czwartek, 30 grudnia 2021

„Ploteczki u cioteczki"

 


Jak w każdy czwartek, czas na nasze „Ploteczki u cioteczki”. Moim dzisiejszym gościem jest Katarzyna Janus. Mieszkanka Leszna, z zawodu lekarz, z zamiłowania turystka podróżująca do miejsc, do których może dojechać samochodem, z pasji autorka powieści obyczajowych, uwielbiająca swoją rozgadaną i hałaśliwą rodzinę oraz święty spokój w zaciszu domowym i swoim ogrodzie, którego roślinność zdaje się nie przestawać rosnąć.




1. Największa wpadka kulinarna?

Posłodzony żurek (cukier zamiast soli)

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Każdy, niestety. A najbardziej sernik z brzoskwiniami. Po prostu pyszny jest.

3.Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

Lekarką. Mój tata był lekarzem i bardzo mi się podobał w lekarskim mundurku. Też taki chciałam mieć.

4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo że masz tego wiele)

Filiżanki. Najlepiej w kwiatki.

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?

Kawa z ekspresu w dużym kubku ze sporą ilością mleka zaraz po przebudzeniu i po powrocie z pracy. Właściwie to nie kawa, a mleko kawowe.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

Do Toskanii.

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Ciemnota ludzka. I jeszcze zawiść, brak tolerancji.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?

Popatrzyłabym, co mam w spodniach 😉



Pani Kasiu dziękuję za poświęcony czas i naszą rozmowę. 



piątek, 24 grudnia 2021

„Wigilijne opowieści”

 


Rozdział III

Duch Przyszłych Świąt

część 2


- Ja za rok będę sławna, bogata i... Może nie młoda, ale mam nadzieję, że uda mi się nie przytyć po tym spotkaniu. – Ela z utęsknieniem patrzyła na stół i koleżanki, które polecały sobie nawzajem kolejne pyszności.

- Jak to zrobisz Elu, masz taki przepis na sukces? – dopytywała się Jola.

- Oczywiście. Posłuchajcie. „Jak zwykle na te święta czekam z niecierpliwością. Uwielbiam ten magiczny czas, kiedy to wszystko się może zdarzyć, ulice rozświetla blask nadziei a wokół słychać szepty Aniołów. A te nadchodzące 2022, zapowiadają się  nieco inaczej niż zwykle, a to wszystko przez „55”. Ta powieść, która ukaże się na początku grudnia 2022 i od razu stanie się bestsellerem. Bo kto by przypuszczał, że opowieść o trochę szalonej  piećdziesięciopięciolatce, jej noworocznym postanowieniu i perypetiach, jakie stały się jej udziałem, tak szybko podbije serca czytelniczek i czytelników. No i wtedy się zacznie! Nie będzie pieczenia pierniczków, strojenia choinki, czy sprzątania całego domu. Za to wywiady, nagrania, rozmowy… Wszyscy nagle zapragną gościć mnie w studiu. Na szczęście na Wigilię pójdę do córki, więc nie będę się martwić o zakupy. Nie pozbawiłam się jednak przyjemności ubierania choinki i choć późno, ale stanie w moim pokoju. Zdecydowanie będę odmawiać wizyty w porannym programie jednej z telewizji, który miał być emitowany w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, jednak zawrotna suma honorarium sprawi, że w drugi dzień świąt już nie zrezygnuję z wyjazdu do Warszawy. Poznam tam też pewnego producenta, który zapali się do pomysłu przeniesienia przygód mojej bohaterki, na duży ekran.

Tak, to będzie zupełnie zwariowane Boże Narodzenie. Na szczęście świąteczny wieczór spędzę już z moją ukochaną rodziną, będziemy śpiewać kolędy i cieszyć się swoją obecnością. Sława poczeka za drzwiami”. Ale tylko chwileczkę.

- No.... I jak tu przebić Elę? – Zastanawiała się Agnieszka – Sława, pieniądze, wielbiciele… A ja mam takie skromne marzenia.

- Opowiadaj. – Zachęcała Magda.

- „Siedzę wpatrzona w okno w moim nowym domu na brzegu morza. – zaczęła Agnieszka Kazała rozmarzonym głosem – W świetle zachodzącego słońca widzę morskie fale rozbijające się o brzeg. Obserwuję blade refleksy kładące się na falach i słyszę pokrzykiwania szykujących się do snu mew.

W kącie pokoju stoi strojna choinka i mruga wesoło kolorowymi światełkami. W kominku trzeszczą płonące drewienka, a w pokoju unosi się aromat świeżo upieczonego ciasta. Przykryty białym obrusem stół czeka, aż zasiądą przy nim goście. Pod żyrandolem powiesiliśmy olbrzymią gałąź jemioły – na szczęście.

Jest spokojnie, jest pięknie.

Mąż wraca z ganku, odkłada lustrzankę, zapala świece.

- Zaraz będę – mówi.

Nagle drzwi otwierają się i wpada wesoła gromadka.

- No to jesteśmy – oznajmiają rozradowani przyjezdni w różnym wieku. – Myśleliście, że przegapimy pierwsze święta w waszym nowym domu?

Dom wypełnia się wesołym gwarem i krzątaniną. Stół ugina się od potraw, bo każdy przywiózł coś ze sobą.

Jest radośnie, jest pięknie.

Po wieczerzy pośpiewamy kolędy, a rano wypijemy kawę, spoglądając na piękny widok za oknem, na morze…

Och… rozmarzyłam się… niestety, nie będzie nowego domu z tarasem nad morzem. Trzeba cieszyć się tym, co jest ;) Najważniejsze, by i dziś i za rok było zdrowie, to wiemy w stu procentach. I… żebyśmy byli razem.

- I to jest święta racja! – zgodzili się wszyscy.

- Madziu, a ty, o czym marzysz? – zapytała Jola.

- O tym, że być może kiedyś będę miała taki piękny hotel lub pensjonat i będę mogła was zaprosić, zorganizować spotkania autorskie, ugościć, przytulić i wszystkim życzyć spełnienia marzeń.


Koniec.








czwartek, 23 grudnia 2021

„Wigilijne opowieści”


 

Rozdział III

Duch Przyszłych Świąt

Część 1



- Czeka nas jeszcze jedna niespodzianka? – Zapytała Jola, widząc zadowoloną minę, po tym, jak kelner ponownie szepnął coś gospodyni do ucha.

- Oczywiście. – Magda była zadowolona z obecności swoich gości – Najlepsze zostawiłam na koniec. Marzenia.

- Marzeniem jest ten pyszny kawałek ciasta. – Ela Sidorowicz sięgnęła po kolejny kawałek ciasta, który tak jej zasmakował.

- Ale ja mówię o tych wielkich marzeniach, tych, które spełniają się czasami w wigilię. – Magda podeszła do drzwi, za którymi już czekali jej nowi goście. – Agnieszka Kazała, Elżbieta Stępień i Justyna Leśniewicz. – oświadczyła, przedstawiając gości, – Siadajcie kochane, czym chata bogata... I opowiadajcie o swoich marzeniach.

- O wszystkich? – zdziwiła się Agnieszka – A masz tyle czasu? Bo wiesz, ja gaduła jestem, to mogę mówić i mówić...

- A ja jestem na diecie – Westchnęła ciężko Ela Stępień, patrząc na stół uginający się od smakołyków.

- Wszystkie dziś jesteśmy na diecie – podsumowała Celina – Wysokokalorycznej. Magda wspaniale wszystko zorganizowała. A te fotele są takie, że jak już człowiek usiądzie, to nie wstanie.

- Ja zacznę, bo jestem głodna, a z pełną buzią mówić nie będę – Justyna zgłosiła się jako pierwsza. – „Jak wyobrażam sobie święta w przyszłym roku, bądź za kilka lat? Hmm chyba nic bym w nich nie zmieniała, mam wszystko to, co można chcieć na święta od losu. Mam cudowną rodzinę – bliskich, z którymi chciałabym już zawsze świętować. Nie wyobrażam sobie wigilii bez porannej nerwówki, krzątaniny i przygotowywania wieczornych potraw. Zawsze w tym czasie wraz z córkami siedzimy w kuchni. Z roku na rok pomagają mi coraz bardziej, same przygotowują niektóre potrawy, starsza córka robi rewelacyjne sałatki, więc i tym razem z pewnością czymś nas zaskoczy. Na ostatnią chwilę poprawiamy ozdoby na choince, które zostały zrzucone przez czworonożnego przyjaciela, wkładającego pyszczek zazwyczaj tam, gdzie nie trzeba. W tle gra muzyka świąteczna, zapewne będzie to White Christmas w wykonaniu Michaela Buble, oraz inne utwory śpiewane przez tego artystę. Im bliżej wieczora tym repertuar stopniowo będzie się zmieniał na tradycyjne polskie kolędy. W końcu nadejdzie czas wieczerzy, tradycyjne łamanie się opłatkiem i wzruszenie wzbierające we mnie zazwyczaj w takich chwilach. Radość dzieci na widok prezentów, w powietrzu unoszący się zapach wigilijnych potraw i pomarańczy z goździkami. To wyjątkowy wieczór pełen radości, a przede wszystkim bliskości i ciepła. Dom wypełniony wyjątkowymi zapachami, niepowtarzalnym klimatem i miłością. To coś, czego już nigdy nie chciałabym za nic oddać, a jakie jest moje marzenie na święta? Aby każdego święta były takie jak moje... bo każdy zasługuje na szczęście, spokój i dobro w święta, jak i przez cały rok”.


c.d.n.



środa, 22 grudnia 2021

„Wigilijne opowieści”


 

Rozdział II

Duch Obecnych Świąt

Część 2


- „Pamiętam tamtą Wigilię. Gdy ostatni raz zameldowany był pełny skład załogi. Gdy była moja mama, tata, brat z żoną, siostra. Pamiętam, że spojrzałam na mych coraz bardziej kruchych rodziców i pomyślałam: abyśmy mogli jeszcze spotkać się za rok”. – Ela wzięła głęboki oddech, żeby uspokoić drżący głos – „Nie spotkaliśmy się.
Paradoksalnie to nie rodzice, o których tak się bałam, ale siostra pierwsza zabrana została przez niespodziewany zawał. Czy ktoś mógł się tego spodziewać? Nie spodziewał się nikt. Leczona była na to, na tamto, na owo. Na co ona nie była leczona!
Tylko nigdy nie była leczona na serce, Nigdy na serce. Nigdy.
Traf chciał. Czy coś innego chciało? Nie wiem co. Wolę się nie domyślać.
Dla własnego dobra.
Choinka, świecidełka, ten cały blask. Co stało za nim?
Ciemność.

Potem po kolei, jedno po drugim, odeszli moja mama i tata. Z każdą wigilią przybywało pustych miejsc i talerzy przy stole. Wreszcie, w ostatnim roku – zostaliśmy we trójkę. Ja, mąż, córka. Brat uwięziony w Łodzi, zatrzymany przez kordon pandemii, a właściwie kordon lęku. Więc tylko my. Aż my. Trzy osoby przy wielkim stole. Naokoło rząd pustych talerzy. Bo stawialiśmy je. Dla wszystkich, którzy powinni być. Których zabrakło. Którzy byli oddzieleni przepisami i którzy oddzieleni byli ostatecznością, silniejszą od przepisów.

I wtedy – wtedy – pomyślałam: to nie to, że ich nie ma. Po prostu pandemia nie pozwoliła im do nas przyjechać. To po prostu wirus, nie śmierć. Jakby ta izolacja była zwyczajnie wymuszoną sytuacją. Bez zasięgu, bo może akurat wyładowała się komórka.
Wyszłam do kuchni, spojrzałam w czarne okno, za którym nie było ani gwiazdki śniegu. Wytarłam tę jedną łzę. Powiedziałam: mamo, tato, Magda.
Wszystkiego najlepszego. Wszystkiego najlepszego, tam, gdzie jesteście.
Bo przecież po prostu nie mogliście przyjechać.
Całuję Was. Życzę wam najlepszych świąt”.

- Tak sobie myślę, że to nie może się skończyć dobrze. – Celina pochlipywała wzruszona opowieścią Eli – Nie dość, że Magda chce nas wykończyć przepysznym jedzeniem, to jeszcze wszystkie będziemy miały zapuchnięte oczy od łez, wzruszeń i tych przepięknych wspomnień.

- Magda po prostu wyeliminuje konkurencję na sylwestra. I to pięknie w białych rękawiczkach. Zbrodnia niemal doskonała – Podsumowała Jolanta.

- Dario, ciebie zostawiłam na koniec, bo miałaś do nas najdalej. Wierzę, że miałaś miłą podróż. – stwierdziła Magda.

- Tak. Całkiem niespodziewaną. I nie myślałam, ze to będzie tak miłe spotkanie... Święta spędziłam za granicą, z dala od domu. „Gdyby ktoś w poprzednie święta powiedział: „doceń to co masz, za rok wszystko się zmieni”, nigdy bym w to nie uwierzyła. Mogłabym napisać, że święta z zeszłego roku diametralnie różniły się od pozostałych. Od ponad pięciu lat mieszkam w Irlandii i niestety każdego roku czuję ogromną tęsknotę za rodziną w Polsce: moimi rodzicami, siostrą, siostrzenicą i ukochaną babcią. Chciałabym spakować się i spędzić święta z nimi, jednak nie zawsze „chcieć to móc”, choć serce tęskni nieprzerwanie i każda chwila rozłąki sprawia mi ból. W zeszłoroczne Boże Narodzenie nie było nam dane spotkać się z moją rodziną.

Czas przedświąteczny to ogrom pracy, zarówno tej na etacie, jak i w domu. Jak co roku polowałam wspólnie z elfami na ciekawe podarunki dla najbliższych. Razem z moją córeczką Lenką i narzeczonym zrobiliśmy najpyszniejsze i najpiękniejsze pierniczki. Choinkę ubraliśmy zgodnie z irlandzkim zwyczajem już początkiem grudnia! Ozdobiliśmy kominek, całe mieszkanie i przód domu. Każdego dnia starałam się organizować lub zachęcać córkę do świątecznych rysunków, muzyki, bajek. Czytaliśmy zimowe opowieści i układaliśmy tematyczne puzzle. Na samą wigilię pojechaliśmy do mamy narzeczonego, zjedliśmy pyszną kolację, rozpakowaliśmy prezenty i cieszyliśmy się wspólnymi chwilami. A w mojej głowie wciąż przewijały się wspomnienia z tych świąt, które spędzałam w Polsce z mamą i babcią. Tęsknię całym sercem, ale staram się uśmiechać i nie pokazywać smutku i obawy o moich najbliższych. Mam nadzieję, że już niedługo wszystkich uściskam, powiem, że ich kocham, że chciałabym, żeby zawsze byli przy mnie.

W Boże Narodzenie było pysznie, wesoło i pięknie, choć w sercu cały czas pozostaje nostalgia za świętami w Polsce. Wierzę, że w końcu znów uda się nam spędzić je razem”

- „Nadchodzące Święta również spędzimy z ograniczeniami – dodała Sylwia – ale bogatsza o doświadczenie z zeszłego roku, wiem, że w niczym to nie przeszkadza i można w pełni przeżyć te niezwykłe dni. Czego i sobie, i wam życzę”.


c.d.n.






wtorek, 21 grudnia 2021

„Wigilijne opowieści”

 


Rozdział II

Duch Obecnych Świąt

Część 1



- Mam dla Was niespodziankę. – Magda uśmiechnęła się tajemniczo, po tym jak kelner postawił na stole siedem kubków z aromatyczną gorącą czekoladą.

- Będzie więcej gości? – domyśliła się Jolanta, wskazując na kuszącą pysznościami tacę.

- Tak. – Magda pośpieszyła do drzwi, żeby jako gospodyni przywitać nowo przybyłych. – Nie wiem, czy się znacie, więc tak szybciutko przedstawię. Elżbieta Sidorowicz, Daria Skiba i Sylwia Kubik. Rozgośćcie się, częstujcie, na co macie ochotę. – Zachęcała zadowolona.

- Oho, Magda chce nas utuczyć, żebyśmy nie zmieściły się w sylwestrowe kreacje. – Podejrzewała rozbawiona Ela Ceglarek

- Nic podobnego. Darowane z głębi serca nie tuczy, zwłaszcza w ten magiczny czas. – Przekonywała gospodyni. – Ale zaprosiłam was tutaj, bo każda z was miała wyjątkową historię. Chciałam, żebyście ją opowiedziały. Sylwia, może ty?

- W ubiegłym roku pierwszy raz te święta miały być nieco inne. „Dla mnie istotą Świąt jest rodzina. Czas spędzony z nimi jest dla mnie najważniejszy. I chociaż pandemia ograniczyła możliwość odwiedzania dalszych członków rodziny, to ci najbliżsi byli cały czas ze mną. Paradoksalnie, dzięki ograniczeniom mogliśmy spędzić ten czas pełniej, bliżej, bez dodatkowych bodźców. Mogę więc śmiało powiedzieć, że mimo wszystko, a może właśnie dlatego, to były jedne z najpiękniejszych Świąt w moim życiu. Bardziej przeżyłam zamknięcie cmentarzy i to, że nie mogłam w tych dniach odwiedzić mojego ukochanego taty. Lubię cmentarze, ich tajemniczą aurę oraz to, że są symbolem przemijania. Przypominają, co jest ważne w życiu. Bolało mnie to, że odebrano nam możliwość bycia tam, chociaż wiem oczywiście, że to tylko miejsce, puste miejsce, a mimo to bardzo to przeżyłam”.

- Chyba wszyscy tęsknimy za naszymi bliskimi, których już nie możemy zobaczyć. Jola tak pięknie opowiadała o swoim braciszku, że aż miałam łzy w oczach. – Magda podsunęła Sylwii talerz wypełniony ciastkami z kokosem – Może skosztujesz?

- Zaczynam podejrzewać, że naprawdę chcesz nas utuczyć, a potem wsadzisz do pieca, jak w bajce Jaś i Małgosia. – Sylwia sięgnęła po pyszne ciasteczko. –  Mmm, boże jakie to pyszne. Czy ktoś sprawdził, czy nie jesteśmy w domku z piernika?

- Może i jesteście. – Magda spojrzała na nowo przybyłą Elę Sidorowicz. – Elu, myślę, że teraz ty powinnaś opowiedzieć swoją historię.

- Obawiam się, że przy tej historii będę płakała, więc jeśli ktoś zechce popłakać ze mną, to się nie krępujcie. – westchnęła Ela. 

- Chusteczek mamy pod dostatkiem. – gospodyni podsunęła misternie ozdobione pudełko, które na pierwszy rzut oka nie wyglądało wcale na chustecznik.

- Pamiętam tamtą Wigilię... – zaczęła drżącym głosem Ela.



c. d. n.





poniedziałek, 20 grudnia 2021

„Wigilijne opowieści”

 


Rozdział I

Duch Minionych Świąt

Część II


- Rozwaliłaś system. – przyznała Magda – Ale ja znam te wasze historie i każda jest wyjątkowa. Pora na Ciebie Elu.

- Cóż... Po tym co powiedziała Jola, mogę już tylko opowiedzieć o magii wigilijnej nocy. – Elżbieta Ceglarek uśmiechnęła się do wspomnień, które wypełniły jej głowę – „Minione Święta Bożego Narodzenia były naprawdę magiczne. Nic nie zapowiadało, że akurat właśnie takie będą i zapadną na długo w mojej i uczestników pamięci. Miały być to bowiem święta skromne, w gronie tylko i wyłącznie najbliższej rodziny i bez żadnych zbędnych emocji. Tak też się do nich przygotowywałam. Czekałam, aż odwiedzi mnie córka, zięć i moi rodzice. No może jeszcze mój brat z rodziną. Stało się jednak zupełnie inaczej. Nie dość, że na Wigilii niespodziewanie zjawiła się mojej przyjaciółki córka i do tego w ciąży, bez męża, to jeszcze przyjechała ciotka z wujem, z którymi całymi latami miałam bardzo mały kontakt i się nie widziałam. Przybyli z drugiego końca Polski i zachowywali się tak, jakbyśmy się do tej pory widywali codziennie. Nie miałam nic przeciwko temu, gdyż jedzenia uszykowałam pod dostatkiem i nawet zbłąkany wędrowiec zdołałby się najeść do syta przy moim stole. Zresztą według staropolskiej tradycji zawsze zostawiałam jedno puste miejsce dla właśnie dodatkowego gościa. Wtedy akurat trzymałam tylko talerz i sztućce, a także kubek z kompotowym suszem. Ale zawsze to coś. Wigilia przebiegała jak zwykle według pewnego rytuału i spokojnie do pewnego momentu. Najpierw wieczerza, życzenia, opłatek. A potem prezenty, kolędy... No właśnie, podczas kolędowania, a przed pasterką córka mojej przyjaciółki poczuła się źle i oznajmiła, że musimy ją natychmiast zawieźć do szpitala, gdyż będzie rodziła. Początkowo nikt nie brał tego komunikatu na poważnie, gdyż Ewelina miała rodzić dopiero za dwa miesiące. Za chwilę podeszliśmy do sprawy poważnie i dziewczyna została zawieziona na porodówkę. Urodziła dwóch wspaniałych chłopców. Dzieci musiały zostać w inkubatorach, gdyż były wcześniakami. Potem przyjechał ich tata i zabrał wszystkich do domu. Jak podrosną, na pewno będą się pytali, dlaczego urodzili się w Bełchatowie, a nie w Warszawie. Te święta wszyscy mile wspominamy. Ich niecodzienność spowodowała, że do dziś o nich mówimy z sentymentem. Nasza rodzina powiększyła się o dwóch nowych członków. Magia świąt naprawdę się zdarzyła. Zaskoczenie było ogromne, ale i cudowne” .

- Kiedyś nawet nie marzyliśmy o takim miejscu – Celina Mioduszewska rozejrzała się wokół –Marzenia o żywej choince, kolorowych bombkach i świecidełkach pozostawała w sferze marzeń. Pamiętam takie Boże Narodzenie, które „wiąże się z pustkami na sklepowych półkach. Święta rodzinne to biesiadowanie i jadło. Zastawienie stołu stało się nie lada wyczynem. Mięso, wędlinę, alkohol sprzedawano po odcięciu odpowiedniego kwadracika z kartki żywnościowej. Przydział na czekolady miały tylko dzieci i kobiety ciężarne. Kartkom towarzyszyły tasiemcowe kolejki. One stały się najważniejszym etapem przygotowań. Każdy produkt trzeba było nabyć w innym sklepie, bo nie było supermarketów i galerii. Właśnie w takich warunkach przygotowywałam pierwsze święta w domu ustanowionym przeze mnie i mojego małżonka. Wtedy o kuchnię nie musiałam dbać specjalnie, bo zapraszali nas rodzice, ale zapragnęłam zgodnie z tradycją mieć w domu choinkę. Modne były sztuczne drzewka i takie zdobył w terenie małżonek. Świeczek elektrycznych nie udało się nam nigdzie kupić, więc odbyło się bez nich. A bombki? Kupiłam je na straganie, u Rosjanki, w Białymstoku. Nie mając wyboru, nabyłam trzy, a każda była inna. Trudziłam się, przewieszając bombki wielokrotnie, a wszystko po to, by prezentowały się jak najlepiej. Puste gałązki przyprószyłam kulkami z białej waty. Taka dostojna stała w dużym pokoju naprzeciwko okna i patrzyła na ulicę. Piękna. Moja. Otoczona młodą miłością.

Boże Narodzenie to radość, ciepło płynące z bliskości spokrewnionych osób i życzliwość. Wszystko pozostałe to dodatki, które cieszą tylko wtedy, gdy w czterech ścianach mieszka miłość. Ona jest wartością, bo Boże Narodzenie to święto miłości. Dlatego najważniejszą bombką na mojej choince jest ogromne serce, które do domu rodzinnego na święta, w czasach studenckich, przywiozła córka”.

- To prawda, oby takie były święta, wypełnione miłością. – zgodziła się Elżbieta.

- Jolu, wspomniałaś mi jeszcze jedną wzruszającą historię – Magda podsuwała co chwilę swoim gościom jakieś smakołyki, aromatyczną herbatę, która zawsze była bardzo ciepła i pachniała miodem.

- Tak. Opowiedziałam ci dwie historie, choć ta druga, też jest wypełniona samotnością, choć nieco inną... Spędzałam wtedy wigilię z rodziną. Było to niecałe pół roku po śmierci mojego ukochanego braciszka. Odszedł zbyt wcześnie, a na miejscu, gdzie zawsze siedział przy stole, stała jego fotografia. Mama ukradkiem ocierała łzy, Tata nie umiał wydusić słów, przytulał tylko wszystkich z wdzięczności, że jesteśmy. Brak Krzysia przy stole wigilijnym był tak dojmujący, że wszyscy mieliśmy łzy w oczach, gdy patrzeliśmy na „jego miejsce”. Ciężko jest żyć, uśmiechać się, radować, gdy zabraknie kogoś w rodzinie i wiesz, że już nigdy go nie zobaczysz.

Rano, gdy wszyscy poszli do kościoła, słyszałam jak mój braciszek, chodzi po pokoju. Wiem, że to absurdalne, wiem, że on umarł, ale wtedy wyraźnie słyszałam jego kroki. Zawołałam, czy to on. Pośpiesznie założyłam szlafrok i pobiegłam do pokoju obok. Nikogo nie było, tylko rozświetlona choinka. Poczułam się trochę zawiedziona, ale wiedziałam, że on tu jest z nami. Że będzie zawsze, dopóki będziemy go wspominać i kochać”.

Gdzieś z kącików pokoju cicho rozbrzmiewała kolęda dla nieobecnych. W oczach kobiet pojawiły się łzy. Każda z nich miała kogoś, kogo zabrakło, a chciały go kochać zawsze...


c.d.n.




niedziela, 19 grudnia 2021

„Wigilijne opowieści”


Rozdział I

Duch Minionych Świąt

Część I


- Co my tu robimy? – Elżbieta Ceglarek spojrzała na dwie kobiety czekające, w świątecznie urządzonym hotelowym patio, które spełniało rolę ogrodu zimowego.

- Pewnie niedługo się dowiemy. Dostałam to tajemnicze zaproszenie. – Jolanta Bartoś wyjęła z torebki kopertę, którą pozostałe panie również otrzymały.

Kelner wskazał Elżbiecie wygodny fotel, po czym zaproponował coś do picia.

- Brałyście udział w jakimś konkursie, albo czymś takim? – zapytała Celina Mioduszewska.

Kobiety popatrzyły na siebie zaskoczone.

- Już wiem. – Jolanta najwyraźniej dojrzała coś na bileciku od organizatora. – Spójrzcie tu! – wskazała coś ukrytego w tajemniczym kolorowym zaproszeniu. – Na tej bombce jest logo blogerki Zagubieni w świecie książek. To ona nas tu zaprosiła.

Celina i Ela natychmiast sprawdziły swoje zaproszenia. 

- Magda prosiła o wspomnienia z minionych świąt. – olśniło Elżbietę.

- Mnie też! – potwierdziły pozostałe pisarki.

W tym momencie pojawił się boy, który zaprosił wszystkie panie do innego pomieszczenia. Jeśli w poprzednim czuły klimat nadchodzących świąt, to w tym pokoju znalazły się niczym w bajce. Piękny stylowy kominek, w którym palił się ogień, ustawione wokół fotele i gorący grzaniec, który wypełnił swoim aromatem pomieszczenie.

Choinka wysoka, pobłyskująca kolorowymi światełkami i aromatyczne pierniki, pomarańcze udekorowane goździkami, sernik, makowiec i wszędzie świąteczne girlandy.

- Trafiłyśmy do jakiejś bajki? – zapytała zaskoczona Elżbieta

- Nie do bajki. – usłyszały głos swojej gospodyni. – Uznałam, że tylko w takim klimacie Wasze opowieści będą wyjątkowe. Siadajcie – wskazała kobietom wygodne fotele. – Chciałam, żeby czytelnicy poznali wasze historie, a tu... – rozejrzała się wokół – sama czuję się jak w bajce. – zaśmiała się szczerze. – która z Was zacznie? Może Celinka? – Zaproponowała. 

- No dobrze – Uśmiechnęła się – Z ludzką pamięcią już tak jakoś jest, że przechowuje tylko te święta, które wiążą się z innością. Z bagażu moich doświadczeń tym razem wynurzę w pierwszej kolejności bożonarodzeniowy czas roku 1981.

Była niedziela, trzynastego grudnia. Z ekranu telewizyjnego płynęła wieść zakłócająca jeszcze rozleniwione przedpołudniowe chwile – jedne z tych, kiedy zaczynało się już mówić o planach, co trzeba kupić, jakie ciasta upiec, kiedy zacząć gruntowne porządki. Emisja orędzia do narodu zakłóciła wszystko. Mama i babcia wybiegły na szczodrze pokryte bielą śniegu podwórko, by przekazać małżonkom informację o wprowadzeniu stanu wojennego. Przerażenie w oczach dziadków pamiętam do dziś. Należeli do pokolenia doświadczonego okupacją, o której ja wtedy nie miałam pojęcia. Babcia zaczęła płakać. Dziadek spojrzał na mojego ojca i powiedział: „Ja już jestem za stary, ale was młodych będą brać do armii”. Wtedy mama skierowała wzrok na tatę. tego spotkania czterech oczu moich rodziców i łez, które pojawiły się na jej policzkach, nie sposób zapomnieć.

Pod nogami skrzypiał śnieg. Z sosnowego lasu wschodni wiatr zawiewał woń oszronionego igliwia. Ziemia rodzinna czystą bielą, w wyniku zaskakujących wieści, nie była taka entuzjastyczna jak w minionych grudniach. Nadchodziło Boże Narodzenie. Czas przygotowań do świętowania w atmosferze obowiązującej godziny policyjnej, wiszącej w powietrzu niepewności spokojnego jutra i nurtującego pytania czy spędzimy je razem. Czy w wigilię nie zapuka do drzwi nieznajomy gość i nie zabierze męża, ojca i zięcia? Wtedy chyba nawet moje dużo młodsze rodzeństwo wyczuwało atmosferę przesyconą niepokojem. Zerkając na posępne twarze dorosłych, nie potrafiło się w pełni cieszyć choinką, prezentami, sernikiem i gazowaną oranżadą w kolorze zielonych landrynek”.

- Miałam wtedy dwanaście lat, pamiętam tylko okropny mróz i ogromne ilości śniegu. – Jolanta potarła ramiona, jakby odczuła zimno panujące w tamtych latach.

- Jolu, może teraz ty nam opowiesz o swoich świętach? – Zaproponowała blogerka Magda.

- Dobrze, choć „to nie będą święta, o których chciałabym pamiętać. Były wypełnione samotnością, tęsknotą i bólem. Najgorsze, co może spotkać człowieka, to samotność w wigilię. A ja takie święta miałam tuż po rozwodzie. Nie powiedziałam rodzicom, że zakończyłam małżeństwo, bo rozwód dostałam jakoś w połowie grudnia tuż przed świętami. Nie chciałam nikomu psuć humoru, myślałam, że później, że będzie czas na przykre rozmowy. Cóż, pomyliłam się. Po raz kolejny zawiodłam się na moim byłym już mężu. Wyręczył mnie. Poszedł do moich rodziców i opowiedział swoją wersję rozprawy rozwodowej. Nie pojechałam na święta. Po tym jak mój tato zadzwonił i zaczął mi wyrzucać coś, czego nie zrobiłam, wiedziałam, że mój eks postarał się, żebym była tą najgorszą. Serce mi pękło. Płakałam niemal codziennie. Znajoma, którą uważałam za przyjaciółkę, zaprosiła mnie do siebie. Pomimo bólu i tęsknoty za bliskimi, zgodziłam się spędzić z jej rodziną wigilię. Kupiłam prezenty, pomogłam jej wcześniej przygotować kilka potraw. Powiedziała, że przyśle po mnie swojego męża, żebym nie musiała na tym mrozie iść przez miasto. Czekałam, stojąc w oknie i patrząc, jak ulice robią się puste, a w domach pięknie świecą się choinki. Pewnie tam już siedzą przy stole i dzielą się opłatkiem. Tęsknota za rodziną była tak dotkliwa, że rozrywała moje serce. Każda myśl o bliskich sprawiała ból.

Mąż mojej „przyjaciółki” zjawił się po osiemnastej. Ubrałam radosny uśmiech i pojechałam do nich. Obaj synowie mojej koleżanki już rozpakowali prezenty. Trochę się zdziwiłam, że przed kolacją i że stół jeszcze niezastawiony... Dałam im swoje paczki i wtedy ona zaprosiła mnie do kuchni, stawiając tam na stole resztki, których oni nie zjedli. Nie byłam gościem na kolacji, tylko przybłędą, którą trzeba nakarmić. Gardło miałam ściśnięte, nic nie mogłam przełknąć. Przeprosiłam ją i wyszłam z mieszkania. Wracałam do siebie. Płakałam całą drogę. To była najgorsza wigilia w moim życiu.

Następnego dnia pojechałam do rodziców. Musieli usłyszeć moją wersję, miałam nadzieję, że zrozumieją i wybaczą...”

- Po takim czymś nie da się już nic powiedzieć... – Elżbieta otarła łzę spływającą po policzku.



c.d.n.









czwartek, 16 grudnia 2021

„Ploteczki u cioteczki”

 




Kochani w dzisiejszych ploteczkach czeka na Was mała niespodzianka. Autorki również są ciekawe odpowiedzi czytelniczek/ów, dlatego też moim gościem jest Grażyna Wróbel, czytelniczka i blogerka. Jestem pewna, że większość z Was kojarzy Grażynę z bloga i fp Czytaninka.

Zobaczcie sami, jak poradziła sobie z moimi pytaniami.





1. Największa wpadka kulinarna?

Myślę, myślę i nie wiem czy coś wymyślę, bo prawdę mówiąc jestem mało kulinarna 😀 W domu przeważnie gotuje mąż, bo ja nie lubię. Ale niech no sobie przypomnę. Dawno, dawno temu zamiast klusek śląskich wyszła mi ciapa – jak to zrobiłam, nie pytajcie, bo sama nie pamiętam.

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Uwielbiam kremówkę papieską, chociaż dawno już jej nie jadłam. A lubię ją, bo jej masa zawsze sprawia, że mam niebo w gębie 😉

3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

Weterynarzem, od zawsze kochałam (i nadal kocham) wszystkie zwierzęta i zawsze marzyło mi się, aby zostać weterynarzem.

4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo, że masz tego wiele)

Oczywiście! książki! Nie mam już gdzie ich kłaść na półkach (powoli walają się wszędzie), ale wciąż mi ich mało. Czasem zastanawiam się, czy to nie jest już przypadkiem jakaś choroba?

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?

Tak, pierwsze co zawsze muszę zrobić, to wypić kawę. Później chwila pieszczot z Franco (pies) i można witać nowy dzień.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

Ale serio tylko jedno? No więc wybrałabym się na Wyspę La Reunion, przepiękne malownicze miejsce i przede wszystkim ciepłe nawet zimą.

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Najbardziej denerwuje mnie zazdrość innych ludzi. Nie rozumiem np. jak można komuś zazdrościć czegoś, na co np. pracował kawał czasu. Denerwuje mnie również kłamstwo w żywe oczy.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu w ciele mężczyzny?

Zapewne zaczęłabym narzekać, że znów się nic nie chce (śmiech).



Grażyna dziękuję Ci za poświęcony czas i naszą rozmowę. Zapomniałaś tylko o czymś istotnym :) Oprócz książek kupujesz też i dostajesz sowy. Brakuje Ci w twojej kolekcji, jak zauważyła Daria Skiba, żywej sowy. Wszystko jeszcze przed Tobą.


niedziela, 12 grudnia 2021

Zapowiedź świątecznej niespodzianki



 

Pamiętacie „Opowieść wigilijną” Charlesa Dickensa? Powieść, w której główny bohater Ebenezer Scrooge, w czasie nocy wigilijnej przechodzi głęboką przemianę, spotykając Ducha Minionych Świąt, Ducha Obecnych Świąt i Ducha Przyszłych Świąt Bożego Narodzenia. Ten pomysł był motywacją do napisania „Opowieści Wigilijnych”, które już wkrótce Wam przedstawię. Do projektu zaprosiłam kilka fajnych autorek, które opowiedzą o swoich świętach. Tych minionych, nie zawsze wesołych, tych spędzonych w pandemii i tych, na które czekają. 

To będzie piękna i wzruszająca opowieść, na którą już dziś Was zapraszam. A premiera pierwszej części 19 grudnia na moim blogu. Każdego następnego dnia, aż do Wigilii będziecie mogli wzruszać się, czytając wspomnienia i marzenia naszych Autorek.


czwartek, 9 grudnia 2021

„Ploteczki u cioteczki”

 



Jak w każdy czwartek, czas na nasze „Ploteczki u cioteczki” Dziś moim gościem jest Jagna Rolska, autorka powieści obyczajowo-historycznych i fantastycznych. Jej debiutancka powieść nosi tytuł „SeeIT”. Na pewno znacie też „Testament życia”; „Odcienie życia”, „Tajemnice ogrodu Foksal” oraz powieści napisane w duecie z Izabellą Frączyk – „Kaprys milionera”; „Upadek milionera”... itd.

Zapraszam na ploteczki, które Autorka zechciała mi zdradzić.




1. Największa wpadka kulinarna?

Tak myślę, i myślę i chyba muszę się cofnąć mocno w czasie. Lubię gotować, więc eksperymenty kulinarne wychodzą mi całkiem znośnie. Właściwie nie opieram się na przepisach, tylko tworzę własne. Ale kiedyś bywało różnie. Pamiętam pierwszy obiad w nowym mieszkaniu. Zaprosiłam rodziców, tuż po opuszczeniu rodzinnego gniazda. Podeszłam do zadania ambitnie i postanowiłam podać opiekane ziemniaki, smażone steki i sałatę z pomidorem. Nie miałam pojęcia, jakie mięso kupić, więc wybrałam udziec. Usmażyłam w plastrach na patelni i podałam. Rodzina bohatersko żuła te podeszwy :D

Pamiętam też pierwszy kapuśniak. Kupiłam jakąś obłąkaną ilość kapusty kiszonej, wrzuciłam do gara. A chwilę później stwierdziłam, że coś za gęsto, więc postanowiłam się pozbyć części. Nie wiem, co mi odbiło, ale wylałam część do klopa, zatkałam odpływ, a kapusta poszła na podłogę elegancką kaskadą.

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Właściwie nie lubię deserów. Nie odpowiada mi słodki smak. Raz do roku, podczas wigilii zjadam kawałek „metrowca”, który robi moja mama. To ciasto jest naszym przysmakiem rodzinnym i składa się z jasnych oraz kakaowych placków przekładanych kremem budyniowym. Całość polewa się czekoladą. Powodem, dla którego owo ciasto wjeżdża na wigilijny stół, wcale nie są święta. W wigilię urodziła się moja siostrzenica i wtedy świętujemy jej urodziny. Sąsiedzi zapewne mają ubaw, gdy z naszej chaty, zamiast kolęd słychać gromkie „sto lat!” :D

3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

Zacznijmy od tego, że gdy miałam 8-10 lat to dorosłość była dla mnie abstrakcyjna. Myślałam, że normalne dzieci się nie starzeją ;) Słowem, nie chciałam być nikim innym tylko dzieckiem. I to jest najcudowniejsze w dzieciństwie. Tkwisz całym swoim młodym, gorącym sercem w miejscu, które kochasz i kompletnie nie wyobrażasz sobie, że cokolwiek może się zmienić. Jeśli wszystko układa się dobrze, to zmiany przychodzą powoli, a ty przygotowujesz się na dalsze etapy życia. Ja miałam to szczęście i jestem za to wdzięczna moim rodzicom.

OK, marzyłam o pisaniu książek w bliżej nieokreślonej przyszłości, ale panie polonistki skutecznie wybiły mi to z głowy. Ale spuśćmy lepiej na szkolny etap mojego życia zasłonę milczenia.

4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo że masz tego wiele)

Pewnie nie będę oryginalna, ale książki :D Szaleję w antykwariatach i jestem w stanie wydać tam każde pieniądze. Serce bije mi mocniej przy archiwaliach z lat trzydziestych ubiegłego stulecia, szczególnie gdy dotyczą Warszawy. Nie mam, rzecz jasna aspiracji do bycia varsavianistką, ale lubię o sobie myśleć, że jestem amatorską wielbicielką mojego rodzinnego miasta. Łapię się na tym, że lepiej ogarniam topografię przedwojennej stolicy, niż obecnej :D Mąż już się z pewną rezygnacją pogodził z tym, że podczas jazdy samochodem pokazuję mu zjazd na przedwojenny most Kierbedzia, którego nie ma od 1944 roku. Minusy życia w jednym domu z pisarką. Łudzi się biedak, że to przeminie, gdy skończę pisać przedwojenno-wojenną sagę dla wydawnictwa Prószyński i s-ka. Tylko nie wie, że potem cofam się jeszcze bardziej w czasie, żeby wrócić do XVIII wieku i napisać kolejny tom „Tajemnic ogrodu Foksal” Wtedy będę myśleć o rogatkach miejskich i stukocie końskich kopyt na traktach miejskich :D

No dobra, kupuję zbyt dużo butów. Przyznaję się!

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?

Oczywiście. Owocowa herbata zawsze w tym samym kubku (mam dwa zapasowe, gdyby ten poległ na polu chwały) Telefon do mamy, książka, pisanie. A od dosłownie kilku dni ogród. Przeprowadziłam się do domu po latach mieszkania w bloku. Póki co jest głównie szok i niedowierzanie, ale zawsze o tym marzyłam, wiec niezależnie od pogody lecę z sekatorem i usiłuję ogarniać swój skrawek ziemi. Mam z tego niesamowitą frajdę.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

To będzie totalnie precyzyjne :D Chalet Pian w Dolomitach. Oczywiście zimą. Bo zimę uwielbiam, jest dla mnie najbardziej magiczną z wszystkich pór roku. Wioska pasterska Pian jest położona ponad włoskim miasteczkiem Campitello. Dojeżdża się tam stromą drogą, więc łatwo nie jest. Potem trzeba zostawić samochód na maleńkim parkingu i na własnym grzbiecie przenieść wszystkie bagaże przez wąskie bramy pomiędzy bardzo starymi domami. Chalet Pian powstał w zaadaptowanej na cel mieszkalny starej stodole. Jest drewniany, urządzony w tradycyjnym stylu trydenckim. Za oknami roztacza się zapierający dech w piersiach widok na ośnieżone Dolomity, a po zmroku na pajęczynę świateł leżącego u podnóża góry miasteczka. Jeśli mam umrzeć, to tylko tam ;)

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Hipokryzja i niesprawiedliwość. Wszystko się we mnie buntuje w sytuacjach, gdy dzieje się coś, co je generuje. Szczególnie że przeważnie towarzyszy temu poczucie bezradności. I nie musi to dotyczyć mnie bezpośrednio. Wystarczy, że jestem świadkiem sytuacji, w której ktoś jest niesprawiedliwie traktowany albo właśnie doświadcza cudzej hipokryzji i od razu mnie ze złości krew zalewa.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?

Szczerze? Pewnie sprawdziłabym z ciekawości zawartość bielizny ;)



Jagna dziękuję Ci za poświęcony czas i naszą rozmowę. Mam nadzieję, że gdzieś, kiedyś uda nam się razem wypić tę owocową herbatę, oczywiście każda w swoim ulubionym kubku.




niedziela, 5 grudnia 2021

Aleksandra Rak „Gwiazdeczka”

 


Autor: Aleksandra Rak

Tytuł: „Gwiazdeczka”

Wydawnictwo: Dragon

Rok wydania: 2021 r.

Stron: 303


Wiem, że do świąt jeszcze trochę czasu, to jednak w niczym nie przeszkadza, żeby powoli zacząć czytać powieści świąteczne. Zawsze czekam na październik i listopad, bo wtedy każdego roku pojawiają się propozycje wydawnicze, a okładki świąteczne przyciągają mój wzrok. Tworzy się całkiem długa lista do przeczytania. W tym roku lekturę rozpoczęłam od powieści Aleksandry Rak. Jej „Gwiazdeczka” dostarczyła mi mnóstwo wrażeń. Pewnie jesteście ciekawi jakich?

Chyba dla większości z nas, zbliżające się święta stanowią magiczny i radosny czas. Wprawiają w cudowny nastrój. Jednak dla Asi, bohaterki powieści, zbliżające się święta nie jawią się w kolorowych barwach. Wręcz przeciwnie, wszystko jakby magle spada na jej głowę... na dodatek coraz trudniej to udźwignąć. Zmaga się z chorobą mamy,  z więzienia po wielu latach wychodzi jej tata, mąż się od niej oddala, a pewnego dnia ulega wypadkowi. Dodatkowo przyjaciółka nie chce przyjąć jej rad i pomocy. Czy te święta w ogóle mają jakiś sens? Czy Joanna poradzi sobie ze wszystkimi problemami, które wiszą nad nią i nie dają o sobie zapomnieć? Czy wszystko się ułoży?

Z przyjemnością oddałam się lekturze książki, wciągnęła mnie od pierwszych stron. Urzekła, zafascynowała, spowodowała, że bardzo zżyłam się z główną bohaterką. Nie dajcie się zwieść zimowej okładce, bardzo pięknej swoją drogą, powieść ta bowiem wcale nie jest słodka. Skrywa na swych stronach mnóstwo życiowych problemów, z którymi należy się zmierzyć, rozwiązać. Momentami odnosiłam wrażenie, że z każdym dniem Asia ma tych kłopotów coraz więcej, że coraz bardziej ją przytłaczają. Obawiałam się, że w końcu sobie z nimi nie poradzi. Tymczasem bohaterka, mimo chwil zwątpienia, podejmuje wiele słusznych decyzji. „Gwiazdeczka” pokazuje, że kobieta jest silną istotą, która potrafi podołać wszystkiemu, jeśli tylko tego chce. Autorka w swej powieści porusza problem opieki nad chorą matką na Alzheimera. Pokazuje, z czym zmaga się rodzina podczas tej choroby, ile kosztuje ją patrzenie na to, co się dzieje z bliskim. Oprócz tego mamy też ojca, który po wielu latach wychodzi z więzienia. To człowiek zalękniony i wycofany, który obawia się wyjść poza miejsce zamieszkania, chociażby po zakupy. Czy Asi uda się pomóc ojcu w nowej rzeczywistości? Sama też musi zawalczyć o swoje małżeństwo. Jej mąż odsuwa się od niej, mijają się bez słowa. Czy Asi decyzja w sprawie swojego małżeństwa okaże się dobrym rozwiązaniem? Czy zakończy się pomyślnie? A to jeszcze nie koniec... będzie jeszcze o przemocy domowej. Ten temat jest również bardzo ważny, dobrze, że został poruszony. Tak wiele kobiet boryka się z tym problemem w swoim życiu. Mam nadzieję, że czytając o tym, być może niektóre zrozumieją, że ich życie wcale tak nie musi wyglądać, że jest wyjście z takiej sytuacji. Pojawią się również tajemnice, które zostaną wyjaśnione.

Bohaterowie wspaniale wykreowani, mogliby być moimi sąsiadami. Bardzo polubiłam Asię. Podczas czytania zastanawiałam się, ile jeszcze jest w stanie unieść, czy sobie poradzi, jednocześnie jednak bardzo ją podziwiałam, że się nie poddaje. Wierzyłam w nią... Kibicowałam jej, żeby wszystko w jej życiu się ułożyło, aby jej święta były udane i niezapomniane. Powiem Wam, że z jednej strony chętnie poznałabym dalsze losy bohaterów, ale z drugiej strony to zakończenie książkowe jest dobre i może niech tak zostanie.

„Gwiazdeczka” to opowieść pełna ciepła, która wzrusza i wskazuje, co w życiu jest najważniejsze. Uczy trudnej sztuki wybaczania, rozmów z bliskimi, wzajemnego zaufania. Na pewno będziecie nią zafascynowani. Polecam, koniecznie przeczytajcie!



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Wydawnictwu Dragon

czwartek, 2 grudnia 2021

„Ploteczki u cioteczki”

 


Kochani zapraszam Was na kolejne „Ploteczki u cioteczki”. Dziś moim gościem jest Anna Szczęsna. Autorka powieści: „Gwiazdka z brokatem”, „Jutro pachnie cynamonem”, „Krokodyl w doniczce” i wielu innych, które na pewno doskonale większość z Was zna. Obecnie na grupie pani Ani odbywa się wspólne czytanie jej najnowszej książki „Gwiazdka z brokatem”. Zachęcam Was do dołączenia, jeśli tylko macie swoją powieść.



1. Największa wpadka kulinarna?

Lubię eksperymentować w kuchni i próbować nowych przepisów, ale ich efekty bywają różne. Z tych najbardziej spektakularnych porażek, to gdy robiłam tofurnik jagodowy i do spodu, złożonego z wiórek kokosowych, ziaren słonecznika i oleju kokosowego, należało dodać szczyptę soli. No cóż, moja szczypta okazała się na tyle duża, że ciasto, mimo pięknego wyglądu, nie nadawało się do podania. Innym razem piekłam najzwyklejsze pod słońcem ciasto cytrynowe. Wyjęłam je z piekarnika pięknie wyrośnięte, zarumienione. Niestety po wyjęciu z formy po prostu się rozpłynęło. Tutaj już nic nie dało się uratować.

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Nie mam jednego ulubionego deseru. Od czasu do czasu pojawia się ochota na coś konkretnego. Tej jesieni do moich ulubionych należy zwykły budyń posypany borówkami albo z łyżką jakiejś konfitury, najlepiej domowej.

3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

Nie pamiętam. Chyba nikim konkretnym. Za bardzo byłam zajęta czytaniem książek i przeżywaniem przygód bohaterów, żeby zastanawiać się nad przyszłością.

4, Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo, że masz tego wiele)

O tak! Książki! Co chwilę pojawia się jakiś tytuł, który nie tylko muszę przeczytać, ale mieć w swoich zbiorach. Książek nigdy za wiele. A gdy regał się zapełni, przekazuję je dalej.

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?

Nieśpiesznie wypita kawa o poranku, a po południu czytanie. Jeśli te dwie rzeczy uda się zrealizować, to znaczy, że dzień mogę zaliczyć do udanych.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

Na plażę na Hawajach albo Karaibach, gdzie mogłabym do syta cieszyć się słońcem, ciepłym, złotym piaskiem pod stopami i relaksować się, słuchając szumu fal. Gdybym dodała do tego jeszcze podziwianie palm i egzotycznych kwiatów, nic więcej nie byłoby mi potrzebne.

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Są dni, gdy wszystko 😉, ale najczęściej wyprowadza mnie z równowagi nagła zmiana planów. Nie lubię też być zarzucana znienacka zadaniami, które muszą być zrobione na już.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?

Bardzo ciekawe pytanie. Na pewno bardzo bym się zdziwiła i spanikowała. Potem zastanowiłabym się, jak to wykorzystać. Może uszczęśliwiłabym wszystkie kobiety wokół, robiąc to, czego zwykle oczekują od facetów kobiety, a oni robią to niechętnie? Wyniosłabym śmieci i obdarowała je kwiatami nie szczędząc przy tym komplementów :D



Pani Aniu dziękuję za poświęcony czas i naszą rozmowę. Punkt siódmy to jakbym czytała o sobie :)



Panią Anię możecie znaleźć tutaj:

https://www.facebook.com/anna.szczesna.pisarka

https://www.facebook.com/groups/219977668638079



niedziela, 28 listopada 2021

Beata Zdziarska – „Po drugiej stronie raju”

 


Autor: Beata Zdziarska

Tytuł: „Po drugiej stronie raju”

Wydawnictwo: Replika

Rok wydania: 2021 r.

Stron: 288



Tak naprawdę nie wiem, od czego zacząć... Mnóstwo myśli mam w głowie. Miałam nadzieję, że przez noc się poukładają i pisanie pójdzie mi gładko. Tymczasem nic z tego... Beata Zdziarska stworzyła świetną powieść, która pokazuje, że nic nie jest nam dane na zawsze. Zmusza do refleksji nad życiem, swoim postępowaniem, zachowaniem, obnaża ludzkie słabości, ale daje też nadzieję. Ta powieść jest inna, od tych które niedawno czytałam. Na bardzo długo zostanie w mojej pamięci. Postaram się Wam przybliżyć jej treść, nie zdradzając zbyt wiele.

Ewa i Mateusz są małżeństwem, wydawać by się mogło, całkiem udanym. Oboje mają pracę, która ich satysfakcjonuje, luksusowy apartament, dwa samochody. Tak naprawdę można by pokusić się o stwierdzenie, że nic im nie brakuje. Życie jednak płata im przykrego figla i to w momencie, kiedy postanawiają „odświeżyć” swoje uczucia. Los obdarza ich czymś, czego raczej nie chcieliby doświadczyć. Jak sobie z tym poradzą? Czy udźwigną brzemię tego ciężaru?

Fabuła książki toczy się swoim własnym rytmem. Wciągnęła mnie w swoje wnętrze od pierwszej, aż do ostatniej strony. Beata Zdziarska stworzyła powieść tak rzeczywistą, że nie można się od niej oderwać. Daje do myślenia, wywołuje mnóstwo emocji. Autorka porusza bardzo ważne tematy, takie jak: nieuleczalna choroba, cierpienie, trudne wybory i ich konsekwencje, opiekę nad starszymi ludźmi w Domu Pogodnej Jesieni, a także śmierć i kres naszego życia. W życiu niczego nie możemy być pewni. Bo czas:

„Czas nie zna przystanków, nie zwolni, nie zawróci, nie da nam drugiej szansy. Czy nie lepiej skupić się na tym, co jest, co będzie?”

O tej nieuleczalnej chorobie, którą poznałam w powieści, nie wiedziałam dotychczas nic. Może gdzieś, kiedyś obiła mi się o uszy jej nazwa, lecz to tylko tyle. Nie miałam pojęcia, że toczeń może uczynić takie spustoszenie w organizmie. Zmaganie się z nim nie jest łatwe i to zarówno dla chorego, jak i bliskiego członka rodziny. Można mieć tylko nadzieję, że nie będzie postępować zbyt szybko i pozwoli normalnie funkcjonować, ale to wszystko jest tylko do czasu. Trudnych decyzji tutaj nie zabraknie. Czy wszystkie będą dobre? Zgodne z sumieniem?

Bardzo ciekawie Autorka przedstawiła również życie pensjonariuszy w Domu Pogodnej Jesieni. I tutaj również nasuwają się kolejne refleksje. Jak łatwo jest wyjechać gdzieś daleko, albo nawet zostać w tym samym mieście i „pozbyć się problemu”, bo w niektórych przypadkach tak właśnie jest, oddać bliskich i o nich zapomnieć... Nie odwiedzać ich... A przecież oni kiedyś poświęcili nam swoje życie, wychowali nas. Oni też mają uczucia i u kresu swych dni chcieliby zobaczyć przy sobie własne dzieci. Jest to dla mnie niezrozumiałe, nie potrafiłabym zapomnieć o swoich bliskich. Nawet ci, którzy już odeszli są w mojej pamięci. Cóż każdy ma wybór. Czy każdy postępuje właściwie? To już jego sumienie.

Treść książki poznajemy z perspektywy trzech osób: Mateusza, Ewy i Zofii – matki Mateusza. Ich rozmyślania, rozterki przeplatają się między sobą. Dzięki temu bardzo dobrze poznałam ich samych, jak i ich charaktery. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Współodczuwałam z nimi ich problemy, ból, radość, śmiech i łzy. Zastanawiałam się, jak ja postąpiłabym na ich miejscu. Jaką ja podjęłabym decyzję. Bardzo polubiłam Zofię, chociaż nie zawsze się z nią zgadzałam. Rozumiałam jej postępowanie, podziwiałam jej pracę ze starszymi osobami i jej radosne chwile. Adam? Adama trzeba umieć zrozumieć, bo jego sytuacja nie była łatwa. Za to Ewkę nie do końca rozumiem, jej decyzje nie zawsze zyskiwały moje uznanie. Nie wszystkie były słuszne. Nie podobało mi się, że potrafiła tak łatwo ranić bliskich. Chociaż patrząc z drugiej strony, nie wiadomo, jak sami byśmy postąpili. Jestem ciekawa, jak Wy po przeczytaniu powieści spojrzycie na jej bohaterów.

„Po drugiej stronie raju” to powieść idealna na długie jesienne dni. Zmusza do własnych przemyśleń i udowadnia, że nic nie jest wieczne, że nasze plany mogą się poplątać, a marzenia nigdy nie spełnić. Nie zabraknie Wam w niej również emocji, ale te odkryjecie sami. Szczerze polecam!



 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję




czwartek, 25 listopada 2021

„Ploteczki u cioteczki”

 


Dzisiaj w „Ploteczkach u cioteczki” mam przyjemność gościć Agnieszkę Kazałę, kobietę z duszą artystki. Autorkę powieści dla dorosłych i mądrych, terapeutycznych bajek dla dzieci. Agnieszka jest również ilustratorką wielu bajek wydanych w Wydawnictwie Literackim Białe Pióro, w którym jest również szefową.

Zapraszam na ploteczki, które Autorka zechciała mi zdradzić.




1. Największa wpadka kulinarna?

Generalnie sama jestem jedną wielką wpadką kulinarną, bo z gotowaniem wciąż na bakier: chcę jajko na twardo – wychodzi na miękko, staram się o puszyste ciasto – wychodzi zakalec, zabieram się za kruche – brakuje mi śmietany, a generalnie zamiast ciast piekę malowaną porcelanę ;) – ta wychodzi pięknie. Standardem u mnie jest zapomnieć o potrzebie dodania cukru do ciasta.

Ale największą wpadką było, gdy z nastawionego wina, zamiast wina wyszło mi 5 litrów octu – z tym cukrem to jednak coś jest nie tak 😜

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Chyba najbardziej sernik, bo nie powoduje takich wyrzutów sumienia jak lody karmelowe i tiramisu – w końcu ser jest zdrowy i potrzebny dla kości 😊

3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

W tym wieku bardzo interesowałam się zoologią, chciałam jechać na wyprawę do Afryki albo pracować w ZOO. Bycie zoologiem wydawało się fascynujące. Z tego okresu do dziś zostało mi zamiłowanie do zwierząt, może dlatego o nich są moje bajki. Potem chciałam być konserwatorem zabytków, najlepiej też i archeologiem – siedzieć na pustyni i oddzielać ziarenka piasku od cennych zabytków (a może pragnęłam być Kopciuszkiem?) albo siedzieć na rusztowaniu i przywracać świetność starym rzeczom (ale skutecznie wybiła mi to z głowy chemiczka, stawiając wciąż 3=)

4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo, że masz tego wiele)

Buty i torebki – to moja słabość 😊 i jeszcze bransoletki, koraliczki, świeczki z wosku i takie tam – jak to sroczka 😊 I farby, ale ostatnio brakuje czasu na malowanie. Mąż twierdzi, że w razie przeprowadzki potrzebny będzie pociąg ze stoma wagonami na moje rupiecie, ale myślę, że przesadza, wystarczy 5 TIR-ów.

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?

Ledwie otworzę oczy łykam tabletkę na tarczycę, ona pozwala mi wstać, zacząć chodzić i ogólnie żyć.

Od czasu gdy dopadł nas covid i ledwie uszliśmy z życiem mamy z mężem mały rytuał – on wstaje wcześnie do pracy, ja śpię, bo długo pracowałam wieczorem, ale między 10 a 11 obowiązkowo on wraca do domu, ja zamykam laptop i wspólnie robimy i jemy śniadanie, po którym pijemy kawę. Potem znów ruszamy do pracy. Wieczorem siadamy przy surówce, lampce wina lub kubku herbaty. No i spacery - w weekend obowiązkowe. To daje nam poczucie życia razem, nie każde osobno.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

Na 100% nad morze, nie ważne jakie, ale koniecznie z mężem, bym się nie zgubiła (kierunki i mapy to dla mnie zagadka, idę przed siebie i podziwiam) i miała do kogo gadać 😜 Szum fal mnie uspokaja, a bezkres daje odpoczynek, no ale trzeba o tym komuś opowiedzieć. Uwielbiam morze.

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Chyba... gdy ktoś mi wmawia, że nie znam się na tym, co robię 😛 no i tysiąc innych rzeczy.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?

Sądzę, że zaczęłabym wrzeszczeć z przerażenia, że mam czegoś za dużo i czegoś za mało 😀 No bo, który facet miałby taką szopę na głowie? A włosy i zęby są najważniejsze! 😛




Agnieszko dziękuję za poświęcony czas i naszą rozmowę. Tez jestem taką sroczką, a świece uwielbiam.








czwartek, 18 listopada 2021

„Ploteczki u cioteczki”

 


W dzisiejszych „Ploteczkach u cioteczki” spotkamy się z Katarzyną Kielecką-Masłocha. Kto z was zna już Kasię i jej twórczość? Na pewno wielu z Was odpowie na to pytanie: znam :) Napiszę krótko, Katarzyna jest autorką powieści obyczajowych i książek dla dzieci. W swych utworach nie boi się poruszać trudnych tematów, dostarcza wielu wzruszeń. Ma cudownego psa Leona.

Zapraszam na ploteczki, które Autorka zechciała mi zdradzić.



1. Największa wpadka kulinarna?

Chyba nie ma rzeczy, poza wodą, której bym nie zdążyła przypalić. Gotowanie nie jest moją domeną. W tym zakresie oddaję pałeczkę mężowi i córce. Szczyt osiągnęłam, gdy postawiłam plastikowy czajnik elektryczny na kuchni indukcyjnej i zorientowałam się dopiero, kiedy jego dół zmienił stan skupienia na półpłynny.

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Ze słodkości największą słabość mam do lodów cytrynowych i tarty z jabłkami. W obu przypadkach idealnie mi pasuje kwaskowy posmak.

3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

Mniej więcej co tydzień „kimś” innym. Pamiętam weterynarza, nauczycielkę, reżyserkę i scenarzystkę przedstawień teatralnych, piosenkarkę (to byłby dramat) i oczywiście pisarkę (a jakże) 😊 Moi rodzice wmawiali mi, że powinnam zostać lekarzem, co uważałam za obrzydliwe, bo lekarz musi grzebać w ludziach, a ludzie mają krew. W przypadku weterynarza jakoś mnie nie  niepokoił ten aspekt 😛

4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo, że masz tego wiele)

Jestem do bólu pragmatyczna (nie wiem czy z przymusu, czy z natury, może kiedyś zdołam to rozstrzygnąć) i wykazuję się sporą odpornością na kupowanie sobie rzeczy, bez których mogę się obyć. Dlatego między innymi kocham Legimi, Storytel i tego typu platformy, które dają mi dostęp do tysięcy tytułów, bez konieczności gromadzenia ich w hurtowych ilościach w domu. Gdy dzieci były małe, miałam słabość do kupowania im zabawek i książek. Teraz zwykle ulegam pokusie przy piłeczkach i szarpakach dla psa, a Leon dba o to, by systematycznie wszystkie niszczyć i stwarzać przestrzeń dla nowych nabytków 😉

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?

Podstawowy to kawa o poranku. Nie ma opcji, żebym inaczej zaczęła dzień. W czasie, gdy ja piję, zwykle przeglądam internet. Zaczynam od portali z wiadomościami z kraju i ze świata, a kończę na Instagramie. Potem mogę zaczynać pracę.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

Lista jest długa, ale niech będzie, że wybieram Lofoty. Tylko, proszę, wybierzmy taki dzień, w którym pojawi się zorza polarna.

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Bezmyślność i małpia złośliwość.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?

Podejrzewam, że kawę. Nie sądzę, by zmiana płci zdołała stłamsić to przyzwyczajenie😉



Kasiu dziękuję za poświęcony czas i naszą rozmowę. Trochę mało było o moim ulubieńcu – Leonie 😀



czwartek, 11 listopada 2021

„Ploteczki u cioteczki”

 



Kochani zapraszam Was na kolejne „Ploteczki u cioteczki”. Dziś moim gościem jest Zuzanna Arczyńska. Autorka powieści:  „Jak spadek” „Odzyskane dzieciństwo”; „Dziewczyna bez makijażu”, „Niania lekkich obyczajów”. Już wkrótce, bo 26 listopada będzie premiera kolejnej książki pt. „Mimozowe pole”. Przy tej okazji zachęcam Was do zakupu i przeczytania. Jak znam twórczość Zuzy, warto sięgnąć po nią w ciemno.

Tymczasem zapraszam Was na kawę i ploteczki, które Autorka zachciała mi zdradzić.




1. Największa wpadka kulinarna?

Moja pierwsza pomidorowa z ryżem, byłam jeszcze nastolatką, dosypywałam tego ryżu i dosypywałam, a zupa wciąż była za mało gęsta. A potem nagle oszalała! Efekt był taki, że była za gęsta nawet do jedzenia widelcem, bo ryż wypił całą zupę, a mimo tego był twardy. Mam też perełkę sprzed kilku lat. Na stronie Świeżo napisane Jagna Rolska i Izabela Frączyk wrzucały fajne i szybkie przepisy. Bardzo chciałam zrobić róże z ciasta francuskiego z jabłkami, takie najprostsze i szybkie do przygotowania. Niestety, nie miałam blachy do muffinek, więc założyłam, że chodzi tylko o oddzielenie od siebie kolejnych porcji i zrobiłam sobie kratkę z kartonu. Weszło w nią sporo sztuk, tak, powiedzmy trzy na cztery. Włożyłam kartonową kratkę z ciastem do piekarnika i jakież było moje zdziwienie, że mój cudowny wynalazek zaczął w piekarniku płonąć. Kratka zjarała się dokumentnie, ciasto się rozlało i było do wyrzucenia, a jedyne ślady tej zbrodni ma gdzieś skitrane Jagna w czeluściach Messengera, bo od razu pochwaliłam się, jak mi nie wyszło.

2. Jaki deser lubisz i dlaczego?

Najbardziej lubię desery, których przygotowanie nie wymaga czasu. Może być domowe Kinder country. Mogą być lody z owocami. Proste rzeczy dają dużo radości, a nie kradną czasu.

3. Kim chciałaś być, gdy miałaś 8-10 lat?

W drugiej klasie chciałam być zakonnicą, bo one miały ładne zdjęcia z kolorowymi dziećmi w takich ładnych ciuchach, jakich u nas nie było. To moja wersja, ale w rodzinie mówi się, że zawsze chciałam być kierowniczką. Nie ważne czego.

4. Czy jest coś, co lubisz kupować? (mimo że masz tego wiele)

Tak, rzeczy do domu. Półki, pierdółki, świeczki. I książki. Czuję stały niedosyt.

5. Czy masz jakieś swoje codzienne rytuały?

Chyba tylko poranną kawę. Chociaż był czas, gdy codziennie rano malowałam rzęsy, chyba muszę do tego wrócić.

6. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieść się w dowolne miejsce, gdzie trafimy?

Tam, gdzie jest bardzo ciepło, woda do chłodzenia się i rajska plaża.

7. Co Cię najbardziej denerwuje?

Głupota, partia rządząca, fundamentaliści katoliccy, wpływ kościoła na życie ludzi, którzy nie chcą mieć z nim niczego wspólnego, nepotyzm, złodziejstwo i rozdawnictwo. A przede wszystkim nienawidzę ludzi, którzy mają czelność mówić innym, jak mają żyć, jakie podejmować decyzje w imię ideałów, które sami udają, że wyznają. To dla mnie ohyda.

8. Co byś zrobiła, jako pierwsze po obudzeniu się w ciele mężczyzny?

Serio? Sprawdziłabym, jak smakuje męski orgazm, tak z ciekawości 😊



Zuza dziękuję za poświęcony czas i naszą rozmowę. Też uwielbiam kupować pierdółki do domu. Właśnie wzbogaciłam się o kolejne dwie świeczki zapachowe :) No, ale jak nie kupić, jak przyzywają zapachem i wyglądem.