień, ziemię, metal oraz wodę. Jeśli połączymy te punkty, Hotel Marzenie będzie w ich centrum. Magiczne miejsce, w którym skupia się energia potrzebna do życia. Dlatego właśnie demony tak bardzo chciały zawładnąć naszym domem. Pięć żywiołów musi pozostawać w równowadze, aby świat nie pogrążył się w nienawiści. Każda z tych energii wykorzystana osobno przyniesie nieszczęście i śmierć. Jestem z was dumna, że stanęłyście do walki o równowagę świata. – Podała jabłka siostrom. – Miejcie je zawsze w swoim domu. Dodadzą wam sił i zdrowia.

Nie brakowało radości i wzruszeń. Rankiem nawet nie przypuszczały, że stoczą taką wyczerpującą walkę, ale teraz były szczęśliwe.

– Miałyśmy poddać nasze nowicjuszki sprawdzianowi, ale myślę, że dowiodły już aż nadto, że są prawdziwymi wiedźmami. –Violande ogłosiła z dumą. – To zaszczyt, że jesteście z nami.

Siostry wyściskały nowicjuszki, które tyle zrobiły dla ratowania wszystkich.

– Czy jeszcze coś mamy do omówienia? – zapytała Violande.

– Tak! – Zawołała Drusilla. – Pajęczy domek. Jak wiecie, co roku ktoś inny opiekuje się naszymi pomocnikami. Przez kolejny rok ten zaszczyt przypadnie Mariannie.

– Ale... ale… – Wiedźma odsuwała się coraz dalej od Drusilli, aż wpadła na tarantulę, która przytuliła się do jej ramienia. Marianna omal nie zaczęła histerycznie krzyczeć. – Widzisz, Tarantulcia już cię lubi… 


c.d.n.


Opracowanie tekstu: Jolanta Bartoś


W wymyślaniu akcji pomagały wiedźmy:

Melissanna – Magdalena Hupało

Edwina – Edyta Synyszyn

Drusilla – Dorota Staniszewska 

Marianna – Martyna Bąk

Evanora – Ewa Szczęsna

Aitana – Anita Walczak

Hedera – Bogna Bendzieszak

Byśka – Agnieszka Szwenk

Rozalia – Róża Bula

Violande – Jolanta Bartoś

I po raz pierwszy w tym gronie:

Imogen – Katarzyna Arciszewska

Strelicjana–Teresa Karabowicz

Walka dobra ze złem, czyli trzeci sabat w Hotelu Marzenie

 


Jeszcze kilka dni temu Melissanna uważała, że pojawienie się tylu gości w jej Hotelu Marzenie jest zrządzeniem losu, które pozwoli podratować jej budżet, ale chwilę później zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Po kolei znikali jej pracownicy. Gdy w końcu ustaliła, że są oni więzieni w jednym z wynajętych pokoi, a po hotelu kręci się coraz więcej obcych ludzi, musiała użyć swoich magicznych mocy, żeby wszystkich uwolnić. Niestety w ten sposób zdradziła, że jest wiedźmą i teraz goście zza światów zaczęli polować na nią.

Na nieszczęście następnego dnia miały przybyć jej siostry wiedźmy na kolejny sabat. Nie była w stanie odwołać spotkania. Hotel był pełen demonów przebranych za pracowników i gości, a ona schroniła się w tajnym pokoju, o którym nikt nic nie wiedział.

Jako pierwsza na spotkanie miała przybyć Evanora, która w tym roku była odpowiedzialna za wystrój sali balowej. Melissanna wymknęła się tuż przed świtem z pułapki i czekała na swoją towarzyszkę na stacji. Wyściskały się, bo przecież minął rok, odkąd się ostatnio widziały.

– Moja droga niestety dziś nie wejdziesz na nasze spotkanie, tradycyjnie drzwiami. Jakieś istoty chcą zapobiec naszemu spotkaniu – wyznała ze łzami w oczach. – Musimy się zastanowić, co zrobić, żeby pomóc naszym siostrom.

Weszły do hotelu i jak najciszej przemknęły się do najbliższego wejścia do różanego ogrodu. Odszukały furtkę, przy której stał posąg lwa. Następnie skręciły w prawo i odszukały krzak żółtej róży, który wciąż kwitł, więc nie można go było przegapić. Melissanna włożyła dłoń, obok tego krzaka w trawie znalazła skobel. Pociągnęła za niego i wtedy otwarło się ukryte wejście, prowadzące schodami w dół. Przez cały czas nie wymieniły ze sobą ani słowa, porozumiewały się spojrzeniami, bo w każdej chwili mogły być zauważone przez demony. Na dole na ścianie był guzik. Nadusiła go, weszły do środka. Wtedy Melissana złapała za rękę swoją siostrę i nadusiła kolejny przycisk. Zerwał się wiatr tak silny, niczym poryw huraganu, dzięki któremu dotarły do tajemnej komnaty, o której nikt dotąd nie wiedział.

– Tu jesteśmy bezpieczne – oznajmiła Melissanna. – Ale musimy szybko wymyślić, jak pomóc naszym siostrom tu dotrzeć. Wszystkie pojawią się wczesnym popołudniem, a taką ilość gości demony na pewno zauważą. – Była załamana sytuacją.

– Czego właściwie chcą te demony? – zapytała Evanora, odstawiając swoją torbę.

– Podsłuchałam, że chcą nam odebrać moce. Jeśli uda im się złapać wszystkie siostry i podczas pełni w noc wiedźmy spalą wszystkie na stosie, odbiorą nam moce i wykorzystają do czynienia zła na świecie. Nic już nie będzie takie samo.

– Poczekaj. Mam pewien pomysł. Masz tu przecież wszystko, czego potrzebuję. – Podeszła do oszklonej szafy, w której znajdowała się każda mikstura, wyciąg i zioła, a także inne magiczne rzeczy, jak oko nietoperza czy pazury lwa. – Nie zapominajmy, że wciąż jesteśmy wiedźmami. A ja lubię w kotle mieszać. – Uśmiechnęła się zadowolona – Uwarzę eliksir niewidzialności. Każda z naszych sióstr będzie musiała wypić buteleczkę tego eliksiru i na 99 minut stanie się niewidzialna i niewyczuwalna dla demonów. Inne wiedźmy będą się widziały. Po tym czasie czar pryska, a kolejna dawka już nie wchodzi w grę, bo może spowodować niewidzialność na 99 dni. Potem pomożesz mi się wydostać z hotelu, poczekam na siostry na stacji i dotrzemy tą samą drogą, którą mnie tu przyprowadziłaś. Potem zastanowimy się co zrobić, żeby pozbyć się demonów.

– To może się udać. – przyznała Melissanna. – Czego potrzebujesz? – Sięgnęła po kociołek i podała Evanorze drewnianą łyżkę do mieszania mikstury.

****

Evanora zdążyła w ostatniej chwili dotrzeć na stację. Zebrała wszystkie siostry i pokrótce wyjaśniła im sytuację. Każda z sióstr dostała maleńką fiolkę z eliksirem niewidzialności, który wypiły przed wejściem do hotelu. Droga nie wydawała się długa i trudna. Musiały przejść zaledwie dwadzieścia metrów, aby pojawić się w różanym ogrodzie, ale ktoś zamknął te drzwi na klucz. Na dodatek nie działało żadne zaklęcie otwierające. Domyślały się, że oprócz klucza demony też użyły czarów, które teraz nie były w stanie zmienić.

– Musimy przejść przez cały hotel, aż do kuchni i wyjść tamtym wejściem do ogrodu. – wyjaśniła szeptem Evanora. – Potem przedostaniemy się do różanego ogrodu. Tam już czeka na nas Melissanna.

– A czy w pokoju Melissanny nie ma wyjścia na ogród? – zapytała Drusilla.

– Tak, jest. – Przyznała Evanora. – Ale ten pokój jest po drugiej stronie budynku. Będziemy musiały przejść sporo przez ogród, a czas ucieka. Idziemy. Tylko bez gadania i bądźcie jak najciszej.

– Ja tu chwilę zostanę. – westchnęła Drusilla. – Muszę zająć się domkiem pająków.

– Dobra. Marianna ci pomoże. Tylko nie zostawajcie za długo. Czas ucieka. – powtórzyła i ruszyła z innymi siostrami w kierunku kuchni.

Może pójdę do kuchni hotelu i wezmę wózek kelnerski? Położymy na niego domek, przykryjemy prześcieradłami i przejdziemy do ogrodu. Dla zmyłki na wózek możemy położyć różne przekąski i olejki, które odstraszają demony. – to mówiąc, sięgnęła do kieszeni po wonne olejki, którymi natarła dłonie i chciała wetrzeć w domek.

– Stój! – powstrzymała ją Drusilla. – Demony zauważą wózek. – Uf, już mi brak sił. Co robić? Domek pomniejszony, ale i tak go widać. Nie mam pomysłu...  A... może... , no tak to genialne. Pluszaczki moje kochane, szybciutko zapraszam pod pelerynę. – rozpięła swoje okrycie. – Tak Was nie zobaczą. Tarantulko, ty słoneczko zostań, musisz założyć szelki, a ja pomniejszę wasz domek do ziarnka grochu. Jesteś  silna i duża to dasz radę. Pomalutku pociągniesz domek do tajnego pokoju, a ja z pupilkami pod pelerynę będę podążać za tobą. No szybciutko kochana, w drogę. – Ruszyły w ślad za siostrami, które odeszły zaledwie dwie minuty temu.

Już kilka kroków dalej Hedera wpadła na jakiś stołek, który nie wiadomo dlaczego stał w tym miejscu. Przez moment wpadła w panikę, szybko myśląc, co tu zrobić, ale to nie było łatwe. Przyszło jej do głowy, żeby odciągnąć niebezpieczeństwo od sióstr. Jednym susem odskakuje jak najdalej. Ściąga niewidocznego buta i ciska nim w inny stołek, stojący daleko od niej i reszty wiedźm. W ten sposób odciąga uwagę demonów. Nie wie jednak, czy tyle wystarczy? Hałas powoduje, że udało jej się odciągnąć uwagę złych istot i siostrom udaje się przejść. W tym samym momencie zauważa Drusillę.

– O nie! – zakryła twarz dłońmi załamana.

***

Evanora szła dalej. Nie mogła pozwolić, żeby demony dopadły nowicjuszki, które nie były przygotowane na taką walkę. Jeszcze nie przeszły sprawdzianu swoich zdolności. Podążająca tuż za nią Strelicjana dostała ataku czkawki, której nie potrafiła opanować.

Ta piękna czarownica ubrana w ciemnozieloną sukienkę, sięgającą wysokich sznurowanych butów na platformie, próbowała zakryć usta szerokimi rozkloszowanymi rękawami, ale to nic nie pomagało. Tylko naszyjnik z zielonym kamieniem zawieszony na jej szyi podskakiwał za każdym razem, gdy uścisk w brzuchu powodował czkawkę. Naciągnęła na oczy czarny kapelusz z szerokim rondem, jakby to miało sprawić, że stanie się bardziej niewidzialna.

Nim Evanora zdążyła zareagować, Strelicjana zaczęła bardzo szybko przemieszczać się po hotelu głośno czkając, żeby zmylić demony. Oczywiście w każdym tym miejscu pojawiało się coraz więcej tych złych istot, a nowicjuszka szybko biegła w inne miejsce tupiąc swoimi bucikami na wysokiej platformie.

– No wiedźma jedna – pomyślała Evanora, próbując zlokalizować biegającą Strelicjanę. Wypowiedziała szybko zaklęcie i pojawiła się tuż przed siostrą, wyglądając identycznie jak ona.

– Ale co? –Strelicjana otwarła usta ze zdziwienia. Wtedy Evanora złapała ją za język i pociągnęła dwa razy. W tym samym momencie powróciła do swojej postaci, ale wciąż czekała, aby czkawka już nie wróciła.

****

Edwina prowadziła kolejną siostrę, która po raz pierwszy przybyła na sabat. Nie znała hotelu, więc musiała trzymać się siostry. Imogen szła tuż za nią, ubrana w długą suknię w kolorze ciemnego miodu z bryłkami bursztynu wszytymi w plisę dookoła dekoltu i w skórzany pasek z rzeźbioną sprzączką z motywem słońca. Długie, rozpuszczone włosy miała przewiązane wstążką i przeplecione gałązkami ziół i polnych kwiatów. Ale to przede wszystkim obezwładniający zapach perfum nowicjuszki sprawiał, że Edwina była pewna, że siostra kroczy tuż za nią. Nagle do jej głowy przyszła myśl, że jeśli ona czuje ten zapach, to i demony mogą go poczuć.

Odwróciła się do Imogen. Zanim ta wpadła w panikę, gdy w końcu korytarza pojawił się demon, sięgnęła do kieszeni po taśmę klejącą. Przytrzymała siostrę i szepnęła jej wprost do ucha.

– Jeśli zaczniesz krzyczeć, zakleję ci usta i oczy, żebyś go nie widziała, ale ostrzegam, że przy ściąganiu tej taśmy możesz stracić rzęsy i brwi. Rozumiesz?

Imogen tylko skinęła głową, więc ruszyły dalej, mijając demona. Edwina spojrzała przez ramię i dostrzegła, że nie tylko demon się zatrzymał, ale również jej siostra. 

– Co robić? – zaczęła myśleć gorączkowo.

Tymczasem Imogen pamiętała, że demony karmią się strachem, smutkiem i złośliwością swoich ofiar. Czym prędzej przywołała na usta uśmiech, starając się przenieść myślami do chwil, w których odczuwała największą radość. Przymknęła na moment oczy i w myślach podjęła decyzję o zadośćuczynieniu wszystkim osobom, które ucierpiały wskutek jej złośliwości. To miało stworzyć dodatkowy kokon niewidzialności i zniechęcić demona do zainteresowania. 

Demon najwyraźniej czuł intensywny zapach perfum. Już wyciągnął łapy w kierunku Imogen, gdy Edwina podbiegła jak najciszej, pociągnęła wiedźmę do siebie, a w stronę demona rozpyliła gaz pieprzowy, z którym nigdy się nie rozstawała. Wiele razy uratował jej życie, więc i teraz musiał pomóc.


****


Tymczasem Melissanna nerwowo zerkała w magiczną kulę, sprawdzając, co się dzieje w hotelu. Nie przypuszczała, że siostry trafią na tyle przeszkód. A wydawało się to takie proste, gdy wprowadziła do tajnej komnaty Evanorę.

– Co robić? One zaraz mogą zginąć? Jak im pomóc? Myśl! Wiem, mam. Magiczny pył, on spowoduje, że staną się niewidzialne i dodatkowo niewyczuwalne przez żadne istoty. Leć pyle i otul me wiedźmy. Spieszcie się moje drogie, bo zaklęcie nie jest wieczne, będzie działać tylko przez 7 godzin. – Już miała dmuchnąć w magiczny pył, gdy powstrzymała ją Violande.

– Królowo, dobrze, że jesteś. – odetchnęła z lekką ulgą.

– Nie możesz użyć pyłu. One już są niewidzialne. Znikną również dla nas.

– Więc co robić? – Melissanna wsypała magiczny proszek do szkatułki.

– Możesz stworzyć przejście tu w tym miejscu? – Violande wskazała korytarz w magicznej kuli.

– Mogę, ale to przejście będzie otwarte tylko trzynaście sekund. Nie zdążą wszystkie siostry przejść.

– Tyle wystarczy. Na razie zajmiemy się nimi. – wskazała na biegnące korytarzem w kierunku Byśki Edwinę i Imogen. – Teraz, szybko.


****


Byśka w pewnym momencie zorientowała się, że w korytarzu jest sama. Szła tuż za Evanorą i Strelicjaną, ale gdy nowicjuszka dostała czkawki nie zamierzała jej gonić. Przylgnęła teraz do ściany, przesuwając się po cichu w kierunku kuchni. 

– Dlaczego nikt nie pomyślał, żeby wyjść przez okno? – pomyślała i w tym samym momencie ujrzała biegnącą Edwinę i Imogen.

– Uciekaj. – zawołała do niej Edwina, ale ona przylgnęła do ściany jeszcze mocniej i wysunęła nogę.

Goniące za uciekającymi wiedźmami demony runęły na podłogę, więc Byśka zaczęła biec za siostrami. Wtedy tuż przed nimi pojawiły się drzwi w ścianie. Ujrzały Violande, która jednym ruchem zatrzymała czas i biegnące za wiedźmami demony.

– Szybko, szybko. – Melissanna przywoływała siostry.

Gdy weszły w otwartą ścianę, otulił je mrok, a silny huragan przeniósł wprost do tajemnej komnaty.

***

Aitana tym razem była lekko spóźniona, więc do hotelu przybyła jako ostatnia. Evanora zakładała, że zdąży zaprowadzić siostry do tajnej komnaty i wrócić po ostatnią wiedźmę, ale nie przewidziała, że sama wpadnie w tarapaty.

Tymczasem Aitana weszła do hotelu. Nikt nie zareagował na jej pukanie, więc odsunęła ciężkie drzwi i przekroczyła próg. Stanęła sparaliżowana widokiem zniszczonych mebli i unoszącym się zapachem spalenizny. Jej wyobraźnia zaczęła działać na najwyższych obrotach, podsuwając makabryczne obrazy. Już widziała, jak ktoś leżał nieruchomo, związany zaklęciami na marmurowym stole w kuchni. Ruszyła w tamtym kierunku, lecz zatrzymał ją cichy głosik nawołujący w jej głowie. Zerknęła pod nogi. Dojrzała kociołek, a w środku flakonik z eliksirem i informacją, aby wypiła jego zawartość. Stanie się wtedy niewidzialna dla demonów. Obietnica niewidzialności brzmiała kusząco, poczuła jednak obawy czy to nie pułapka zostawiona przez demony? Dostrzegła jednak na dnie kociołka znak–barchanny Evanory i już była pewna, że powinna jak najszybciej przełknąć obrzydliwy eliksir. Wypiła go w mgnieniu oka, a efekt pojawił się kilka sekund później. Natychmiast ruszyła w głąb hotelu by pomóc siostrom wykurzyć nieproszonych gości i móc zająć się balem. Nagle powietrze przeszywa potworny wrzask!

Zatrzymała się. To nie wróżyło nic dobrego. Nie może iść tam, musi skręcić w inną stronę. Nikomu nie pomoże, jeśli pozwoli się złapać. Skręciła pośpiesznie za róg korytarza i stanęła jak wryta, widząc Evanorę, która szarpie nowicjuszkę za język.

Powoli zbliżyła się więc w stronę siostry, starając się nie przewrócić niczego po drodze, co akurat w jej przypadku graniczyło niemal z cudem. Chyba za bardzo skupiła się na tym zadaniu, bo finalnie potyka się o dywanik i leci jak długa, łapiąc się po drodze lampy, która ląduje obok niej z niemałym hukiem. Evanora z nową siostrą patrzą z mieszaniną zaskoczenia i przerażenia. Aitana w jednej sekundzie pozbierała się i podbiegła do znanej wiedźmy.

– Jestem, zmiatajmy stąd, bo zaraz zlecą się tu demony! – szepnęła pośpiesznie do Evanory, po czym spojrzała na nowicjuszkę i dodała głośniej – Przyznajesz się w tej sekundzie albo zostawiamy Cię tu samą!

Evanora widząc, że jej sposób na czkawkę poskutkował, puszcza Strelicjanę pokazując Aitanie, żeby była cicho, ale ta zaczyna wpadać w panikę, słysząc zbliżające się głosy demonów. Nie było czasu na tłumaczenie sytuacji. Jedyne co jej w tym momencie przyszło do głowy to zamknięcie Aitany w magicznej kuli, która wycisza i unieruchamia delikwenta. Wiele razy stosowała tę sztuczkę w domu, gdy potrzebowała chwili ciszy. Najlepsze w tym wszystkim był fakt, że później nikt nic nie pamiętał.

W tym momencie coś błysnęło i pojawiła się Violande. Rozejrzała się szybko w sytuacji.

– Dacie sobie radę? – zapytała Evanory.

– Myślałam, że nam pomożesz – szepnęła przerażona wiedźma. Miała już dosyć ratowania wszystkich z opresji.

– Zabiorę Strelicjanę. To tylko projekcja astralna, nie przeniosę was wszystkich, ale musimy ratować nowicjuszki.

Evanora skinęła głową.

– Kierujcie się w stronę pokoju Melissanny. Postaramy się wam pomóc. – Otuliła ramionami Strelicjanę i obie zniknęły.

***

Strelicjana i Imogen były już bezpieczne. Razem zByśką i Edwiną zaczęły się zastanawiać jak pomóc pozostałym  siostrom.

– Znam zaklęcie połączenia dusz – wyznała Strelicjana. 

– Jak ono działa? – zapytała Melissanna.

– Sprawia, że ja i moje siostry będziemy jednością – czym ja będę – tym one będą.

– Jak długo działa to zaklęcie.

– Niestety tego nie wiem… ale myślę, że to jedyna szansa. Stanę się wiatrem, moje siostry też. Jako wiatr mogą bezpiecznie dostać się wszędzie.

– Poszukam zaklęcia zdejmującego ten czar – westchnęła Edwina, widząc zapał nowicjuszki. Nikt nie chciał, żeby wiedźmy na zawsze pozostały wiatrem.

– Ja znam zaklęcie, które stworzy bezpieczny tunel dla wiatru. Trzeba je powtarzać tak długo, dopóki poszukiwana osoba trafi do szukającej.

– Bezpieczny tunel? – Powtórzyła Violande. 

– Tak. Wiatr będą czuć również demony, ale jeśli zamkniemy go w bezpiecznym tunelu, nie poczują podmuchów, a siostry bezpiecznie dotrą do nas.

– To może się udać. – Przyznała Violande– Melissanno, pomóż im, a ty Byśka zajmij się przeglądaniem księgi czarów razem z Edwiną.

– Zawsze trzeba komuś ratować dupę. – Westchnęła niezadowolona Byśka i stanęła obok Edwiny. – Masz gatki na sobie? – przyjrzała się siostrze.

Edwina uśmiechnęła się na tę uszczypliwość. Wiedziała, że ta chuda jędza w ten sposób wyraża swoją sympatię, więc podsunęła jej księgę, żeby mogły razem ją przejrzeć.

Strelisjana wypowiedziała swoje zaklęcie i zamieniła się w wiatr. Wirowała w kręgu, który stworzyły trzy wiedźmy, Violande, Melissanna i Imogen, powtarzając słowa zaklęcia:

– Wiedźmy, siostry, panie nocy korzystają ze swej mocy, żeby nigdy siła zła, siostrze nie zagroziła! Wiatru powiew, skrzydło kruka, dobrą drogę wnet odszuka. Zapach cydru, z cukru wata i otwarta jest komnata, w niej panuje moc przedwieczną, każda z sióstr jest tu bezpieczna.


***

Drusilla zdołała przejść zaledwie kilka kroków, gdy zauważyła, jak Hedera rzuca but w jej kierunku, żeby odciągnąć demony od siebie. Niestety ten but już jest widoczny i ląduje tuż przed Drusillą i Marianną.

– O jejku co tu się dzieje. Hedera w opałach. O nie! Rzuciła butem.– Myślała gorączkowo, zerkając jednocześnie na Mariannę, od której unosiła się woń olejków. –Demony zaraz zobaczą moją tarantulkę i... Myśl kobieto, szybko, przecież jesteś wiedźmą, zrób coś. No cóż, innego wyjścia nie ma, trzeba ten bucior w pluszaka zamienić, brązowy jest to i pluszowa tarantula może powstać. – Machnęła różdżką i zamieniła but w pająka, nakazując swojej tarantuli, żeby nie rzucała się w oczy. Trzeba przeczekać, aż demony zgłupieją. Tymczasem trzeba wywołać jakiś rumor, trzask po drugiej stronie od Hedery, żeby odciągnąć niebezpieczeństwo od obu wiedźm.

Demony wyczuły zapach Marianny, choć był dla nich wstrętny, to doskonale wiedziały, że tylko wiedźmy mogły użyć takich zapachów. Drusilla zauważyła to również, demony zaczęły węszyć i szukać, w którym miejscu zapach będzie najintensywniejszy.

– Marianna. Och jak pachnie z daleka. – Myślała intensywnie – Kurcze, demony ją dopadną, jak jej nie pomogę. Pajączki moje kochane szybciutko sieć mocną utkajcie, tak gęstą by zapachy olejków nie wydostały się na zewnątrz. Otulcie tą siecią Mariannę, tylko tak by mogła dobiec do tajnego pokoju. Szybko, szybko…

Marianna, gdy tylko zobaczyła zbliżające się do niej pająki, wpadła w panikę i zaczęła biec, jak opętana wzywając pomocy. W pośpiechu wykrzykiwała zaklęcia, które nie były skuteczne. Jedyne co osiągnęła, to uciekła przed pająkami, ale demony biegły za jej głosem.

Hedera na moment zesztywniała widząc, jak jej but leci wprost na Drusillę. Szybko czarami sprawia, że trzaski słychać gdzieś za nią w przeciwnym kierunku. Wie, że Drusilla sobie poradzi, nie pierwszy raz jest w opałach i zawsze dawała sobie radę. Kiedyś bała się pająków, a teraz są jej pupilami, więc demonom też się nie da. Patrzy w kierunku, gdzie wywołała zamęt i dostrzega Rozalię, która chciała jej pomóc, ale nie umiała nic wymyślić. Teraz demony idą w jej kierunku.

Wrzaski przerażonej Marianny odbijały się echem w całym hotelu. Słyszały je nawet wiedźmy powtarzające zaklęcie. Violande szepnęła do Marianny, żeby ta zatrzymała jakoś przerażoną wiedźmę.

– Wejdź w jej myśli. – potrafisz to. – Ja podtrzymam zaklęcie Imogen, sama sobie nie poradzi.

Melissanna na chwilę przestała powtarzać zaklęcie i skupiła się na odnalezieniu Marianny, gdy tylko ją zlokalizowała, zaczęła do niej szeptać.

– Nie wrzeszcz tak! Biegnij ile sił w nogach do mojej prywatnej sypialni. Tam w łazience po lewej stronie znajdziesz maść, która pomoże Ci zneutralizować zapach olejku. Ale najpierw umyj dobrze ręce. Następnie okręć się dookoła 8 razy, spójrz w lustro i wypowiedź zaklęcie "ręce, ręce nie pachnijcie więcej".

Marianna zatrzymała się na chwilę, z trudem łapiąc oddech. Rozejrzała się i czym prędzej weszła do pokoju Melissanny. Tymczasem Rozalia pokazywała na migi, żeby Drusila rzuciła butem Hedery. Nie może przecież biegać boso, a poza tym mogą tak rzucać tym butem niemal bez przerwy, żeby zmylić złe istoty. Nawet nie zauważyła, że demony już są tuż obok.

Hedera gorączkowo myślała jak pomóc Rozalii, przecież to ona przyczyniła się do tego, że demony idą w jej kierunku. Nagle przypomina sobie, że zabrała do torebki nakręcany samochodzik, który wpadł jej w ręce na bazarze w ostatnim czasie. Wystarczy nakręcić i puścić, a wtedy wszystko wypełni znana melodia. Gdy go kupiła, rozbawił ją tak bardzo, że chciała pokazać innym wiedźmom podczas corocznego spotkania. 

Wyjęła go pośpiesznie i nie zwracając uwagi na zgrzyty nakręciła na maxa, po czym puściła korytarzem. I nagle w całym pokoju rozlega się głos Zenka: przez twe oczy, twe oczy zielone, oszalałem....

Wszyscy totalnie zgłupieli. W tym czasie Hedera poczuła na twarzy wiatr i wołanie, by do niej dołączyć. Jej włosy zamieniły się w pasmo niesione silnym podmuchem i zniknęła. Zaraz za nią dołączyła Drusilla i Rozalia. Podmuch pobiegł dalej, szukając zaginionych wiedźm, które wypełniały tajną komnatę, tworząc małe tornada.


ciąg dalszy wkrótce... jeśli jesteście ciekawi, co będzie dalej - to wróćcie tu wkrótce... 

niedziela, 10 listopada 2024

Walka dobra ze złem , czyli trzeci sabat w Hotelu Marzenie

 


Dawno, dawno temu, gdy ludzie oddawali cześć żywiołom natury i słowiańskim bogom, pomiędzy światami istniały inne byty, których moc była potężniejsza niż zwykłego śmiertelnika. W wigilię Dnia Zmarłych wszelka moc ma większą siłę. Ta zła chce dotrzeć do zwykłego śmiertelnika, sącząc w jego serce zatrute nasiona nienawiści, zaś ta dobra walczy o utrzymanie równowagi na świecie.

Czas sabatu, to tchnienie chwili, w której  naprzeciw siebie staną dobro i zło

Kto tym razem zwycięży? 

środa, 30 października 2024

Jolanta Bartoś – „(Nie)zwykła córka” [recenzja patronacka]

 



Jak myślisz, czy tylko dzieci mogą czytać bajki? Czy dorośli też powinni się z nimi zapoznawać? Masz na ten temat swoje zdanie?

Sama lubię niekiedy sięgnąć po jakąś bajkę od czasu do czasu. Tym bardziej z przyjemnością objęłam patronatem „(Nie)zwykłą córkę” Jolanty Bartoś.  To druga bajka w dorobku autorki i coś mi się wydaje, że na pewno nie ostatnia.

Zanim powiem ci kilka słów o fabule, chciałabym,  abyś zerknęła na okładkę. Piękna, prawda? Kiedy na nią patrzę, widzę radosną, szczęśliwą dziewczynkę ze swoją maskotką. Taką zadowoloną, w otoczeniu przyrody. Ona sprawia, że uśmiech sam wychodzi na moją twarz. Ta dziewczynka to wnuczka autorki. Uważam, że Jolanta Bartoś miała bardzo oryginalny pomysł. Okładka to jeszcze nie wszystko, kiedy otworzysz książeczkę, znajdziesz w niej obrazki, które twoje dziecko będzie mogło pokolorować podczas wspólnego czytania lub kiedy skończycie już czytać. Ilustracje w bajeczce również są autorstwa autorki. 

Piękna okładka, ilustracje do pokolorowania, a jaka jest treść? Czy bajeczka jest wartościowa dla malucha?

Był sobie król, była sobie królowa... ale nie, nie, nie będzie sielsko... Para królewska żyła sobie szczęśliwie przez kilka lat, aż ich spokój zakłócił brak dziecka. Wyczekiwali na nie z niecierpliwością, ale los im nie sprzyjał. Dlatego wzięli sprawę w swoje ręce i zdecydowali się na adopcję. Po kilku miesiącach się im udało. Od tego momentu są taką zwykłą/niezwykłą rodziną. I pewnie myślicie, że odtąd ich życie było idealne. Owszem byli bardzo szczęśliwi, ale wydarzyło się coś strasznego... ich córeczka pewnego dnia znika. Jesteś ciekawa dlaczego? To przeczytaj.

Książeczkę przeczytałam bardzo szybko. Jest ciekawa, ciepła i terapeutyczna. Temat w niej poruszony jest bardzo trudny. Pewnie wiele rodzin zastanawia się, jaką podjąć decyzję, jeśli ich dziecko jest adoptowane. Jedni rozmawiają o tym z dzieckiem, inni ukrywają. Co jest najlepsze dla dziecka? Myślę, że prawda. 

Bajka Jolanty Bartoś może w tym bardzo pomóc. Autorka poprzez postacie zwierzęce przybliża i tłumaczy w prosty sposób trudny temat adopcji. Nie każdy może mieć dzieci, ale też nie każdy chce być rodzicem. Różne scenariusze pisze nam życie. (Nie)zwykła córka ukazuje, że rodzic adopcyjny bardzo kocha swoje dziecko, mimo że nie jest tym biologicznym. Dziecko jest całym światem, chce dla niego jak najlepiej. Pragnie być przy nim w każdej jego chwili życia. Dzięki tej bajce dzieci mają szansę zrozumieć, czym jest adopcja, dlaczego do niej w ogóle dochodzi. Książeczka jest drogowskazem, jak mądrze rozmawiać, jak przedstawić ten temat naszym pociechom.  

Polecam ci tę bajeczkę. Przeczytaj, porozmawiaj, pokoloruj. Niech ona skłoni cię do własnych refleksji.


Za możliwość przeczytania, objęcia patronatem medialnym i zrecenzowania dziękuję Autorce i Wydawnictwu



sobota, 6 lipca 2024

Jolanta Bartoś – „Legenda” [PATRONAT MEDIALNY/RECENZJA]


 

Autor: Jolanta Bartoś

Tytuł: „Legenda”

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 246



Dawno, dawno temu często słuchałam różnych legend, baśni, historii rozbudzających wyobraźnię, ale i wywołujących lęk, a nawet przerażenie. Często babcie, czy ciocie opowiadały mi o strzygach, czarownicach, upiorach, rusałkach, olbrzymach, czy innych takich postaciach... Po niektórych ciężko było zasnąć. Ty też znasz takie legendy?

Czemu o tym Ci wspominam? Bo niedawno miałam przyjemność przeczytać i objąć swym patronatem medialnym powieść Jolanty Bartoś pt. „Legenda”. Ta historia przeniosła mnie do dziecięcych lat. Masz ochotę przeczytać kilka słów na jej temat? 

Zanim jednak napiszę coś o fabule, to spójrz na okładkę powieści. Co o niej myślisz, gdy na nią patrzysz? Dla mnie jest ona genialna, idealnie pasuje do treści i oddziałuje na wyobraźnię.

W powieści poznajemy dwie siostry Rozalię i Lilianę, które jako małe dziewczynki często wsłuchiwały się w historie opowiadane przez babcię. Liliana była tą, która wierzyła w opowieści staruszki, natomiast Rozalia traktowała to z przymrużeniem oka... do czasu... Babcine legendy wróciły do niej niespodziewanie pewnego dnia. Nieoczekiwanie Liliana udała się do Waliszewa, a jej chłopak pojawił się u Rozalii po „Bestiariusz”, który ponoć był potrzebny jej siostrze. Ta dziwna sytuacja jest początkiem zdarzeń, które trudno będzie zatrzymać. Rozalia postanawia zawieźć książkę osobiście, choć zdaje sobie sprawę, że Liliana zna ją na pamięć. Wyrusza w ślad za siostrą i trafia w miejsce, gdzie nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać. Poszukiwania siostry zaprowadzą ją najpierw do zajazdu Joanny Czarnotty, a później do domu Michała Machnackiego. Rozalia przekonuje się, że świat, w którym się znalazła, jest tym z opowieści babci, gdzie dobro walczy ze złem... Prastara klątwa wychyla się z zakamarków, a przeznaczenie nie pozwoli jej odejść. Świat z prastarych słowiańskich legend jest realny, a zło czające się wokół bardziej śmiertelne i mroczne. Jak to wszystko się skończy? Czy odnajdzie siostrę? Co się dzieje w Zajeździe Czarnotta? Kim jest Michał? Jeśli jesteś ciekawa, to koniecznie sięgnij po „Legendę”. 

Bohaterowie zostali wspaniale wykreowani. Są z krwi i kości, prawdziwi do bólu. Mają określone zadania do wypełnienia. Bardzo się z nimi zżyłam i trochę mnie autorka zdenerwowała, gdy z jednym bohaterem postąpiła nie po mojej myśli. No cóż, muszę się z tym pogodzić, bo to ona stuka w klawiaturę i wymyśla dla nas treść. Chociaż jestem bardzo ciekawa, co Ty powiesz na ten temat po przeczytaniu.

„Legenda” na długo pozostanie w mej pamięci. Czytałam ją z zapartym tchem, ciężko było mi ją odłożyć, chociaż na chwilę, gdyż od razu odczuwałam niepokój o dalsze losy bohaterów. Wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach, ciekawość zżerała od środka. A co, jeśli jest jakaś równoległa rzeczywistość? Może tylko nie wiemy, jak do niej nie trafić. Na kartach powieści razem z bohaterami walczyłam ze złem i ciężką do odwrócenia klątwą. Toczyłam walkę z nieuchronnym przeznaczeniem, które spychało bohaterów w objęcia śmierci, ale też poznałam stwory, o których wolałabym zapomnieć i nie spotkać na swojej drodze. Autorka pokazała również siostrzaną miłość, rodzącą się przyjaźń, której dawałam szanse na coś wielkiego. Powiem ci, ostatnia strona i napis koniec nastąpił zbyt szybko i zostawił mały niedosyt. To nie tak miało się skończyć. Rozumiem już teraz czytelników, którzy mają ochotę „udusić autora”, za losy bohaterów i za skończenie w momencie, gdy z całego serca chcesz więcej.

Podsumowując, z całego serca polecam Ci tę powieść. Usiądź wygodnie i daj się ponieść niezwykłej legendzie, która niemal natychmiast porwie cię w macki emocji i nie wypuści do ostatniej strony.



Za możliwość przeczytania, zrecenzowania i patronowania dziękuję autorce – Jolancie Bartoś 

oraz 



sobota, 23 grudnia 2023

Przy wigilijnym stole, czyli spotkania w Hotelu Marzenie.

 



Magda weszła do swojego pokoju. Lubiła tu przesiadywać, gdy nie musiała zajmować się gośćmi w hotelu, a w okresie świąt Bożego Narodzenia było ich znacznie mniej niż zazwyczaj. Wiedziała, że goście lubią tu przyjeżdżać ze względu na klimat, jaki zapewniała. To nie był zwykły hotel, jakich wiele w mieście. Każdy pokój to mały apartament, w którym goście czuli się jak w domu. 

Jej stary fotel, stojący obok kominka, pamiętał czasy przedwojenne, ale za nic nie oddałaby pamiątki po babci, o którą dbała przez wszystkie lata. Fotel, nie był już tak wygodny, jak kiedyś. Czuła, że któraś sprężyna jest zbyt mocno wysiedziana, a inna lekko się przechyliła na bok, uciskając boleśnie w pośladek. Tak czy inaczej, fotel wymagał renowacji jak najszybciej.

Rzuciła na siedzisko miękką poduszkę, bo zamierzała przeczytać kilka listów, które czekały na nią już od paru dni. Podeszła do kredensu i wyjęła kilka ciasteczek korzennych. Do pachnącej aromatycznej gorącej czekolady pasowały idealnie. I wreszcie mogła poczuć Magię zbliżających się Świąt.

Dorzuciła jeszcze do kominka kilka polan, żeby ogień nie przygasł, a jej będzie przyjemnie w cieple przeczytać listy. Nie wiadomo skąd pojawił się kot Maniek, który zdążył już wyciągnąć się na fotelu swoim przeciągłym „miauuuu” oświadczył, że to jego miejsce i nie zamierza się cofnąć. Ale Magda natychmiast się go pozbyła, rzucając mu piłeczkę z kocimiętką, której zapach zniewalał każdego kota.

Sięgnęła po pierwszą kopertę. Była urocza, ozdobiona bombkami, więc spojrzała jeszcze na nadawcę. Anna Krasnodębska. Uśmiechnęła się, widząc nadawcę. Uwielbiała czytać recenzje książek, które Ania zamieszczała na swoim blogu „Zaczytana rolniczka”.


Droga Magdaleno,

Piszę do Ciebie ten list, ponieważ muszę Ci coś opowiedzieć. Podzielić się z Tobą historią, która przydarzyła mi się w święta.

W ubiegłym roku rozpoczęłam dość wcześnie przygotowania do obchodów Bożego Narodzenia. Już od tygodnia wszystko planowałam. Robiłam zakupy, odbierałam koncepcje każdego stroiku, ubioru choinki oraz dekoracji stołu wigilijnego. Czułam wewnętrzną potrzebę, by tym razem wartość tego magicznego czasu podkreślić jeszcze bardziej.

Zgodnie z tradycją więc, w dzień Wigilii zniosłam ze strychu wszystkie bombki i łańcuchy, jakie posiadam. Nucąc cicho kolędy, ubrałam najpiękniej, jak potrafiłam to żywe, pachnące lasem zielone drzewko w srebrno-białe ozdoby. Rozciągnęłam po całości kolorowe lampki, by mogły wieczorem cieszyć oczy. Powiesiłam również na niej plastry pomarańczy z goździkami i w całym salonie roztaczał się ich piękny zapach.

Zaraz potem zabrałam się do szykowania kolacji. Oczywiście miało pojawić się na niej dwanaście potraw. Dzieci zgodnie obiecały, że przygotowują część i przyniosą ze sobą. Ja za to własnoręczne tradycyjne pierogi z kapustą i grzybami oraz uszka lepiłam z taką zaciętością, że mało brakowało, a przypaliłabym świąteczny bigos.

Wiesz Magdaleno, że jestem bardzo skrupulatną osobą i bardzo cenię sobie nasze polskie zwyczaje. Dlatego nawet po sianko udałam się do pobliskiego gospodarza. Chciałam, by każdy z domowników po wieczerzy sięgnął pod biały obrus i wyciągnął spod niego jedno źdźbło, Zawsze jest przy tym mnóstwo śmiechu. Komu trafi się to ładne i będzie wiodło się cały rok, a komu to skromne.

Nakrywanie do stołu tak mnie pochłonęło, że zostało mi mało czasu na ogarnięcie siebie samej. W pośpiechu więc powiesiłam jeszcze gałązkę jemioły nad zastawionym stołem, by przyniosła nam szczęście i pobiegłam się odświeżyć. W ostatniej chwili zdążyłam jeszcze ustawić prezenty pod choinką, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

Równocześnie jak na zawołanie zjechały się moje dzieci ze swoimi rodzinami. Brakowało tylko Kasi, ale ona już kilka lat mieszka w Londynie i przyzwyczaiłam się do samych życzeń, które mi co roku przysyła.

Kiedy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, wszyscy razem zasiedliśmy do stołu. Syn włączył naszą ulubioną kolędę i z głośników cichutko popłynęło „Cicha noc”. Odmówiliśmy wspólnie modlitwę i podzieliliśmy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Podczas kolacji wigilijnej z utęsknieniem  coraz spoglądałam na dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, myślami kierując się ku Kasi. Życzyłam jej wszystkiego najlepszego oraz szybkiego powrotu do domu, by nie musiała już więcej świąt spędzać samotnie i gdzieś daleko. Po wieczerzy przenieśliśmy się bliżej choinki.

Wnuki z niecierpliwością wpatrywały się w rozświetloną kolorowym blaskiem, wysoką pod sam sufit choinkę. Radość rozpakowywania prezentów przerwał nam niespodziewany dzwonek do drzwi. Zaskoczona podeszłam i otworzyłam je z impetem, ciekawa, któż to może być o tej porze. Może ktoś potrzebował pomocy.

Moim oczom ukazała się postać w głębokim kapturze, z walizką przy nodze, stojąca tyłem do mnie. Na moje „Dobry wieczór” tajemniczy gość odwrócił się i zdjął kaptur. Nie uwierzysz Madziu, jaka była moja radość i jednocześnie zaskoczenie, gdy zobaczyłam, że przede mną stoi moja Kasia!

Nikt nie powie mi więc, że marzenia się nie spełniają, a Wigilia to nie jest noc cudów. Narodził się Pan Jezus i narodziła się we mnie nadzieja, że już zawsze będziemy razem.

Z ogromną radością, Magdo, pragnę złożyć Ci życzenia świąteczne jeszcze raz oraz życzyć Ci wszystkiego najlepszego na ten nadchodzący 2024 rok. By nowo narodzone Dziecię błogosławiło Ci każdego dnia, a nowy rok przyniósł jak najwięcej łask bożych.

Dużo zdrowia kochana. Z całego serca życzę Ci też, by to na co czekasz i czego bardzo chcesz, spełniło się.

Ściskam

Anna”




Magda wytarła łezkę, która pojawiła się w oku. Z całą pewnością czuła tę radość, kiedy Anna zobaczyła w drzwiach swoją córkę. Nie wyobrażała sobie, że w czasie Wigilii mogłoby kogoś zabraknąć przy stole. To taki czas, kiedy rodzina powinna być razem.

Przegryzła ciasteczko, które miało być osłodą, po tak wzruszających wspomnieniach Ani i sięgnęła po kolejny list.

Tym razem koperta była zielona z porozrzucanymi gwiazdkami. To Grażyna Wróbel, blogerka „Czytaninki” wybrała taką oryginalną oprawę do swojego listu. Magda rozerwała kopertę i szybko zanurzyła się w jego lekturę.

„Kochana Przyjaciółko,

Zbliżamy się do grudnia, a więc trzeba będzie rozpocząć przygotowania do Świąt. W tym roku pierwszy raz postanowiliśmy z mężem spędzić Święta w swoim domu. Nasz powrót do domu wiąże się z ogromem pracy, gdyż czeka mnie umycie wielu okien, wysprzątanie całego domu. Czeka nas również kupno choinki. Nie będzie ona żywa, ale sztuczna. Marzy mi się piękna, zielona, a przede wszystkim gęsta choinka. Choinka, która nie będzie miała na sobie tony światełek i bombek o różnych kolorach. Zdecydowanie postawiłabym na jeden, maksymalnie dwa kolory, być może byłby to kolor niebieski i srebrny. Jeszcze pomyślę. Mamy też dużego renifera, którego też będzie trzeba gdzieś ulokować. Oprócz tego pojawią się inne ozdoby świąteczne, w tym z całą pewnością skrzaty. Dwa ładne udało mi się zakupić w tym roku we Francji, więc z całą pewnością znajdą swoje miejsce i dołączą do pozostałych.

Jeśli chodzi o przygotowanie potraw świątecznych, to z całą pewnością znajdzie się ich dwanaście, jak nakazuje tradycja. Podstawa u nas jest zupa rybna (dla mnie), barszcz czerwony (dla męża), sałatka jarzynowa, kapusta z grzybami (wcześniej własnoręcznie zebranymi w lesie), karp (dla męża, ja nie lubię), dorsz, kapuśniaczki (pierożki w cieście z kapustą i grzybami), z całą pewnością jakieś śledzie. Również pojawiają się ciasta, tradycyjnie sernik, który uwielbiam, na inne nie mam jeszcze pomysłu, ale coś się wymyśli. Jako że ja nie przepadam za gotowanie, większość potraw wykona mąż, ja oczywiście pomogę, przy czym będę mogła. Sałatkę jarzynową oraz ciasta wezmę na siebie.

Najgorsze zadanie dla mnie związane ze Świętami Bożego Narodzenia to kupno prezentów. Nigdy nie wiem, co można komuś kupić (nawet jeśli chodzi o drobnostki), aby był zadowolony. Najtrudniej kupuje się dzieciakom, które każdego roku są coraz większe i zmieniają się im zainteresowania. Zdecydowanie łatwiej kupić coś żeńskiej części, aniżeli męskiej. Jeśli mowa już o prezentach, to muszę również wspomnieć, że mąż kompletnie mi w tym kupowaniu nie pomaga, więc to zawsze leży na mojej głowie.

Myślę, że poniekąd magia świąt gdzieś po trochu zaginęła, a to chyba z tego powodu, że obecnie nasze Boże Narodzenie rzadko kiedy jest białe. Śnieg w święta powinien być i chociaż nie lubię zimy, to jednak ta biel w ten czas sprawia, że człowiek inaczej patrzy na ten okres. Z okna domów wówczas są piękne widoki, a śnieg utrzymujący się z lekkim mrozem na gałęziach drzew potrafi robić naprawdę piękny krajobraz.

Mam nadzieję, że Święta w tym roku będą i dla Ciebie cudownym czasem, że los zechce obdarzyć nas w ten czas piękną puchatą bielą i cudowną atmosferą pozbawiona wszelkich nieporozumień.

Ściskam mocno, życząc Ci zdrowych i spokojnych Świąt.

Grażyna”




- No tak... – Westchnęła Magda. – u nas też jest bez śniegu. – Zerknęła jeszcze raz w okno, ale doskonale wiedziała, że wciąż utrzymują się dodatnie temperatury, co wykluczało białe święta. Nie to, co czasy, gdy sama była dzieckiem, a wyprawa na Pasterkę była nie lada wyczynem przy ówczesnych mrozach i ilości śniegu, jaki zasypał Polskę. I jakoś nikt wtedy nie narzekał, że drogowcy zaspali. Zwyczajnie, mało kto posiadał samochód, wobec czego prawie zawsze i wszędzie chodziło się pieszo, a wszystkie zakupy mama taszczyła do domu w rękach.

- Jak my wtedy żyliśmy? – zastanawiała się przez chwilę.

Maniek zamruczał obok jej nogi, ocierając się i domagając się uwagi, ale na jego panią czekało jeszcze kilka listów, więc tylko odruchowo pogłaskała kota i sięgnęła po kolejną kopertę, z piękną kolorową choinką obok adresata.

W tym pięknym opakowaniu był list od Danieli „Książka i góry”

„Witaj Madziu.

Chciałam Ci dzisiaj opowiedzieć o niezwykłym czasie, jaki teraz właśnie przeżywamy, jest to czas Adwentu, jak wiesz wesołe oczekiwanie na narodzenie Jezuska. Dzieci już nie mogą się doczekać Wigilii, wiadomo kolacja, wypatrywanie pierwszej gwiazdki i szukanie prezentów pod choinką. Po kolacji, którą tym razem zjemy u siebie w domu, pojedziemy w odwiedziny do Dziadka, podzielimy się opłatkiem z Nim i moimi Braćmi. Pośpiewamy kolędy, dzieci będą bawić się z pieskiem Kajtusiem, mały kundelek, a tyle radości. Następnie wrócimy do domu, bo wiadomo, skoro święta to musi być Kevin, to już chyba taka tradycja. Będzie film, kompot, serniczek i wspólne wyjście na Pasterkę. Zapędziłam się i już opisałam Ci całą wigilię, a zapomniałam wspomnieć, co nas czeka w grudniu.

Dziś jest Mikołaj, dzieci były w szkole i przedszkolu, otrzymały prezenty. Było bardzo wesoło i radośnie. Poranek w domu też był wesoły, wstali już o 6 rano, choć na co dzień ciężko im o 7 wstać. Szukali, co im Mikołaj zostawił. Pierwsza córcia znalazła swój prezent, ale było radości! Syn też odnalazł niespodziankę. Serce się raduje na te szczęśliwe buźki dzieci. W sobotę planujemy piec pierniczki. Emilia zapowiedziała, że muszą być co najmniej cztery blachy, żeby starczyło do przedszkola, na choinkę, no i dla Ciebie Madziu też. Tradycyjnie zostawimy paczuszkę z pierniczkami. Pamiętasz o naszych planach na wyjazd do Krakowa? Dzieci i ja nie możemy się doczekać Jarmarku Bożonarodzeniowego i czasu, który spędzimy razem.

Pozdrawiam Cię cieplutko i do szybkiego zobaczenia w Krakowie.

Daniela”

Oj, jak bardzo stęskniła się za łobuziakami  Danieli, chociaż doskonale pamiętała, że za każdym razem, jak gościła przyjaciółkę w hotelu, musiała im dawać najodleglejsze pokoje lub wręcz izolować od innych gości. Dzieci to był wulkan energii, które zagadywały każdego gościa, nieważne, czy go znały, czy nie. Po prostu śmiech i psoty były na porządku dziennym. I nie wydawało się, że kiedykolwiek z tego wyrosną.

Magda sięgnęła po kolejny list, który czekał jeszcze nieotwarty. Tym razem koperta była tradycyjnie biała, ale świąteczne znaczki przyciągnęły wzrok adresatki. Pamiętała, że kiedyś wujek namiętnie zbierał przeróżne, a klasery z najróżniejszą zawartością dumnie prezentował gościom, chwaląc się przy tym unikatowymi, które udało mu się zdobyć z korespondencji zagranicznej. Było to o tyle trudne, że w czasach jego młodości, rzadko kto dostawał list z zagranicy.

Tym razem blogerka „Wierszowanych recenzji” Dominika Kus była autorką tego listu.

„Droga Magdo!

Co u Ciebie słychać? Jak w tym roku spędzasz Święta Bożego Narodzenia? Ja nie mogę się ich doczekać. To taki magiczny czas, pełen miłości i rodzinnego ciepła. Raduje się moje serce, kiedy co roku widzę, jak dzieci czekają na Świętego Mikołaj. Przypomina mi się wtedy moje dzieciństwo, kiedy leżałyśmy z siostrą w łóżku i nasłuchiwałyśmy jego kroków, szmeru dzwoneczków, szumu papieru, czegokolwiek, co zdradzi, że to On. Nigdy nie udało nam się go nakryć, zawsze zasypiałyśmy, hahaha. To takie cudowne, kiedy, po latach, córeczka pyta „Mamo, przygotujemy mleczko i ciasteczka dla Mikołaja?”

Co roku pieczemy pierniczki, pakujemy w folię i przyozdabiamy wstążeczką. Zabieramy je na Wigilię, by obdarować nimi rodzinę. Radość z dekorowania i pieczenia to wyjątkowy czas spędzony z dziećmi. Nie wiem, czy bardziej cieszę się ja, czy one. A w Wigilię, przy kolędach i świątecznych piosenkach, ubieramy choinkę, nucąc nasze ukochane „Last Christmas”. Tę magię czuć od rana. To taki wyjątkowy dzień w roku.

Wieczorem czekamy na pierwszą gwiazdkę i barszcz z uszkami, który smakuje wyjątkowo tylko w Święta. Oprócz barszczu uwielbiam kluski z makiem oraz pierogi z kapustą i grzybami. I makowiec. Tak, makowiec musi być! Nie ma Świąt bez drożdżowego makowca.

Mamy jeszcze taką coroczną tradycję (poza pieczeniem pierniczków i ubieraniem w Wigilię choinki). Zawsze przed świętami odwiedzamy wieczorem Jarmark Bożonarodzeniowy. Ten klimat nastraja: świecą gwiazdy na niebie, w drewnianych budkach, oprószonych śniegiem można poczuć zapach świeżego kołacza, wiejskiej kiełbaski, orzechów w karmelu, pooglądać aniołki, kupić bajkowe ozdoby, skosztować grzanego wina w specjalnie przygotowanym na tę okazję buciku. Kochana, czy wiesz, że co roku bucik ma inny kolor, bo wiele osób je kolekcjonuje? A ja z Natalką uwielbiamy odwiedzać Galerię św. Mikołaja. To taki kolorowy labirynt z mnóstwem zabawy. Jak przyjedziesz na Sylwestra, to zabierzemy Cię tam. Zobaczysz, jak będzie cudownie.

Życzę Ci Zdrowych, Wesołych i Spokojnych i Magicznych Świąt. Do zobaczenia.

Pozdrawiam serdecznie.

Dominika”.

Magda sięgnęła po kota, który już bardzo natarczywie domagał się pieszczot. Posadziła go na kolana i pogłaskała, podając jednocześnie na dłoni kawałeczek ciastka korzennego. Ale kociak tylko powąchał i skrzywił się.

- A co myślałeś, że co ja tu mam? Tylko ciasta i listy pełne pachnących wigilijnych potraw.

Potarmosiła zwierzaka po czuprynce, ale ten niezadowolony zeskoczył na podłogę i z dumnie wyprostowanym ogonem odszedł majestatycznym krokiem okazując swoje niezadowolenie.

- No trudno – westchnęła Magda. – Teraz muszę odpisać i życzyć moim koleżankom nie tylko zdrowych, ale najszczęśliwszych świąt. Mam nadzieję, że spełnią się wszystkie ich marzenia i plany.



KONIEC               





W projekcie udział wzięli:

Anna Krasnodębska – „Zaczytana Rolniczka”

Grażyna Wróbel – Czytaninka

Daniela Książka i Góry

Dominika Kus – Wierszowane recenzje

Opracowanie tekstu: Jolanta Bartoś




poniedziałek, 18 grudnia 2023

Przy wigilijnym stole, czyli spotkania w hotelu Marzenie [ZAPOWIEDŹ]



Gdy zbliża się czas świąt, wielkiego sprzątania, szalonych zakupów, planowania wigilijnych potraw i wspomnień minionych świąt, znajdź czas na chwilę gorącej czekolady i ciasteczka korzenne, aby przeczytać kilka listów – wspomnień o Bożym Narodzeniu.


Zapraszam Was, jak co roku do odwiedzenia w okresie przedświątecznym Hotelu Marzenie – już 23.12.2023 r. nowa opowieść.