środa, 12 października 2016

UWAGA KONKURS


Kochani spieszę do Was z drugim konkursem, jeden już odbył się na fp, czas więc na kolejny na blogu. A co będzie do wygrania? Chcecie się dowiedzieć? A więc oto i nagroda, jeden egzemplarz trafi do kogoś z Was.




Co trzeba zrobić, aby wygrać? Wystarczy tylko uratować mnie :)
A tak poważnie pytanie konkursowe brzmi:

Czy zdarzyło się Wam kogoś uratować, komuś pomóc, spełnić jakiś dobry uczynek.
Wystarczy opisać w kilku zdaniach.


Regulamin konkursu:

1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Zagubieni w świecie książek.
2. Sponsorem nagrody jest wydawnictwo OMGBooks, które jest odpowiedzialne za wysyłkę nagrody do zwycięzcy.
3. Czas trwania konkursu od 12.10.2016 r. do 15.10.2016 r. do godz. 20:00, późniejsze zgłoszenia nie będą brane pod uwagę.
4. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu dwóch dni od zakończenia konkursu.
5. Zwycięzca ma dwa dni na przekazanie mi danych do wysyłki na email meg766@wp.pl lub w wiadomości prywatnej na fanpage.
6. Udział w konkursie może wziąć każdy, kto posiada adres korespondencyjny w Polsce.
7. Osoby zgłaszające się anonimowo proszone są o podpisanie się.
8. Zgłoszenia pod postem konkursowym są jednoznaczne z akceptacją regulaminu.


Miło mi będzie, jeśli dołączycie do obserwatorów mojego bloga, nie jest to jednak warunek konieczny

6 komentarzy:

  1. Za czasów nauki w gimnazjum zawsze jak wracałam przechodziłam koło domu starszej ani. Miała ona bowiem problemy z nogą i sama nie była za bardzo w stanie chodzić. Pewnego dnia poprosiła mnie o pomoc w dojściu do kościoła. Nie zważając na to że jestem spóźniona pomogłam jej. I w ten sposób zawsze po szkole do niej chodziłam. Pomagałam jej w domu, myłam okna, zaprowadzałam do kościoła itp...
    Po trzech latach gdy skończyłam szkołę nie mam z nią kontaktu. Jej rodzina zabrała ją do siebie. Nie mniej jednak czas spędzony z tą panią był bardzo miły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeszło rok temu dowiedziałam się,że moja koleżanka (przy tym także sąsiadka z bloku) zachorowała.Ta wiadomość spadła "jak grom z nieba" bo Krysia to była osoba pełna życia z niesamowitym poczuciem humoru,ledwo słowo i już jakiś kawał jej się przypominał.Walka trwała pół roku....niestety przegrana.W takich sytuacjach trudno mi się "znaleźć" ale to co mogłam-odwiedzałam ,przynosiłam jakiś smakołyk,później gdy leżała w szpitalu i tylko cud mógłby coś zmienić po prostu odwiedzałam ....starałam się ploteczkami dukielskimi zajmować Jej uwagę.Cudu nie było,teraz Krysię odwiedzam.....i wierzę ,że kwiatek ,który dostałam od Jej syna po śmierci zakwitając pięknie na dzień Jej imienin-Krystyny rok później....to może pamięć Jej o mnie.....Smutne to ale samo życie....

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak uratowałam najważniejszą postać w moim życiu?

    Nieraz czułam się niezwykle samotna. Ludzie, których uważałam za przyjaciół najnormalniej w świecie wbili mi nóż w plecy, facet, którego obdarzyłam uczuciami zostawił ot tak z dnia na dzień bez słowa... Zostałam sama jak palec w dużym mieście. Spytacie pewnie gdzie rodzina? Mama? Daleko ode mnie, niestety w tamtym czasie, nota bene dwa lata temu nie miałyśmy zbyt dobrego kontaktu. Ciągle słyszałam tylko to, że mam się uczyć, bo to w końcu "najważniejsze w życiu". I ona - piekielna łuszczyca, która ujawniła się pod wpływem ogromnego stresu, gdy poszłam na studia. Skutecznie utrudniała mi życie, oszpeciła. Z czasem odwróciłam się całkiem od ludzi, ich dziwnych spojrzeń i pytań "co Ci się stało?". Chciałam być traktowana normalnie, ale niestety, ciągle czułam na sobie wzrok innych, cała skóra mnie swędziała, piekła... Nie radziłam sobie zupełnie. Chodziłam od lekarza do lekarza, ciągle wydawałam pieniądze na leki coraz to nowszej generacji. Byłam traktowana jak królik doświadczalny, żadne specyfiki mi nie pomagały. A choroba się nasilała. W tym całym bólu i beznadziei czułam się coraz bardziej samotna. Pragnęłam mieć blisko siebie kogoś kto będzie mnie kochał z wzajemnością, o kogo będę się mogła troszczyć i kto będzie się cieszył z mojej obecności. I tak w moim życiu pojawiła się Tosia - cudowna psinka, która potrzebowała mamy, kogoś kto da jej miłość i ciepły dom. Pamiętam jak pierwsze dni non stop spędzałyśmy razem, jak chodziła ze mną na wykłady i schowana w mojej torebce słodko sobie spała. Jako szczeniak zdarzało jej się robić psikusy, pewnego dnia obudziłam się i moim oczom ukazała się ładowarka w pięciu częściach - ot mały elektryk! Nie jest rasowa, ale dla mnie jest najpiękniejsza na świecie. Nawet z krzywymi ząbkami, dzięki którym ciągle się uśmiecha. Jesteśmy ze sobą od dwóch lat, a ona ciągle jest dla mnie priorytetem. Wyjście na imprezę? Nie, dziękuję. Wolę posiedzieć w domu z najlepszą przyjaciółką i książką. Dzień zawsze zaczynamy "porannymi pieszczotkami", leniuchujemy sobie kilka minut po dzwonieniu budzika "kiziając się po brzuszkach". I wiecie co? Teraz o niebo lepiej mi się wraca do domu, bo wiem, że ktoś na mnie czeka, ktoś kto cały dzień za mną tęskni, ktoś dla kogo jestem wszystkim... Z początku pisząc to wyznanie myślałam, że to ja ją uratowałam przed schroniskiem, smutnym życiem. Ale to ona uratowała mnie. Dzięki Tosi moje życie nabrało humoru, ciepła i radości. Akceptuje mnie taką, jaka jestem, z chorobą czy bez kocha mnie bezgranicznie. Fakt, robi czasami bałagan, nawet teraz na podłodze niczym małe dziecko porozrzucała swoje zabawki, ale z uśmiechem na ustach będę je sprzątała. Teraz wiem, że najważniejsze w życiu to przede wszystkim bycie sobą i posiadanie kogoś, kogo się kocha ponad i pomimo wszystko. Wiele z Was pewnie pomyśli "przecież to tylko pies!", dla mnie jest to aż pies. Nikt nie potrafi być tak wierny jak taka kulka na czterech łapkach. Telewizor czy telefon nie będzie Cię witał merdającym ogonkiem, możesz kupić psa za "miliony monet", ale jego miłości nie kupisz za żadną kwotę świata, na nią musisz zapracować. Mimo, iż dawno się nie wzruszałam to pisząc tą notatkę popłakałam się trzy razy. Ze szczęścia.
    Serdeczności, Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  4. Uratowałam pewnego chłopaka.... Poznałam go jak był na życiowym zakręcie. Rzuciła go dziewczyna, z tego powodu zaczął pić alkohol, przez co stracił prawo jazdy i właśnie szukał nowej pracy (był kierowcą, jak odebrali mu prawko to już nie mógł jeździć). Zaczęłam z nim rozmawiać, normalnie, po ludzku i nie oceniałam jego przeszłości. Po krótkim czasie przyznał, że rozmowy ze mną mu pomagają. Odstawił alkohol, znalazł pracę. Postanowił, że jak tylko będzie mógł to z powrotem zrobi prawko. Teraz widzę, że jest mu lepiej, jakoś wrócił do życia. Dla ciekawskich - nie, nie jesteśmy razem. Mimo, że dobrze nam się gada, od samego początku oboje wiedzieliśmy, że to nie to i jesteśmy przyjaciółmi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochani nie będę tworzyć osobnego wpisu z WYNIKAMI KONKURSU pozwolę sobie tutaj je ogłosić. Wiem, że już na pewno na nie czekacie :) Długo się zastanawiałam kogo nagrodzić, bo wszystkie Wasze historie były piękne. Jednak wybrać muszę jedną osobę.

    Książkę Anny Bellon "Uratuj mnie" wygrywa Magdalena Szymczyk razem z Tosią :) Zwyciężczynię poproszę o przesłanie swoich danych do wysyłki na email lub w wiadomości prywatnej na fanpage na fb. Gratuluję!

    Wkrótce kolejne konkursy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiele razy pomaga sie komus i robi dobre uczynku czasami ktos to doceni a potem zapomni .uratowalam siostre namawiając ja na operacje teraz szczesliwie po i jest szczesliwa . Niestety zycie rożne sytuacje stwarza pomagamy czasem dobrym słowem podnosimy kogos na duchu to duzo znaczy , gdy ktos naprawdę potrzebuje pomocy

    OdpowiedzUsuń