środa, 1 lutego 2017
Zuzanna Arczyńska – "Jak spadek"
czwartek, 11 listopada 2021
„Ploteczki u cioteczki”
Kochani zapraszam Was na kolejne „Ploteczki u cioteczki”. Dziś moim gościem jest Zuzanna Arczyńska. Autorka powieści: „Jak spadek” „Odzyskane dzieciństwo”; „Dziewczyna bez makijażu”, „Niania lekkich obyczajów”. Już wkrótce, bo 26 listopada będzie premiera kolejnej książki pt. „Mimozowe pole”. Przy tej okazji zachęcam Was do zakupu i przeczytania. Jak znam twórczość Zuzy, warto sięgnąć po nią w ciemno.
Tymczasem zapraszam Was na kawę i ploteczki, które Autorka zachciała mi zdradzić.
1. Największa wpadka kulinarna?
Moja pierwsza pomidorowa z ryżem, byłam jeszcze nastolatką, dosypywałam tego ryżu i dosypywałam, a zupa wciąż była za mało gęsta. A potem nagle oszalała! Efekt był taki, że była za gęsta nawet do jedzenia widelcem, bo ryż wypił całą zupę, a mimo tego był twardy. Mam też perełkę sprzed kilku lat. Na stronie Świeżo napisane Jagna Rolska i Izabela Frączyk wrzucały fajne i szybkie przepisy. Bardzo chciałam zrobić róże z ciasta francuskiego z jabłkami, takie najprostsze i szybkie do przygotowania. Niestety, nie miałam blachy do muffinek, więc założyłam, że chodzi tylko o oddzielenie od siebie kolejnych porcji i zrobiłam sobie kratkę z kartonu. Weszło w nią sporo sztuk, tak, powiedzmy trzy na cztery. Włożyłam kartonową kratkę z ciastem do piekarnika i jakież było moje zdziwienie, że mój cudowny wynalazek zaczął w piekarniku płonąć. Kratka zjarała się dokumentnie, ciasto się rozlało i było do wyrzucenia, a jedyne ślady tej zbrodni ma gdzieś skitrane Jagna w czeluściach Messengera, bo od razu pochwaliłam się, jak mi nie wyszło.
2. Jaki deser lubisz i dlaczego?
Najbardziej lubię desery, których przygotowanie nie wymaga czasu. Może być domowe Kinder country. Mogą być lody z owocami. Proste rzeczy dają dużo radości, a nie kradną czasu.
3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?
W drugiej klasie chciałam być zakonnicą, bo one miały ładne zdjęcia z kolorowymi dziećmi w takich ładnych ciuchach, jakich u nas nie było. To moja wersja, ale w rodzinie mówi się, że zawsze chciałam być kierowniczką. Nie ważne czego.
4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo że masz tego wiele)
Tak, rzeczy do domu. Półki, pierdółki, świeczki. I książki. Czuję stały niedosyt.
5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?
Chyba tylko poranną kawę. Chociaż był czas, gdy codziennie rano malowałam rzęsy, chyba muszę do tego wrócić.
6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?
Tam, gdzie jest bardzo ciepło, woda do chłodzenia się i rajska plaża.
7. Co Cię najbardziej denerwuje?
Głupota, partia rządząca, fundamentaliści katoliccy, wpływ kościoła na życie ludzi, którzy nie chcą mieć z nim niczego wspólnego, nepotyzm, złodziejstwo i rozdawnictwo. A przede wszystkim nienawidzę ludzi, którzy mają czelność mówić innym, jak mają żyć, jakie podejmować decyzje w imię ideałów, które sami udają, że wyznają. To dla mnie ohyda.
8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?
Serio? Sprawdziłabym, jak smakuje męski orgazm, tak z ciekawości 😊
Zuza dziękuję za poświęcony czas i naszą rozmowę. Też uwielbiam kupować pierdółki do domu. Właśnie wzbogaciłam się o kolejne dwie świeczki zapachowe :) No, ale jak nie kupić, jak przyzywają zapachem i wyglądem.
środa, 28 kwietnia 2021
Wywiad z Zuzanną Arczyńską
poniedziałek, 16 kwietnia 2018
Zuzanna Arczyńska – "Odzyskane dzieciństwo" [ZAPOWIEDŹ]
sobota, 17 czerwca 2023
Czytelnicze perełki
Witajcie kochani!
Cieszę się bardzo, że dzielicie się ze mną swoimi opiniami o przeczytanej książce. Zachęcam nadal do ich podsyłania. Przypominam, że co kwartał będę wybierać najlepszą opinię, będzie też za to nagroda niespodzianka.
Wierzę, że zgłosi się jeszcze więcej osób :)
Dzisiaj poznacie opinię Marzeny Czapskiej i Jolanty Bartoś. Jaką książkę polecają? Zaraz się przekonacie. Wystarczy czytać dalej.
Marzena Czapska poleca:
nie będzie miał siły do walki”.
„Marzenko,
Nie trać wiary!
Nie trać siły!
Nie trać nadziei!”
Słowa te, to dedykacja, którą specjalnie dla mnie napisała p. Mira Białkowska na pierwszej stronie swojej książki „Odmrożona nadzieja”, wydanej przez Wydawnictwo Literackie białe Pióro, którą to książkę mi podarowała.
Nie znałam Autorki, nie miałam pojęcia, o czym będzie książka, ale już kilka pierwszych stron przeniosło mnie w przeszłość... Za kilka tygodni minie 5 lat od chwili, kiedy otrzymałam na papierze diagnozę – złośliwy rak piersi.
Bohaterka książki – Cecylia opowiada swoją historię w chwili, kiedy zbliża się do „magicznej” bariery, minęło 9 lat od kiedy zachorowała...
Rak to już choroba cywilizacyjna, wciąż i wciąż słyszymy, że zachorował brat, sąsiad, siostra, mama, koleżanka, przyjaciółka, znany aktor, artysta estrady, znajomy... I ile osób, tyle reakcji na wiadomość, tyle sposobów radzenia sobie z nią...
Czy rak to naprawdę wyrok? Niestety wciąż jeszcze często tak. Jedno wiem na pewno. Wielką rolę w procesie walki z chorobą spełnia nasze własne nastawienie. Wiem, że bez względu na wszystko musimy zaufać w mądrość lekarzy i uwierzyć w Boży Plan, zebrać wszystkie siły, otoczyć się życzliwymi ludźmi, przykleić uśmiech na twarz i stawać do walki. Jak ważną jest świadomość, że są obok nas ludzie, którzy wspierają obecnością, rozmową, modlitwą, pomocą – przekonałam się osobiście. To była chyba największa motywacja. Jeśli jest obok ktoś, kto gładzi Twoją łysą głowę, kto zmienia opatrunki na pooperacyjnych ranach, to uwierzcie, bardzo, bardzo pomaga.
Niestety Cecylia w tym najtrudniejszym czasie zostaje sama, bo mąż „nie poradził sobie z sytuacją”. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co kobieta czuje się w takiej chwili...
Co łączy mnie z Cecylią? Obydwie nie znosiłyśmy słów „będzie dobrze”... Na mnie te słowa wciąż działają, jak przysłowiowa płachta na byka. Jednak przykro mi było, kiedy czytałam, że Cecylia absolutnie nie chciała rozmawiać o swojej chorobie. A to bardzo ważne, żeby nie trzymać w sobie emocji, myśli. Ja mówiłam o tym każdemu, kto chciał słuchać, mówiłam Bliskim, mówiłam znajomym. To był swoisty etap terapii.
Kochałam moją łysą głowę, bo wiedziałam, ze ktoś jeszcze ją kochał, kocham swoje blizny, bo nikt nigdy nie dał mi odczuć, że one mnie szpecą. Cecylia uważała, że nie ma prawa być szczęśliwa, bo nie może obarczać drugiej osoby swoją chorobą. Dużo czasu jej zajęło, żeby zrozumieć, że nie tylko ma prawo, ale wobec siebie ma obowiązek być szczęśliwą.
Każdy z nas, zdrowy czy chory, młody czy starszy, piękny czy trochę mniej – ma prawo być szczęśliwym.
I nawet jeśli choroba kiedyś wróci, ja Miro nie stracę wiary ani wiary... Może jedynie sił będzie troszkę mniej.
Przeczytajcie tę piękną książkę! Nie pozwólcie, żeby zamarzła nadzieja – Wasza, czy kogoś obok Was.
Jolanta Bartoś poleca:
„Mówią, że kiedy życie daje ci cytryny, ty zrób z nich lemoniadę. Wyciśnij i wykorzystaj do cna to, co dobre”.
Jak wiecie, zawsze szczerze polecam każdą powieść Kasi Janus. Niestety tym razem przez pierwsze sześćdziesiąt stron „Błękitny dom nad jeziorem” wymęczył mnie okrutnie, bo nic się nie działo. Antonina Zielińska, bibliotekarka z Leszna, dostaje spadek po ciotce – domek na Mazurach i decyduje się na daleką podróż do małej wioski niedaleko Mrągowa. I już. To całe streszczenie tego, przez co nie mogłam przebrnąć.
I muszę powiedzieć, że gdybym nie znała Kasi i jej powieści, ta książka wylądowałaby na półce. Ale potem następuje burza z piorunami, taka złowieszcza, która niesie zniszczenie. I tu następuje przełom. Dalej karty zmieniają się same w zastraszającym tempie. Nie wiem kiedy z grubej ponad czterysta stronicowej powieści nastąpiło słowo koniec. Błękitny dom na Mazurach staje się przystanią dla trzech kobiet, których losy ze sobą splotło życie.
Tu nie tylko mamy fajną powieść obyczajową z miłością życia, ale mały wątek kryminalny (szkoda, że tak krótki) i skrywaną tajemnicę rodzinną.
Nie chcę opowiadać o wszystkim, co działo się w tej powieści, bo książki Kasi są budowane na emocjach, które trzeba odkryć, przeżyć, zrozumieć i wybaczyć. I ta powieść właśnie taka jest. Chwilami pełna łez, bólu i beznadziejności, a nieco dalej tryskająca szczęściem i tęsknotą...
Nie będę już wspominała o przydługim początku, bo reszta książki zrekompensowała mi te męki.
Oczywiście, że polecam, jak każdą książkę Kasi.
Marzenko, Jolu dziękuję jeszcze raz za wasze opinie.