poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Diane Rose – "Carpe diem" [RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]

  
Tytuł: "Carpe diem"
Autor: Diane Rose
Wydawnictwo: Videograf SA
Data wydania: 6 kwietnia 2017 r.
Stron: 464

Opis:


Rosalie Heart ma dwadzieścia dwa lata, studiuje prawo, dba o linię i spotyka się ze swoimi przyjaciółmi. Jednym słowem @ szczęśliwa młoda kobieta czekająca już tylko na miłość. Jednak zanim zaczniecie jej zazdrościć, przemyślcie to...
Rosalie zostały już niecałe dwa lata życia. Pogodziła się z tym, że umrze. Teraz tylko stara się oswoić z tym swoich najbliższych. Żyje chwilą i próbuje zrobić jak najwięcej. Nie myśli o miłości i związkach, uważa, że jest to dla niej zakazanym owocem. Po prostu trwa i czeka na ten ostatni dzień, kiedy już się nie obudzi. Ten precyzyjny plan ulega zmianie, kiedy Rosalie poznaje kogoś, z kim chciałaby spędzić jak najwięcej wspólnych chwil...

   

Moje wrażenia:


Kochani, tak naprawdę to od kilku dni zastanawiam się co napisać, jakie słowa zawrzeć w recenzji, które odzwierciedlą tę gamę uczuć, która szaleje w mej głowie. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jakie jest Wasze życie? Tak wielu z nas żyje z dnia na dzień, narzeka na los, użala się nad trudami dnia codziennego. Wielu jest skłóconych z rodziną, przyjaciółmi, żyjemy w ciągłym biegu, zatracając niekiedy to, co najpiękniejsze. Gubimy się w tej naszej rzeczywistości, myślimy, że na wszystko mamy czas. Tylko, czy aby na pewno?
Co byście zrobili, gdybyście usłyszeli, że zostało Wam niecałe dwa lata życia? Jak byście je spędzili? Po przeczytaniu debiutu Diane Rose pt. "Carpe diem" te myśli wciąż krążą w mej głowie. I też pierwszy raz, na początku recenzji zdradzę Wam, iż książka była... albo i nie, poczytajcie dalej.

Rosalie Heart to młoda kobieta, studentka prawa, która dba o linię, biega, ma zaufanych przyjaciół, wspaniałą rodzinę i żyje według zasady carpe diem, czyli chwytaj dzień. Wydawać by się mogło, że wiedzie beztroskie życie. Nic nie jest jednak takie, na jakie wygląda. Przed Rosalie tylko, albo i aż 600 dni życia... Tylko nieliczni wiedzą, że Rosalie ma chore serce, że potrzebny jest dawca i szybki przeszczep. Rosalie zaczyna odliczać każdy przeżyty dzień. Żyje intensywnie, chce jak najwięcej doświadczyć. Jednak nic nie planuje, nie myśli o miłości. I nagle na jej drodze pojawia się Daniel. Umawia się z nim na randkę, miała to być pierwsza i ostatnia randka, tylko jeden wspólny wieczór. Stało się jednak inaczej... Czy Rosalie powie mu o swej chorobie? Czy mają szansę na szczęście?

"Każdy ma prawo przeżyć miłość, każdy. Nieważne ile dni mu zostało."

Debiutancka powieść Diane Rose nie posiada długiego wstępu, autorka od pierwszych stron porusza bardzo trudny temat, czyli zderzenie z okrutną chorobą i czyhającą śmiercią, ale również odnajdziemy w niej miłość i przyjaźń. Do tego wspaniale wykreowani bohaterowie, zarówno postacie pierwszoplanowe, jak i poboczne. Nie sposób ich nie polubić, wielu z nas może się z nimi utożsamiać. Na szczególną uwagę zasługuje też relacja Rosalie i Jamesa, jej brata. Takiego brata i faceta można tylko zazdrościć. Wspaniały brat, mąż i ojciec oraz wyśmienity kucharz. Zawsze był jej wsparciem, do końca wierzył, że wyzdrowieje, nigdy nie stracił nadziei. Jest przy niej w każdej trudnej chwili, opiekuje się nią, widać tę braterską miłość. Razem z nimi są też jej przyjaciele Oliwia i Tomek, którzy potrafią wysłuchać, rozśmieszyć, ale też postawić do pionu. W końcu pojawia się też Daniel, który pod wpływem Rosalie przechodzi małą metamorfozę. Na uwagę zasługuje też to, co lubię najbardziej, czyli pierwszoosobowe narracje Rose i Daniela. Dzięki temu mam możliwość obserwować wydarzenia z perspektywy obu stron, doświadczając przy tym wielu emocji.

Fabuła książki jest bardzo wciągająca, ciągle coś się dzieje. Powieść napisana jest plastycznym i lekkim stylem z zabawnymi dialogami, które często bawiły mnie lub sprawiały, że moje serce z żalu się zaciskało. "Carpe diem" gwarantuje mnóstwo emocji i przeżyć, ale ma też jeden minus. Kochana autorko, to co zrobiłaś, ze mną pod koniec książki jest nie do wybaczenia. Płakałam, szukając chusteczek, nie mogłam uwierzyć w to, co przeczytałam. Przeżyłam prawie zawał, wyzywałam w tych krótkich chwilach, gdy wycierałam oczy. W końcu dotarłam do końca... Tak zakończenie zdecydowanie wbija w fotel. I jedno wiem na pewno, jeszcze wrócę do książki na pewno nie raz.

Podsumowując:





Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję autorce Diane Rose oraz wydawnictwu
Videograf




Książka bierze udział w wyzwaniu:
Dziecięce poczytania, Olimpiada czytelnicza oraz Czytam, bo polskie

7 komentarzy:

  1. Chcę, chcę... nie co ja mówię? Muszę to przeczytać, koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia, w której nie brak zarówno uśmiechu, jak i goryczy. Cieszę się, że mogę jej patronować. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna recenzja . Zdecydowanie mnie zachecilas do sięgnięcia po te pozycje . Wprost uwielbiam takie książki a jak jeszcze łezka sie zakręci w oku to tym lepiej . Blog dodaje do obserwowanych i będę wpadać po inspiracje czytelnicze. Zapraszam rownież do mnie
    Pozdrawiam

    Czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie odwiedzę Twój blog i zapraszam serdecznie do zaglądania do mnie :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Też muszę się na nią skusić :) Zachęcasz :)

    OdpowiedzUsuń